Artykuły

Jako patriota będę szkalował swoją ojczyznę

Zawiniliśmy. My, artyści, publicyści, dziennikarze, pozwoliliśmy urosnąć nacjonalizmowi. Nie zrobiliśmy nic, by rozbroić antysemityzm. Owszem, on jest także w innych krajach, ale to, co dzieje się teraz w Polsce, przeraża. Gdy w Niemczech maszerują naziole z pochodniami, naprzeciw im wchodzi wielotysięczna demonstracja obywateli. A u nas? Gdzie są obywatele? To nie czas, by udawać się na emigrację wewnętrzną. Rozmowa z reżyserem Wojtkiem Klemmem.

Małgorzata Skowrońska: Będzie miał pan polską władzę na karku.

Wojtek Klemm : Dlaczego?

Nie zrobił pan z "Ognia" bohatera. "Grząsko...", mówi postać, którą gra Marcin Kalisz w spektaklu "W ogień!", gdy padają oskarżenia pod adresem Józefa Kurasia: że bandyta, że terrorysta, że morderca. Stąpa pan po grząskim gruncie.

- Rządzący chcą mieć polską historię w filmie i w teatrze? Czemu nie. Jestem za. Tylko niech się nie spodziewają lukrowanej opowieści rodem z bajki "ku pokrzepieniu serc". Sztuka nie jest po to, by zagłaskiwać i usypiać. Jeśli mamy jako artyści zmierzyć się z polską historią, to musimy na nią popatrzeć nie przez pseudopatriotyczne okulary. W spektaklu jest taki moment, gdy aktorzy skandują, że nie ma żadnych kontrowersji, przecież w broszurze IPN wszystko jest jasno wyłożone... Ale na razie nikt nam nie zabronił myśleć, pytania też możemy zadawać. Inna sprawa, że te pytania nie są dla wszystkich wygodne. Taki mamy klimat, że trzeba się zastanowić, czym jest patriotyzm. Bo przecież nie jest to ślepa i głupia wiara w broszury czy noszenie sztandarów na wiecach albo zakładanie na grzbiet biało-czerwonej przeciwdeszczowej peleryny z orłem na piersi.

Taką pelerynę, w której podczas wyprawy w góry wystąpił Jarosław Kaczyński, ma na sobie dwóch aktorów z pięcioosobowej obsady "W ogień!". Grząsko...

- Może i grząsko, ale jeśli chcemy, bo coś się zmieniło w Polsce, musimy mówić otwarcie.

Zawiniliśmy. My, artyści, publicyści, dziennikarze, pozwoliliśmy urosnąć nacjonalizmowi. Nie zrobiliśmy nic, by rozbroić antysemityzm. Owszem, on jest także w innych krajach, ale to, co dzieje się teraz w Polsce, przeraża. Jedną ustawą rządzący otworzyli wrota, których być może nie uda się tak łatwo zamknąć. A nawet jeśli, blizny pozostaną. PiS pozwolił, by te antysemickie wirusy rozmnożyły się; coś, co było marginesem, nagle ma głos.

Opowiem o moim osobistym doświadczeniu. Byłem świadkiem takiej rozmowy: środowisko teatralno-filmowe, warszawska śmietanka; temat gorący, bo marsz nacjonalistów. Trzydzieści sekund i rozmowa schodzi na Żydów. I pada mityczne zdanie, które dziś pojawia się w debacie publicznej, że Żydzi to komuniści i sami są sobie winni.

Jeszcze niedawno chodzenie z żydowskimi emblematami, gwiazdą Dawida na szyi nie było problemem. Teraz bym się zawahał, czy się tak odsłonić. Ludzie zaczynają się bać. Nie tylko ci, którzy mają żydowskie korzenie. Zaczyna się bać każdy, kto ma odrębne od PiS-u zdanie na temat historii, którą oni mitologizują. Inaczej się nie da powiedzieć. Przerabiają martyrologię na mit, a życie nie jest czarno-białe. Dla nich żołnierze wyklęci to po prostu patrioci. Nie dostrzegają, jakie było to środowisko i że nie wszyscy byli bohaterami.

A dla pana?

- Uważam, że "Ogień" był terrorystą, w dzisiejszym tego słowa rozumieniu. Nie da się usprawiedliwić jego morderstw i gwałtów. Inne zdanie na ten temat ma Mateusz Pakuła, autor tekstu sztuki: dziadek jego żony był greckim komunistycznym partyzantem, który uciekł do Polski. Spektakl nie tyle jednak opowiada historię Kurasia, co pokazuje wielość historycznych i pseudohistorycznych narracji. Prawda, że prawica i nacjonaliści szukają teraz bohaterów i oni w Kurasiu widzą postać na pomnik. My w spektaklu "W ogień!" stawiamy pytanie: kim był ten człowiek i czy jesteśmy w stanie tego dociec?

Swoją drogą, męczy mnie paradoks, że ciągle zajmujemy się ludźmi, którzy walczyli przeciwko innym. Jakbyśmy nie mieli fantastycznych postaci, które przyczyniły się do pojednania między narodami. Ciągle jesteśmy przymuszani, żeby współczesność oglądać poprzez przeszłość. Nikt nie patrzy do przodu, wszyscy patrzą do tyłu. A ten tył ma teraz zideologizowane podłoże.

W Krakowie pana spektakl pokazano na scenie Małopolskiego Ogrodu Sztuki, ale sztuka miała premierę w Zakopanem podczas Festiwalu Genius Loci. Gdzie jak gdzie, ale tam "Ogień" ma albo wyznawców, albo totalnych krytyków. Kuraś dzieli Podhale na tych, którzy go usprawiedliwiają, i tych, którzy przez niego lub jego bandę byli pokrzywdzeni. Jak górale zareagowali?

- Spektakl pokazaliśmy nie na scenie, ale na parkingu. Swoją rolę zagrała wiata przystankowa, jak to w Polsce - zamalowana kibicowskimi hasłami. Kamieniami nikt w nas nie rzucał, ale zdarzyło się, że przechodził jeden autochton, który napluł na aktorów, krzycząc, że to "gówno prawda" i że go pijany Kuraś na rękach nosił. Ot, partyzancka mitologia. Były też inne reakcje. Graliśmy tam cztery razy i za każdym razem przysiadał się pan, jak się okazało, przewodnik tatrzański. Od niego usłyszeliśmy, że bardzo dobrze oddajemy prawdę, a raczej wielość prawd, jaką można opowiedzieć o Kurasiu.

Przypomina mi się rysunek Mleczki z hasłem "Podhale wita". Pamięta go pan? Leży cepr z ciupagą w plecach, a przed nim właśnie ten powitalny napis. Górale potrafią się zdenerwować.

- A gdybyśmy zamienili jedno słowo w tym napisie: "Podhale" na "Polskę"? Tak to dziś mniej więcej wygląda. Nie chcemy uchodźców, nie chcemy Żydów, nie chcemy inaczej wyglądających, nie chcemy inaczej myślących. Przecież tylko mącą, przeszkadzają, nie dostosowują się do obowiązującego paradygmatu.

Koło mnie na krakowskim przedstawieniu siedział pan w wieku 60 plus. Na górala co prawda nie wyglądał, ale - sądząc po tym, że ani razu nie zaklaskał - chętnie by panu, autorowi scenariusza i aktorom wbił ciupagę w plecy.

- To z Brechta: teatr musi polaryzować. Bardzo cieszę się, że ten pan obejrzał spektakl. Właśnie do takich ludzi powinniśmy wyciągać rękę pierwsi. Nie mam ambicji, by go przekonać, że mam rację. Nie o to chodzi. Ale jeśli "W ogień!" zasieje w nim wątpliwości co do tezy, z którą zapewne zjawił się na spektaklu, to już coś.

Rzadko zdarza się, by widzowie brawami przerywali spektakl. W tym przypadku aktorzy dostali oklaski, gdy na scenie padły słowa o tym, jak łatwo z niezadowolonych zrobić nienawidzących. Zrobił pan nie tylko kontrowersyjny, ale też polityczny spektakl.

- Nie po raz pierwszy. Teatr powinien zderzać się z tym, co boli. Jeszcze za poprzednich Kaczyńskich reżyserowałem w Jeleniej Górze "Karierę Artura Ui" Bertolda Brechta. To historia o tym, w jaki sposób parszywi ludzie dochodzą do władzy. Ten tekst jest cały czas aktualny. W sztuce padały m.in. słowa, że "nikt mi nie powie, że biała jest białe, a czarne - czarne". To niemal zbiegło się w czasie z pamiętnym expose Jarosława Kaczyńskiego. Pytano mnie, czy specjalnie na tę okoliczność dopisałem to zdanie. Ale ja do tekstu Brechta nie dodałem ani słowa!

Moja najnowsza premiera w Monachium też - jakby pewnie powiedziała rządząca prawica - jątrzy. Opowiem w niej między innymi historię samospalenia Piotra Szczęsnego, z którego usiłuje się zrobić załamanego, depresyjnego faceta. On to przewidział. W swoim liście pisze przecież, że zarzucą mu to.

W Polsce chcę zrobić "Króla Edypa". Bardzo dziś aktualna historia o szefie gnijącego państwa. Przyczyną tej zgnilizny jest on sam. Mam na tyle szacunku do widza, że na łatwiznę nie pójdę, choć najprościej byłoby pokazać samotnego faceta z kotem, który uważa się za Boga.

Gdzie zobaczymy ten spektakl?

- W Toruniu.

O, to jeszcze jeden Bóg na horyzoncie. Radiowy.

- Nie Bóg, tylko ropucha.

Znowu grząsko... A mógłby pan, tak jak wiele pana kolegów artystów, udać się na emigrację wewnętrzną. Ewentualnie w kawiarniach z kolegami narzekać, a dziennikarzy z mediów mętnego nurtu, gdy proszą o wywiad, spuszczać po brzytwie.

- Gdy w Niemczech maszerują naziole z pochodniami, naprzeciw im wchodzi wielotysięczna demonstracja obywateli. A u nas? Gdzie są obywatele? To nie czas, by udawać się na emigrację wewnętrzną. Mamy w Polsce fantastyczną kartę opozycyjną. Wróćmy do tego, chodźmy na demonstracje, korzystajmy z prawa do obywatelskiego nieposłuszeństwa, gdy władza działa na naszą szkodę. Nie zgadzam się, by w moim kraju dochodziło do pobicia profesora tylko dlatego, że mówi po niemiecku, że słownie atakuje się dziecko o innym niż nadwiślański kolor skóry. Jako artysta mam obowiązek nawoływać do tego, by sprzeciwić się władzy, która hoduje nacjonalistów i faszystów. Mamy wiele brudu za paznokciami, o tym trzeba mówić głośno. Otacza nas smród nacjonalizmu. Czy to jest szkalowanie? Jeśli tak - jako patriota - będę szkalował swoją ojczyznę.

***

Wojtek Klemm

Reżyser teatralny. Urodził się w Warszawie. Mieszka w Berlinie, pracuje w Polsce i krajach niemieckojęzycznych. Od W latach 2007-2009 był dyrektorem artystycznym Sceny Dramatycznej Teatru Jeleniogórskiego. Od 2008 roku współpracuje z Narodowym Starym Teatrem (reżyserował m.in. "Piekarnię", w aktualnym repertuarze można zobaczyć jego spektakl "Ojciec matka tunel strachu"). Reżyserował w Schauspielhaus Stuttgart, Volksbühne Berlin, Deutsches Theater Berlin. Jego ostatnia premiera to przeniesiona na scenę historia Piotra Szczęsnego dla teatru Kammerspiele München.

*

"W ogień!"

Punktem wyjścia do badań jest biografia Józefa Kurasia "Ognia": bohatera, mordercy, przestępcy, partyzanta i Janosika, a także mit Podhala oraz tekst Mateusza Pakuły. W inscenizacji twórcy zmagają się z podstawowymi pytaniami: Czy zawsze trzeba patrzeć w przeszłość? Kogo trzeba czcić i za co? Czy jesteśmy w stanie pozbyć się ciężaru historii i zerwać z siebie tę koszulę Dejaniry, jaką jest polityka historyczna dzisiaj? Kim jest "Ogień" i czy warto czcić mordercę?

Pięcioro aktorów jako chór polskich duchów zawieszonych w czyśćcu lub przygodnych przechodniów. Jak u Kafki czekają na otwarcie wrót sprawiedliwości. I jak u Dantego spalają się swoją historią. Albo też pięciu autochtonów dziwnego plemienia, które istnieje na tych ziemiach już od wieków.

Spektakl inspirowany losem Józefa Kurasia okrzyknięto jednym z najlepszych tytułów festiwalu Genius Loci i na prośbę publiczności sztuka dołączyła do repertuaru Teatru im. Słowackiego.

Reżyseria: Wojtek Klemm. Tekst: Mateusz Pakuła. Scenografia: Anna Maria Karczmarska. Muzyka: Dominik Strycharski. Obsada: Karolina Kazoń, Natalia Strzelecka, Mateusz Janicki (gościnnie), Marcin Kalisz (gościnnie), Wojciech Skibiński.

Najbliższe spektakle: 10 i 11 lutego na Scenie MOS (ul. Rajska 12) o godz. 19.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji