Artykuły

Nieustannie szukając poezji w teatrze

Dzisiaj "z teatru uciekła poezja". Pamiętam, jak kilka lat temu na rozpoczęcie roku akademickiego w naszej PWST, wykład inauguracyjny miał Adam Zagajewski. Pytał: dlaczego poezja uciekła z teatru, a poeci się do teatru nie garną? Dziś to potwierdzam: poezja uciekła z teatru! Plakatowość, hiperrealizm, złość, agresja... Wszystko wyrażane jest zbyt wprost! - mówi Jerzy Stuhr w rozmowie z Marią Malatyńską w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Gdy zbliżają się Święta, wszyscy robią się łagodni, sympatyczni i nie chcą rozmawiać o polityce, politykach, o partiach. Proponuję więc panu rozmowę o teatrze. Trzy dni temu przeżyliśmy kolejny Dzień Teatru, nagrody zostały rozdane, sukcesy podliczone. Czy wypada zgodzić się na wszystko, co proponuje dziś teatr?

- Teatr jest taką gałęzią sztuki, gdzie każde pokolenie wywiera piętno swojej estetyki. I musi tak być. Nawet film tego nie ma. Dzisiaj, gdy masz porządnie zrobiony film, ale według kryteriów starszego pokolenia, to on jest ważny dla wszystkich, młodszych też. A teatr? Bardzo teraz przestrzega kryterium wieku. Zwłaszcza gdy idzie o kierunek: "młodzi" wobec propozycji "dojrzałych". Bo dojrzali to czasem chcą tym młodym "się podlizać", albo czasem ich samych jeszcze coś gna z dawnego, awangardowego ducha. Jeszcze np. Krystianowi Lupie coś się czasem "chce"... W moim pokoleniu z uwagą obserwowało się seniorów. Nasz naturalny bunt realizowaliśmy twórczo! Jak Jarocki zrobił "Moją córeczkę" Różewicza w Kameralnym, to razem z Jasińskim tak się tym "wkurzyliśmy", że szybko zrobiliśmy własną inscenizację w Teatrze STU. Bunt był, ale wiele rzeczy nam imponowało. "Kariera Arturo Ui" z tytułową rolą Łomnickiego to był majstersztyk!... Nie śmiałbym stanąć obok! Jeszcze z własną propozycją! Zresztą mieliśmy to szczęście, że niezwykłe propozycje dla aktorów pojawiały się wtedy i w teatrze, i w telewizji, i w filmie. Np. nowe aktorstwo Zapasiewicza i Mai Komorowskiej w telewizyjnym filmie "Za ścianą". Jak to zobaczyłem, to powiedziałem sobie: tak bym chciał grać!

A więc nie było u nas tego, że w czambuł wszystko potępiamy! Do dziś pamiętam te różne niezwykłe fascynacje: Jack Nicholson, Dustin Hoffman, ta fala aktorów, która szła z Ameryki, to było olśnienie. My tak chcieliśmy! "Być", a nie "grać"! Zachowaniem określać siebie, a nie słowami. A sztuki działały na siebie!

Jak mi Krzysiek Kieślowski wymyślił w "Amatorze" pewną reakcję postaci, to mogła być do zastosowania wszędzie! Głowiliśmy się, co zrobić, żeby pokazać, że bohater jest nadmiernie rozemocjonowany... i przyszedł Krzysiek i powiedział: wiesz co? Czkaj! Wszak w stanach najwyższego napięcia, to było nawet możliwe, psychologicznie uzasadnione... Dziecko ci się urodziło, łapie cię czkawka... Mój pierwszy film leci na festiwalu filmów amatorskich, ja stoję na korytarzu i nagle znowu czkawka. A taka scena miłosna: ja siedziałem nagi na łóżku, a piękna Ewa Pokas podchodziła do mnie, też goła i przytulam się jej do brzucha, tak pod biustem i znowu czkawka. Kompromitacja! A ona mnie tylko głaskała i mówiła: to nic, to tylko nerwy...

Oczywiście, nie ma takiej sceny w "Amatorze", Krzysiek ją wyciął, bo nie chciał, żeby bohater zdradził żonę. A to piękna scena, odważna, jak na tamte czasy. I jest to pokazanie człowieka przez zachowanie.

Takie otwarcie się na różne sztuki dawało i oddech teatrowi, i różnorodność. Choć teatr zawsze jest inny, bo teatr to kreacja. Można więc mieć dziś takie zastrzeżenie, że to, co dziś teatr proponuje, jest zbyt plakatowe, zbyt jednoznaczne, takie wprost.

Wydaje mi się, że młode pokolenie jest zasklepione w sobie, jakby świat od nich się zaczynał. Jakby sięgnęło bardziej "teatrologicznie" wstecz, to by zobaczyło, że to wszystko już było. Jak widziałem pierwsze przedstawienia Klaty, we Wrocławiu, "Dantona", to nie mogłem pozbyć się wrażenia, że przecież tak grano w Teatrze 38, w latach 70.! Plakatowość, jarmarczność, niechlujstwo dzisiejsze - już było, tylko dlaczego się do tego profesjonalnych aktorów wykorzystuje? Może młodzi są trochę niedouczeni teatrologicznie?

Ale nie mogę się rzetelnie wypowiadać, bo ten niby nowy teatr wielokrotnie mnie tak znużył, że mało go oglądam. A jak oglądam, to mam wrażenie, że zbyt łatwo się go robi! Myśmy zawsze starali się zrobić w teatrze coś, żeby było... trudno, żeby to było ambitnie! Konrad Swinarski miał do mnie zawsze pretensje o to, że za szybko mi wszystko przychodzi! Mówił: pomęcz się trochę.

Miałem nawet kompleks z tego powodu. Trela dochodził do każdego wyrazu wolno, ale jak już doszedł, to były "himalaje" warsztatu, koncepcji, myśli! Teraz, jak patrzę na niektóre nowe przedstawienia, to myślę, jakże to jest łatwo, za łatwo!

I jeszcze jedno: dzisiaj "z teatru uciekła poezja". Pamiętam, jak kilka lat temu na rozpoczęcie roku akademickiego w naszej PWST, wykład inauguracyjny miał Adam Zagajewski. Pytał: dlaczego poezja uciekła z teatru, a poeci się do teatru nie garną? Dziś to potwierdzam: poezja uciekła z teatru! Plakatowość, hiperrealizm, złość, agresja... Wszystko wyrażane jest zbyt wprost!

Dla mnie najpiękniejsza w teatrze była poezja. Jak u Jarockiego w "Matce" Marek Walczewski wchodził na szafę i szafa traciła równowagę, to była wielka metafora tego bohatera! Albo, jak spadało 300 kg wełny i zamieniał się ten pokój w las... Krysia Zachwatowicz to wymyśliła, to była poezja! Dlatego tracę miłość do teatru współczesnego, bo szukam zawsze poezji. Czasem brutalnej, ale poezji!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji