Artykuły

Mariusz Grzegorzek: Coraz więcej mnie przeraża

- Dochodzimy do momentu, że sztuka tak, ale żeby była o operacjach plastycznych, albo o seksie, o żołnierzach wyklętych lub o Matce Boskiej. To nie jest sztuka, tylko odmienne formy propagandy na zamówienie - mówi prof. Mariusz Grzegorzek, rektor Szkoły Filmowej w Łodzi. Rozmowa Aleksandry Pucułek w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Aleksandra Pucułek: "Otchłań", premiera w sobotę, 7 kwietnia. Thriller, romans i dramat psychologiczny. Co to właściwie będzie?

Prof. Mariusz Grzegorzek, reżyser, rektor Szkoły Filmowej w Łodzi: - Do końca nie wiadomo, co to jest i to najbardziej pociąga mnie w tym dramacie. Tekst wymyka się prostym definicjom, trudno go ująć na poziomie jakiegoś gatunku. To rodzaj thrillera, filmu śledczego, a jednocześnie mroczna przypowieść o naturze ludzkiej, o rozpaczliwej potrzebie miłości. Tekst na poziomie literatury nie rości sobie praw do miana arcydzieła, ale w trakcie pracy zaskakująco rozkwita. Zadaje dużo ciekawych, niepokojących pytań, nie udziela żadnych odpowiedzi, myli miejsca akcji, myli bohaterów.

Zależy nam na tym, żeby "Otchłań" była pewnego rodzaju teatralnym widowiskiem. Ciemno i świetliście jednocześnie. Będą projekcje, dużo sensualnych, świetlnych konfiguracji. Surowe science fiction, ale też bardzo retro, neogotycki dworek, pełna harmonii muzyka Jana Sebastiana Bacha. Na tym polega energia tej sztuki, łączy postapokaliptyczną przestrzeń, w której nic nie ma, gdzie tylko technologia trzyma nas przy życiu, z dawnym światem, pełnym konwenansu, romantyzmu i niebezpieczeństwa.

Jednym z bohaterów będzie nowa technologia?

- Tak, w sensie pośrednim. Przez długi czas technologia była świadectwem naszego rozwoju, utożsamialiśmy ją z dumnym, cywilizacyjnym progresem. Dzięki niej podróżujemy tanio i bez ograniczeń, w ciągu sekundy możemy zdobyć wiedzę praktycznie o wszystkim, kupujemy rajstopy w USA i za dwa dni mamy je w Polsce. Banalne przykłady, ale pokazują ogrom technologicznej ekspansji. Teraz coraz intensywniej dociera do nas fakt, że być może ów postęp stanie się naprawdę i nieodwołalnie źródłem upadku człowieka jako istoty myślącej, czującej, kontaktującej się z innymi. Że za chwilę nie będzie natury, nie będzie drzew, powietrze, oceany i rzeki będą zatrute, a my będziemy jedli plastiki odzyskane z innego plastiku. I to nie są wizje nawiedzonych proroków czy wodzów wymordowanych indiańskich plemion, ale rzeczywistość, która powoli konstytuuje się na naszych oczach.

Ten tekst jest też o nienadążaniu za rzeczywistością.

- Dynamika zmian, które mają miejsce w świecie na bardzo różnych poziomach, jest tak ogromna, że naprawdę trudno nadążyć. Próbując utrzymać zawrotne tempo, gubimy, "rozpuszczamy" siebie. Świat internetu ma wiele aspektów. Można oglądać pornografię, wchodzić na strony typu "upsona pokazała cycki" i można wchodzić na wysoce merytoryczne portale, gdzie kryje się głęboka wiedza. Ale każda z tych aktywności owocuje odsatelitowaniem się od realnego świata. Będąc tam, nie jesteśmy tu i teraz, mimo tego, że czytamy o tym, co jest, było lub będzie tu i teraz. Zostaje zaburzony prawdziwy, esencjonalny dialog, spotkanie, metabolizm energetyczny w nas i pomiędzy nami.

Z tą sytuacją wiąże się też kolejne pytanie postawione w spektaklu, czy jesteśmy sobą czy swoim cieniem?

- Pytanie, którego podstępnie użyliśmy w sloganie reklamowym naszego przedstawienia, jest niebezpieczne. Zawiera bowiem sugestię: jesteś kimś dobrym (sobą) czy złym (cieniem)? Bohaterowie "Otchłani" nie wiedzą, kim są, a pomoc i ukojenie przynosi im spojrzenie w głęboką, ciemną studnię własnych słabości. Wynika z tego, że należy być sobą i swoim cieniem jednocześnie.

Na czym ostatnio był pan profesor w kinie?

- Na "Phantom Thread" ("Nici widmo") Paula Thomasa Andersona. Jestem wielkim miłośnikiem tego reżysera. Film bardzo mi się podobał, choć nie wygrywa z jego "Aż poleje się krew", filmem genialnym.

Pytam, bo podczas inauguracji roku akademickiego w październiku wspominał pan profesor o filmach Patryka Vegi. Zakładam, że ich pan nie oglądał.

- Pracuję bardzo intensywnie na energiach i muszę o nie dbać, a takie filmy zaburzają moją energię. Kiedy intuicja podpowiada, żeby nie iść, to nie idę, a powody takiego przeświadczenia są zazwyczaj bardzo złożone. Nie wiem, w jakim kontekście wypowiadałem się o filmach Vegi. Przeraża mnie, że produkuje rozbuchane hiciory, jakby jutro miał umrzeć.

Coraz mniej pana zadziwia, czy coraz więcej szokuje?

- Teoretycznie doświadczenie życiowe powinno sprawiać, że bardziej rozumiemy, że przecież nigdy nie zrozumiemy mechanizmów kierujących naszym życiem. Ale ja coraz mniej rozumiem, coraz więcej rzeczy mnie szokuje i przeraża.

Na przykład?

- Panuje teraz festiwal wypierania tego "ciemnego". Mamy być szczęśliwi, spełnieni, eleganccy. Odrzucamy pierwotne, animalne jądro człowieka. Nie wolno nam się pocić, jeść rękami, czuć intensywnie wszystkimi zmysłami. Wierzymy - nawet ci niewierzący jakoś wierzą - że pochodzimy tylko od istoty boskiej, która jada złotymi sztućcami, choć tak naprawdę zapewne żywi się już tylko czystą energią. Cóż za smutne nieporozumienie. Źródło depresji, samobójstw, potwornych napięć. Dążenie do bycia "pięknym" jest straszne.

Ale bardziej przeraża mnie okrucieństwo wobec matki natury, maltretowanie zwierząt, brak szacunku do drzew, bo przeszkadzają, bo to zagrożenie dla samochodów. I najgorsze jest to, że na mocy tych przekonań podejmowane są konkretne decyzje. Gdybym miał możliwość zlikwidowania, nas, ludzi przez naciśnięcie jednego guzika, zrobiłbym to bez chwili wahania.

A co ze sztuką, jej wolność wciąż jest zagrożona, tak jak pan profesor mówił w październiku?

- Biorąc pod uwagę sytuację społeczno-polityczną, jest ograniczona, to nie ulega żadnej wątpliwości. I to był głos całego naszego środowiska, nie tylko Szkoły Filmowej. Wolności sztuki nie można zawłaszczyć, jest jak pożyteczna bakteria, która zawsze się odrodzi i zawsze znajdą się ludzie z organiczną potrzebą wolnej wypowiedzi. Problem polega na tym, że mamy w tej chwili fatalnie infantylny i lekceważący stosunek do sztuki. Przestajemy rozumieć, że ona nie jest po to, by dawać rozrywkę, czy smucić, nie jest tworem dodanym do naszego życia, ale jest podstawowym narzędziem komunikacji, fenomenem, który czyni nas ludźmi, wartościowymi czującymi istotami. Kapitalizm, który do bólu zatruł kulę ziemską, doprowadził do tego, że sztuka jest coraz bardziej deprecjonowana.

Jakiś czas temu społeczeństwo uznało, że chce łożyć pieniądze na instytucje kultury, żeby pokazać, że są ważne. A teraz w ramach tych pieniędzy powstają seriale typu "przychodzi baba do lekarza" albo jakieś opowieści dziwnej treści.

- Świat w swej różnorodności jest piękny i szalony, a dochodzimy do momentu, że sztuka tak, ale żeby była o operacjach plastycznych, albo o seksie, żołnierzach wyklętych albo o Matce Boskiej. To nie jest sztuka, tylko odmienne formy propagandy na zamówienie. Poniesiemy straszliwe konsekwencje tej arogancji, już ponosimy.

Konsekwencje będą jeszcze większe?

- Społeczeństwo jest totalnie okaleczone. Pieniądz napędza wszystko i nie mówię tu tylko o sztuce. Struktura społeczna stanie się jeszcze bardziej pionowa, spuchną miasta metropolie po 50 mln mieszkańców, a dookoła nie będzie nic. Ludzie będą gnieździć się w mieszkaniach po cztery metry kwadratowe na czteropiętrowych łóżkach. Nie będą czuli nic oprócz smutku, udręczenia, to taki muzułmanizm, rozumiany jako kategoria psychologiczna. Bruno Bettelheim opisuje, że więźniowie obozu koncentracyjnego, którzy mieli świadomość, że ich los w ogóle nie leży w ich rękach, których poczucie bezpieczeństwa zostało absolutnie zaburzone, popadali w rodzaj autystycznego kiwania się. Skojarzono to z modlitwą muzułmanów, stąd nazwa. W "Otchłani" pokazujemy też takich ludzi, otępiałych, niezdolnych do wyższych uczuć. Tylko im nagle, niespodziewanie przydarzyło się pewne drgnienie, drgnienie serca. Poczucie, że potrzebują kogoś i ten ktoś ich potrzebuje. Dla tego uczucia są w w stanie zabić i dać się zabić.

W takim okaleczonym kraju obudzimy się za chwilę?

- Może nie za chwilę, ale za 50 lat?

Nie czuje się pan buforem? Z jednej strony artysta czujący, że przestrzeń, w jakiej się porusza, przestrzeń sztuki, jest coraz bardziej ograniczona. Z drugiej strony profesor, rektor, podlegający ścisłym normom, ustawom.

- Czuję się poobijanym buforem. Zawsze byłem uważany, a może sam siebie uważałem, za szaleńca, który najpierw robi, potem myśli, zdrowy rozsądek nie był moją najmocniejszą stroną. Teraz musiałem odwrócić kolejność: najpierw pomyślisz, potem zrobisz. Zwłaszcza że mówię i działam nie tylko w swoim imieniu, biorę odpowiedzialność za grupę, która mi zaufała. To jest bardzo trudna funkcja i czasami mi ciąży ta rola.

Jedną z moich koncepcji na szkołę jest: róbmy swoje. Działamy po to, i na szczęście możemy to jeszcze robić, żeby rozmawiać, mieć jakąś wymianę myśli, energii, umiejętności.

- Pod tym względem szkoła ma się dobrze, wciąż jest rodzajem laboratorium myśli, ale też ogromną wytwórnią filmową, która działa pełną parą. Na razie możemy być taką wyspą, nie jesteśmy obiektem presji czy próby zagarniania naszej niezawisłości. To jest jakiś rodzaj przywileju.

A przed nami duża, długo zapowiadana reforma szkolnictwa wyższego.

- Braliśmy żywy udział w dyskusjach dotyczących tej reformy, ale mamy przeczucie, że nasz głos chyba nie do końca zostanie uwzględniony. Jak większość obawiamy się powstania nowego ciała, czyli rady uczelni. Ma ona swoją tradycję w krajach anglosaskich i w miarę obiektywnie monitoruje tam działalność, by została przegłosowana. Zdajemy sobie sprawę z tej uczelni. W tego typu mechanizmach może pojawić się jednak miejsce na manipulację. Ale jak będzie? Nie wiemy, ciągle zmieniają się koncepcje, są takie up and down. Raz słyszymy, że na pewno ustawa wchodzi, potem okazuje się, że nie ma szans na to, że oprócz dyskusji, jak ma wyglądać szkolnictwo wyższe w Polsce, ta ustawa jest polityczną próbą sił. To, jak merytorycznie jest przygotowana, czy przejdzie czy nie, nie wynika z tego, że jest dobra albo zła, tylko z układu politycznego. Żyjemy w tej chwili w kraju wahań, w poczuciu, że nie zawsze merytoryczne argumenty mają moc sprawczą. Obowiązuje metoda: dwa kroki do tyłu, jeden do przodu, co w efekcie daje kilkadziesiąt kroków do tyłu.

Jak w takiej sytuacji "robić swoje"?

- Rwanie koszul i kładzenie się po rejtanowsku pod drzwiami nie ma kompletnie żadnego sensu. Przykładem jest Teatr Polski we Wrocławiu. Aktorzy postawili silny opór i skończyło się to demontażem tej instytucji do tego stopnia, że nie ma tam teraz czego rekonstruować, energia zniszczyła się. Konieczny jest więc rodzaj pewnego zdrowo pojętego kompromisu. Narodowy Stary Teatr w Krakowie idzie w takim kierunku. Aktorzy trzymają się razem, powołali Radę Artystyczną, próbują negocjować z dyrekcją w sposób na tyle otwarty, że być może dojdą szybko do porozumienia. W imię dobrego nadrzędnego. Zacznie powstawać wartościowy teatr.

Podobnie działamy w szkole. Żyjemy w takich, a nie innych okolicznościach i trzeba szukać w ludziach nowej władzy, w nowych koncepcjach tych punktów, w których możemy osiągnąć jakieś rozsądne porozumienie. Co nie oznacza, że mamy udawać, że jest super i że dobrze się dzieje.

Parafrazując pana profesora pytanie z przemówienia inauguracyjnego, dla kogo to wszystko robimy?

- Dla jednego, dwóch, trzech zbawicieli, którzy to łykną i poniosą w świat. Których to jakoś odmieni i sprawi, że nie będą studiowali czegoś tylko po to, żeby pracować w korporacji, wziąć kredyt, kupić sobie betonową klatkę i spłacać ją do końca życia. Którzy zapalą nas do jakiejś promiennej rewolucji, wiary w przyszłość, w zmiany na lepsze. Oczywiście każdy żyje, jak chce, ale chodzi o to, żeby nie tracić tego, co w nas zawsze było najwspanialsze: potrzeby bycia z drugim człowiekiem.

Na razie pozostaje stan zawieszenia.

- Raczej dygotu. Zawieszenie to stan statyczny, a ja czuję gęstą amplitudę drgań, ciągły niepokój, co to będzie. Pewnie będzie gorzej, ale jeszcze łudzę się, że coś się poprawi. Chciałbym zdrowia, pomyślności i radości, niech szczęście w naszych sercach zagości. Amen.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji