Artykuły

Ibsen zaledwie informacyjny

"Hedda Gabler" w reż. Dariusza Starczewskiego w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Dwugodzinne zmagania Dariusza Starczewskiego i aktorów Bagateli z Ibsenem zakończyły się klęską; choć raczej należałoby powiedzieć, że klęska była widoczna od początku.

Ciemna scena, na której widać tylko zarysy mebli. Podłoga obramowana cienkimi, świecącymi niebieskim zimnym światłem rurkami. Narasta pulsujący, groźny jak w horrorze dźwięk; w mroku stoi młoda kobieta, patrzy na widownię. Pada strzał. Po tym wprowadzeniu w mroczną duszę Heddy Gabler zaczyna się właściwa akcja. Ozdobiona obficie stiukami sala przy Sarego 7 z powodzeniem udaje kosztowną willę państwa Tesmanów, czyli Heddy i jej męża. Pośrodku kominek, po jego obu stronach drzwi; za jednymi widać fortepian, drugie służą jako wejście do domu. Żeby jednak nie poprzestawać na prostackim realizmie, scenograf obok staroświeckiej kanapy postawił przezroczyste krzesełka, a miejsce gry otoczył czarnym tiulem. Te przejrzyste ściany, choć zapewne miały dodać scenie poetyczności, bądź zasugerować tzw. wyższy sens opowiadanej historii, mają tylko jedną funkcję: utrudniają przejście z głównego miejsca gry do tych z tyłu (i na odwrót). Po godzinie staranne (a częste) omijanie zastawki przez wchodzących i wychodzących aktorów robi się nawet zabawne, ale czy aby o zabawę chodziło?

Nie jest to jedyna zagadka spektaklu. Druga, znacznie ważniejsza, to relacje między bohaterami, co w kameralnym przedstawieniu jest podstawową sprawą. Starczewski usunął postaci poboczne (o cioci Juli tylko się mówi, służącej nie ma), skupił się na powikłanym pięciokącie. Tworzą go Hedda (Anna Rokita), jej mąż Tesman (Michał Kościuk), Lövborg (Michał Rolnicki), dawny przyjaciel i naukowy rywal Tesmana - i dawny przyjaciel Heddy, Pani Elvsted (Urszula Grabowska), koleżanka Heddy ze szkoły, kochanka i współpracownica Lövborga, oraz sędzia Brack (Marek Kałużyński), który pragnie zostać kochankiem Heddy. Nie bardzo wiadomo, co reżyser chciał wydobyć z dramatu Ibsena; żadna z postaci nie jest wyrazista, wieloznaczna, intrygująca, a co za tym idzie - relacje, konflikty czy uczucia też takie nie są. Owszem, Ibsen pokazuje ludzi przeciętnych, choć z aspiracjami, i w tej przeciętności nieprzyjemnych, ale przeciętności w teatrze nie można oddawać przeciętnością czy beznamiętnością aktorską. A tak w tym przedstawieniu jest - aktorzy chodzą, mówią, z wypowiadanego tekstu możemy zrozumieć, o co chodzi, ale to stanowczo za mało. Jesteśmy zaledwie poinformowani o rozwoju akcji. To informowanie inkrustowane jest wstawkami "symbolicznymi", jak ta przypadająca w środku dramatu, kiedy Hedda w ciemnościach tańczy z trzema mężczyznami.

Dariusz Starczewski debiutował jako reżyser dwa lata temu udaną, prosto i wrażliwie opowiedzianą "Szklaną menażerią". Ibsena nie da się jednak tak prosto opowiedzieć, jak poczciwego Tennessee Williamsa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji