Artykuły

Gliwice. Aktorzyce-filozofki na scenie Teatru Miejskiego

Gliwicki Teatr Miejski nie zwalnia tempa. Realizuje już dwunasty nowy tytuł pod tym szyldem. Na scenie znakomite aktorki - Maria Pakulnis i Ewa Dałkowska. Zagrają aktorki.

Tym razem będzie to polska prapremiera tekstu Nikołaja Kolady "Wszechogarniająco" w tłumaczeniu Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej i w reżyserii Tomasza Mana. Przedstawienie powstaje w koprodukcji z Teatrem IMKA w Warszawie.

Na scenie znakomite aktorki - Maria Pakulnis i Ewa Dałkowska. Zagrają aktorki. U schyłku kariery, w walce o ostatnią kreację. Przez lata obie bohaterki - Wiera i Nina - rywalizowały na scenie i w życiu prywatnym. Nie odniosły spektakularnych sukcesów. Teraz pierwsza z nich ma szansę na ostatnią główną rolę. Postanawia jeszcze raz zawalczyć o swój sukces. Druga ma jej w tym pomóc. Czy doświadczenie życiowe sprawi, że spotykając się ostatni raz na scenie, będą potrafiły zapomnieć o urazach? Czy z wiekiem stajemy się mądrzejsi, bardziej świadomi? Czy rozumiemy więcej?

**

Rozmowa z Tomaszem Manem, reżyserem

Marta Odziomek: Często, ale nie zawsze realizuje pan spektakle według własnych sztuk. Dlaczego w przypadku tej koprodukcji postanowił pan wystawić tekst Nikołaja Kolady?

Tomasz Man: Pomysł wyszedł od Łukasza Czuja, dyrektora artystycznego Teatru Miejskiego w Gliwicach. Wysłał mi tekst Nikołaja Kolady, który dotąd nie był grany na polskich scenach. A ja bardzo lubię jego sztuki. Ta, pod tytułem "Wszechogarniająco", jest opowieścią o dwóch aktorkach. Postanowiliśmy razem z Łukaszem zaprosić do ich zagrania dwie znane artystki, gwiazdy polskiego teatru. Wybór padł na Ewę Dałkowską i Marię Pakulnis. Na udział w spektaklu zdecydowały się właściwie w ciągu jednego dnia, po tym jak przeczytały scenariusz. Nie miały żadnych wątpliwości, żeby zagrać zaproponowane im role.

Dodatkowo, premierę tę realizujemy we współpracy z Teatrem IMKA z Warszawy, którego właścicielem i dyrektorem jest Tomasz Karolak.

Wspomniał pan, że lubi twórczość Kolady. Za co?

- To przykład "totalnego człowieka teatru". Kolada jest jednocześnie dramatopisarzem, reżyserem, aktorem i dyrektorem swojej sceny. Więcej funkcji już chyba pełnić nie można! To takie zwierzę teatralne i w jego tekstach po prostu czuć teatr. Są pisane nie zza biurka, ale ze sceny. Większość z nich powstaje zresztą z myślą o zespole aktorskim Kolady.

Spektakl jest spotkaniem dwóch kobiet, aktorek. Rywalizują na scenie i w życiu. W jakiej sytuacji się znajdują?

- Pierwsza z nich to Nina, druga Wiera. Obie są dojrzałymi, doświadczonymi aktorkami, które niestety są już nieco zapomniane. Nina właśnie została suflerką, przestała grać. Wiera wciąż jest w zespole, ale przeczuwa, że to są już jej ostatnie tam chwile. W związku z tym, w akcie natchnienia i desperacji, napisała dla siebie sztukę i właśnie chce ją teraz przeczytać na próbie ze swoją - co śmieszne - nie najlepszą przyjaciółką. Można powiedzieć nawet, że z wrogiem. Bo prawda jest taka, że nie ma komu zaproponować współpracy. Wiera zaprasza Ninę do sali prób. Chce zobaczyć, jakby ten tekst wybrzmiał na scenie. Obie są spragnione grania. Mają potrzebę bycia na scenie.

Więc "Wszechogarniająco" to sztuka głównie o teatrze?

- Dla mnie jest to tekst o tym, że aktor tak naprawdę nigdy nie zrezygnuje ze sceny. Ona jest jego powietrzem, oddycha nią. Właściwie nie tylko aktor nie rezygnuje ze sceny. Mam tu na myśli wszystkie artystyczne zawody. Nie jest łatwo oddzielić życie od sceny. W pewnym momencie te dwie rzeczywistości aktorowi się zlewają. Na próbach, obserwując obie aktorki, czasem nie wiem, kiedy one grają, a kiedy są sobą.

"Wszechogarniająco" to również sztuka o tym, że mało kto chce być odsunięty od pracy. Ludzie bowiem pragną czuć się potrzebni, a to poczucie - generalizując - daje im właśnie praca. Człowiek chce służyć drugiemu człowiekowi przez całe życie.

Na scenie dwie znakomite aktorki. Czy pan je sobie jakoś przeciwstawia?

- Mamy do czynienia z dwiema różnymi osobowościami, już w punkcie wyjścia, na poziomie konstrukcji scenariusza. Ewa Dałkowska gra Ninę, wściekłą na teatr aktorkę, która została odrzucona. Potraktowano ją nie fair, zatrudniając na stare lata jako inspicjentkę. Z kolei Maria Pakulnis występuje w roli Wiery - aktorki, która ma aspiracje literackie i chce jeszcze o siebie zawalczyć.

Obydwie aktorki też się od siebie różnią. Ewa Dałkowska, z którą nieraz współpracowałem, to wybitna aktorka z wielu powodów. Na co dzień związana jest z Nowym Teatrem w Warszawie, gdzie szefem jest Krzysztof Warlikowski. To czuć w jej grze, w jej sposobie pracy, że pracuje w teatrze poszukującym, artystycznym. Z kolei Maria Pakulnis jest aktorką bardzo precyzyjną, uważną. Dla niej zaś szalenie istotna jest analiza tekstu. Mamy więc na pewno też dwa rodzaje aktorstwa.

Bohaterkami są dojrzałe aktorki. Tekstów dla takich kobiet w polskim teatrze jest chyba jak na lekarstwo, prawda?

- Prawda. I chodzi generalnie o kobiety, w każdym wieku. Pamiętam, że profesor Janusz Degler, który uczył mnie na studiach, powtarzał, że brakuje u nas ról kobiecych. Zaczyna się u Szekspira, gdzie główne role zwykle są męskie. Bo chodzi tu właśnie o role prowadzące. Ról takich dla kobiet jest szalenie mało. Wieki się zmieniają, lata lecą, a to się nie zmienia.

Ja sam piszę dla teatru. Moja pierwsza - na przekór temu trendowi - sztuka pt. "Katarantka" dotyczyła starszej kobiety. Napisałem ją, ponieważ temat ten wyniknął poniekąd z moich doświadczeń w rodzinie, ze starszą, niewidomą kobietą. Myślę, że u Kolady było podobnie. Widząc, jako dyrektor teatru, na co dzień starsze aktorki, które już trochę żegnają się z zawodem, postanowił napisać z myślą o nich sztukę. Napisał ją z obserwacji.

Jak można rozumieć tytuł spektaklu?

- "Wszechogarniająco" - tak brzmi tytuł sztuki, którą napisała jedna z bohaterek, Wiera. Sądzę, że jest wynikiem pewnej refleksji nad życiem - chyba najpiękniej jest wtedy, gdy jesteśmy w stanie zaakceptować wszystko, co przytrafia się nam w naszym życiu, co jest na świecie. To rodzi taki wszechogarniający stan, uczucie pełni.

Krytyk Łukasz Drewniak, recenzując tę sztukę Kolady na łamach jednego z portali teatralnych, zauważył, że na początku czytelnik ma wrażenie, iż na scenie spotykają się ze sobą dwie głupiutkie istoty. Wraz z rozwojem akcji okazuje się, że kobiety te są prawdziwymi filozofkami i pojęły sens życia. Ale z nikim się nim nie dzielą, bo i tak nie zostaną zrozumiane

- Zgadzam się z taką konstatacją. Konstrukcja tego dramatu jest taka właśnie, że wszystko rozwija się w czasie. Na początku poznajemy dwie kąsające się, złośliwe dwie starsze panie. Im dalej, tym więcej jest "nektaru życia". W okolicach finału dowiadujemy się, co jest dla ludzi najważniejsze, do czego warto dążyć.

Niedawno byłem w teatrze na "Wujaszku Wani" w Teatrze Polskim w Warszawie. Autorem jest - przypomnijmy - Antoni Czechow, reżyserował też Rosjanin, Iwan Wyrypajew. To spektakl bardzo rosyjski z ducha. I sądzę, że u Nikołaja Kolady jest podobny nastrój. On wskrzesza ducha Czechowa. Ten duch jest mocno zakorzeniony u Kolady, w szczególności w końcowych monologach. Jest w nich mądra refleksja nad życiem, pewna prostoduszność wobec niego i afirmacja prostej codzienności, filozofia dostrzegania rzeczy najprostszych i cieszenia się z nich.

Premiera spektaklu "Wszechogarniająco" w Teatrze Miejskim w Gliwicach w piątek 16 lutego o godz. 19. Kolejne pokazy 17, 18 i 20 lutego. Bilety: 29-34 zł, premiera: 50 zł. Premiera w Teatrze IMKA w Warszawie odbędzie się 10 marca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji