Artykuły

Białostocka "Zemsta" ma twarz kobiety

"Zemsta" Aleksandra Fredry w reż. Henryka Talara w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Henryk Talar wyreżyserował w Teatrze im. Węgierki niekonwencjonalną klasykę.

Można w teatrze zrobić ze sztuk Aleksandra Fredry szkolną ramotę, która skutecznie zniechęci zarówno młodzież, jak i dorosłych do sięgania po jego twórczość, a można wystawić go tak, by uczył, bawiąc, i bawił, ucząc. Tak właśnie postąpił znakomity aktor w swojej inscenizacji.

Oto mamy sytuację, gdy aktorzy znudzeni wykonywaniem tak "niemęskiego" zawodu jak aktorstwo postanowili zrejterować z prób "Zemsty" i udać się na strzelnicę. Aktorki zaś, by ratować honor teatru, zdecydowały się zrobić wszystko, by premiera jednak się odbyła.

Talar jako aktor, reżyser czy dyrektor teatrów zawsze traktował publiczność jak partnera. I tak jest tym razem. Fredrowskie postacie nawiązują kontakt z widzami. Śpiewają razem z nimi piosenkę o kocie, która w aranżacji Patryka Ołdziejewskiego staje się motywem przewodnim spektaklu.

Białostocka "Zemsta" jest oczywiście świadectwem czasu i świetnie wpisuje się w tak popularne dziś marsze odnoszące się do idei tolerancji i w obronie praw kobiet. Cała sala teatralna przypomina scenerię jednej z takich manifestacji. Na balkonach wiszą transparenty z opiniami, jakie na temat autora "Zemsty" wydawali jemu współcześni. Na końcu pojawia się transparent "Krokodylowi mówimy NIE".

Talar zrobił tę "Zemstę" z miłości do teatru i zawodu, który zawsze traktował jak posłannictwo. Upomniał się też o prawa kobiet, przypominając, że od narodzin teatru te prawa są mocno zachwiane.

W Białymstoku jest inaczej: aktorki mają okazję zaprezentować nieznane wcześniej cechy swoich osobowości. Danuta Bach, która dzięki posturze mogłaby idealnie pasować do Jagienki z "Krzyżaków" rozgniatającej orzechy, staje się idealnym odtwórcą rubasznego i gwałtownego Cześnika z marsowym obliczem.

Niezwykle finezyjnie podeszła do postaci Rejenta Milczka Krystyna Kasprowicz-Sokołowska. Po charakteryzacji i w złotym nakryciu głowy przypomina znakomitego aktora Igora Przegrodzkiego. Drobi kroczki jak Charlie Chaplin. A swym piskliwym głosem budzi uśmiech, ale i przerażenie. Idealnie oddaje osobowość postaci, u której pod maską pewnej figlarności kryje się mroczny despota. Kresowa Podstolina Jolanty Skorochodzkiej z przedniojęzykowym "ł" jest kwintesencją kobiecości.

Ale bohaterem czy bohaterką wieczoru jest Papkin. Arleta Godziszewska sprawuje rząd dusz nad publicznością. Jej Papkin ma w sobie przewrotność i dystans do świata. Dzięki sile i wdziękowi potrafimy wybaczyć mu słabostki - mitomanię i cwaniactwo.

W tej kobiecej obsadzie jest jeden wyjątek. Postać Wacława gra młody aktor Patryk Ołdziejewski. Dopiero wchodzi do zawodu i jeszcze chce mu się grać - pomyślałem. Henryk Talar uświadomił mi jednak inną rzecz. Miłostki Papkina, Cześnika i Podstoliny można potraktować z przymrużeniem oka. Z uczuciem Wacława i Klary (obiecująca Urszula Mazur) jest inaczej. Ono jest prawdziwe, a prawdziwa miłość jest zjawiskiem niesłychanie poważnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji