Artykuły

Zosia i "Ułani"

"Ułani" Jarosława Marka Rymkiewicza w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Domagała na stronie DOMAGALAsieKULTURY.

Parę lat temu na wykładzie historii literatury rosyjskiej w Moskwie poznałem osobliwy schemat interpretacji "Eugeniusza Oniegina". Według niego Tatiana to Rosja, która najpierw pokochała oświeconego postępowca i Europejczyka Oniegina, po czym - kiedy ten, zachłyśnięty nowoczesnością i "wielkim światem" dał jej kosza - oddała swą rękę generałowi. Gdy liberał Oniegin znudzony światem, pusty duchowo po latach na nowo odkrywa "swoją" Tatianę spostrzega, że jest piękna i bogata, lecz... już nie jego. Zdaje sobie sprawę, że kocha ją nad życie, lecz ona jest już w rękach armii. Na zawsze. O tej właśnie metodzie czytania utworu literackiego przypomniałem sobie na spektaklu Piotra Cieplaka "Ułani" i po jego obejrzeniu stwierdzam, że owa rosyjska szkoła interpretacji pasuje tu jak ulał. Wypada teraz pokrótce opowiedzieć fabułę dramatu, ale tak, by nie psuć Państwu intelektualnej łamigłówki i by mogli Państwo sami delektować się swoimi odkryciami.

Główną bohaterką "Ułanów" jest młoda dziewczyna Zosia, która jest już w takim wieku, że koniecznie powinna wyjść za mąż i urodzić dziecko. Dziecko, na które niecierpliwie czekają wszyscy, ma być ono bowiem Zbawcą Ojczyzny. Początkowo Zosia jest zafascynowana (z wzajemnością) niemieckojęzycznym Feldmarszałem z Wiednia, ale jej Ciotunia nie chce się zgodzić na ślub z obcym. Szuka więc kandydata wśród "swoich", czyli przybyłych właśnie do dworu ułanów. Brane jest również pod uwagę Widmo księcia Józefa (Poniatowskiego), ale niestety odmawia. Całkiem realny Major ułanów wydaje się z kolei za stary, więc naturalnym kandydatem powinien stać się młody porucznik Lubomir. Ten jednak nie dość, że jest niespełnionym poetą, to jeszcze do tego mężczyzną niepewnym swojej tożsamości, która - wedle słów jego własnego wiersza - oscyluje między "żabą" a "bocianem" (w pewnym momencie ulega nawet fascynacji męskim Feldmarszałem). Ceduje więc swoje obowiązki małżeńskie na prostackiego ordynansa Jana, który - ociągając się nieco - w końcu bierze się do roboty. Dalej nie ma co opowiadać, muszą się Państwo osobiście udać do Narodowego, by na własne oczy zobaczyć, czym się to wszystko zakończy. Wedle owej rosyjskiej "metodologii" Zosia musiałaby symbolizować Polskę, a ułani - Polaków. Po obejrzeniu spektaklu będą Państwo mogli sami się przekonać, czy owa rosyjska szkoła interpretacji zaprowadzi Was prosto do celu, czy - jak na rosyjską szkołę przystało - na manowce.

Że jesteśmy we współczesnej Polsce nie ma wątpliwości. Scena przy Wierzbowej została w całości - łącznie z widownią, foyer i kawiarnią - zamieniona przez Piotra Cieplaka i autora scenografii Andrzeja Witkowskiego w interaktywne Muzeum Wszech - Ułaństwa Polskiego. Czegóż tu nie ma: są bociany i kruki, kontusze i suknie, jest fragment filmu, w którym mickiewiczowska Zosia biegnie do ogrodu, a także ślad palca samego wieszcza, jest broń i koński łeb, są wreszcie widelce, które Polacy wysłali Napoleonowi, "udostępnione dzięki uprzejmości prezydenta Emanuela Macrona". Ten ostatni eksponat w "muzeum" przy Wierzbowej dobrze pokazuje intencje twórców spektaklu. Informacja dotycząca widelców prowadzi nas prosto do aroganckiej wypowiedzi pewnego ministra o Francuzach, która sama w sobie - wraz z całą listą innych głupot i niezręczności, dokonywanych codziennie przez jaśnie nam panujących - mogłaby z powodzeniem znaleźć się wśród eksponatów, bo to muzeum nie Ułaństwa, a Polski, ze wszystkimi jej mitami, fantazmatami, ideałami, stereotypami i co gorsza - kompleksami. Polski dawnej i tej współczesnej, jako że wszystko, co znajduje się w owym muzeum, my, Polacy, mamy w głowach, wymieszane niczym serwowany w przerwie spektaklu - pyszny podobno - przyrządzany przez Ciotunię bigos. Na moim przedstawieniu - co znamienne - był przez nią tak pieczołowicie doglądany, że aż się... przypalił.

W tym osobliwym muzeum odegrana zostanie nam właśnie "komedia serio" Rymkiewicza, będąca sama w sobie dość przeciętnym połączeniem "Dam i huzarów" Fredry z "W małym dworku" Witkacego, napisanym wierszem w stylu "Pana Tadeusza". Zresztą gra z literaturą i piosenką jest w genotypie tego dramatu zapisana. Z Zosią na przykład kojarzy się dość pikantna piosenka Przybory i Wasowskiego "Zosia i ułani", wykonywana przez Irenę Kwiatkowską, która w swej treści wydaje się niepokojąco podobna do "bigosu", przyrządzonego nam przez Rymkiewicza. Z tego komediowego żywiołu dramatycznego raz po raz wydobywają się na powierzchnię zdania, które śmieszne już się wcale nie wydają, jak to Ordynansa Jana: "Ja zostaję, bo ja muszę patrzeć panie /żeby mi te łapy obce nie zdusiły mego dziecka/ kiedy dziecko będzie rosło". W tych momentach wieje grozą i okazuje się, że wedle intencji autora owa "komedia" okazuje się całkiem serio.

Piotr Cieplak wpadł na genialny pomysł, gdyż jego spektakl sam w sobie jest eksponatem w owym muzeum. Podobnie jak podpisy do innych eksponatów opowiadany jest z pełną humoru umownością, odrealniającą go i pozwalającą na puszczanie oka do widzów. Aktorzy nie grają postaci, ale się w istocie w nie "ubierają", jakby na chwilę przymierzali kostiumy, zmieniają głosy, intonacje, bawią się rolami, dotykają ich, niczym my, widzowie, muzealnych eksponatów podczas antraktu. Może dlatego kilka brutalnych kwestii, podawanych całkiem na serio, tak mocno wybrzmiewa i stanowi tak zauważalny zgrzyt w tej piętrowej parodystycznej konwencji, której istotą wydaje się oświeceniowa maksyma "uczyć i bawić". Ileż tu fantastycznych, inteligentnych pomysłów: Widmo siedzące tyłem, okrakiem na koniu, który wypina na nas swój wielki zad, kanapa omdleń, na którą wszyscy obowiązkowo padają bez zmysłów, czy niemieckojęzyczny Feldmarszał w rosyjskim płaszczu.

Spektakl Cieplaka nie udałby się, gdyby nie wyborni aktorzy Teatru Narodowego, grający najpierw Polaków, potem ułanów, potem zaś każdy jeszcze jakąś postać - a to z Fredry, a to z Witkacego - która parodiuje samą siebie w tekście Rymkiewicza. I wszystkie te kreacje na siebie zachodzą! Ile trzeba tu samodyscypliny, ileż świadomości i dystansu do siebie, do tekstu, do partnerów. Znakomity jest Feldmarszał Radziwiłłowicza, z pełną dezynwolturą prezentujący swoje zagraniczne, działające na odwieczny polski "kompleks pewexu" atuty i wdzięki. Znakomita jest Ciotka Anny Seniuk - jej cwana intrygantka i kokietka w ciele matrony to prawdziwy majstersztyk. Mająca swój rozum, "młoda" (choć lekko już napoczęta zębem czasu) dziewica Zosia Dominiki Kluźniak potrafi pokazać pazurki i domagać się swego. Kluźniak prowadzi tę rolę tak, że właściwie nie wiadomo, czy ona taka jest, czy gra, nie wiadomo, czy to "bocian" czy "żaba". Jej Zosia ciągle nam się wymyka, co jest źródłem ciągłego napięcia i sprawia, że wzroku od niej oderwać nie można. Znakomity jest też niebezpieczny, bo szybko uczący się, Ordynans Arkadiusza Janiczka. Jedyna tu realistyczna i zdroworozsądkowa postać, która - niczym Edek w "Tangu" - potrafi wyciągnąć wnioski i nie boi się wykorzystać nadarzającej się okazji. Na koniec chciałbym wspomnieć Mariusza Benoita, który brawurowo stworzył kreację Widma o wyraźnie witkacowskiej proweniencji. Jego rola to perełka - raz mówi, raz grzmi, raz grozi, raz przeklina, raz obiecuje, raz wieszczy, a przy tym wszystko trafione w dziesiątkę. Wielka rola!

"Ułani" w Narodowym to hit. Dla każdego coś miłego, jak to w bigosie! Jedno jest pewne: powstał spektakl, który - gdy się nad tym głębiej zastanowić - wymyka się łatwym osądom i klasyfikacjom. Jest jak interaktywna suknia -eksponat stojący w przejściu we foyer. Ciągniemy za sznureczek, suknia idzie w górę, a pod sukienką... nic, tylko wieszak. A gdy znów ją opuszczamy, wydaje się nam, że tam nie tylko coś jest, lecz że tam właśnie kryje się istota rzeczy. I znowu mamy ochotę pociągnąć za sznurek... jak to ułani!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji