Artykuły

W sprawie ostryg. I o roli teatru

Podczas lektury wywiadu można pomyśleć, że składa się to wszystko w jakiś rodzaj schizofrenicznego systemu, w którym akceptuje się zasady rynku, logikę produktu i klienta, a jednocześnie próbuje się w jej ramach coś jeszcze ugrać, wystawiając premiery, które służą krytyce społecznej. To wszystko kompletne nieporozumienie - wywiad z Maciejem Nowakiem, dyrektorem Teatru Polskiego w Poznaniu, zamieszczony w miesięczniku Dialog, komentuje Stanisław Godlewski z Gazety Wyborczej - Poznań.

Małże to fascynujące stworzonka. Niektóre służą do wytwarzania drogocennych pereł - symbolu elegancji i prestiżu. Proces hodowli i połowu pereł to przemysł: sztucznie wszczepia się do środka małża nabłonek, czeka kilka lat i potem wyławia się perłę. Małż może zostać poddany takiej operacji nawet trzykrotnie, a efekt i tak jest mizerny: tylko jeden procent z całego połowu to perły najwyższej klasy. Małże, oczywiście, można też jeść, to od wielu wieków silny afrodyzjak - luksusowy, bo drogi. Podobno dobrze komponuje się z szampanem.

Jest też trzecia właściwość małży, która wydaje mi się fascynująca i pożyteczna. A co istotne, obywa się bez otwierania muszli i naruszania żywych organizmów. Otóż małże spełniają doniosłą funkcję w ekosystemie - potrafią wspaniale filtrować wodę.

Przepraszam za tę powtórkę z biologii, miało być o czym innym, ale te małże jeszcze powrócą.

Otóż w marcowym numerze czasopisma "Dialog" Joanna Krakowska i Piotr Morawski przepytują dyrektora Teatru Polskiego w Poznaniu Macieja Nowaka. Rozmowa nosi tytuł "Niekonsekwencja". Wywiad łatwo znaleźć w internecie, a i sam teatr udostępnił go na swoim Facebooku, przedstawię jednak z grubsza rzecz tym, którzy nie czytali.

Rozchodzi się głównie o pieniądze i widzów. Pierwsze pytanie to strzał z grubej rury: "Ile kosztują bilety w twoim teatrze?". Odpowiedź jest znana wszystkim zainteresowanym od jakiegoś czasu. W naszym (tak, naszym, nie tylko Macieja Nowaka, ostatecznie napis na fasadzie głosi: "Naród sobie") bilety są drogie. Na większość spektakli bilet normalny kosztuje 50 zł, ulgowe są tańsze, ale w zależności od tego, na której scenie spektakl jest grany (na Dużej - 40 zł, na Malarni - 30 zł). Wyjątkami są spektakle takie jak "Malowany ptak" Mai Kleczewskiej i "K." Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego (80 i 60 zł), a także oba odcinki "Extravaganzy" Joanny Drozdy, gdzie bilety kosztują 150 zł.

Maciej Nowak w ogóle nie widzi w tym problemu: "Od jakiegoś czasu staram się walczyć o to, żeby bilety były coraz droższe. To znaczy, żeby nominalnie były drogie, bo uważam, że w ten sposób w późnym kapitalizmie wyraża się wartość rozmaitych dóbr i nie ma powodu, żeby bilety do teatru były tanie."

No, to jest argument, nie ma co. Jak coś jest drogie, to znaczy, że dobre. Nowak dodaje potem, że, oczywiście, istnieje cały system ulg dla studentów, bezrobotnych czy dużych rodzin, ale jak ktoś się na takie ulgi nie łapie, to musi zapłacić pełną cenę. A podobno system się sprawdził i działa, bo odkąd ceny biletów poszybowały, to teatr nie ma problemów z frekwencją. Ba, działa to najbardziej w przypadku "Extravaganzy", gdzie podczas spektaklu można w dodatku zakupić sobie dodatkowo butelkę szampana i pałaszować ostrygi.

Nowak w wywiadzie rżnie dalej: że teatr z założenia jest "dobrem, które trafia do niewielkiej grupy ludzi", ale o wyjątkowej sile symbolicznej. Przywołuje w tym kontekście Wyspiańskiego, na którego premiery chodziła garstka ludzi, ale dzieło zapisało się trwale w kulturze polskiej.

No tak, perły są wieczne. Tylko co nam po tych perłach, jak nikogo nie stać, żeby je nosić?

Nowak dodaje jeszcze, że jak bilety są tanie to łatwo jest z nich zrezygnować, a w ogóle to polityka kulturalna pełna jest hipokryzji, bo gdyby naprawdę chcieć wprowadzić "klasę ludową" do teatru, to trzeba by non stop grać kabarety (a tu proszę, Maciej Nowak robi odwrotnie, gra kabarety dla bogatych, z szampanem i ostrygami - ach, te uroki niekonsekwencji).

Podczas lektury wywiadu można pomyśleć, że składa się to wszystko w jakiś rodzaj schizofrenicznego systemu, w którym akceptuje się zasady rynku, logikę produktu i klienta, a jednocześnie próbuje się w jej ramach coś jeszcze ugrać, wystawiając premiery, które służą krytyce społecznej.

To wszystko kompletne nieporozumienie. Ceny biletów w teatrze nie powinny być drogie, przeciwnie, powinny być jak najtańsze. Podobnie ceny biletów na koncerty, do muzeów, po prostu - na wydarzenia kulturalne. I wcale nie oznacza to, że "jak są tanie bilety, to ludzie kultury siebie nie cenią". Tanie bilety są likwidowaniem najprostszej bariery w odbiorze kultury: bariery ekonomicznej.

A kultura jest częścią życia ludzkiego i powinna być dostępna. Jej zadaniem jest, najogólniej mówiąc, uwrażliwianie na problemy społeczne, polityczne, kulturowe, na zagadnienia związane z egzystencją ludzi, zwierząt i roślin. I nie powinien to być przywilej lub luksus tylko normalna praktyka, dostępna każdemu. A niestety, nie każdy może sobie pozwolić, by wydać 50 złotych na teatr.

To wszystko naturalnie dużo bardziej skomplikowane, bo produkcja sztuki kosztuje. Trzeba opłacić artystów, budynek, dekoracje. Nie wierzę, że Nowak ma złe intencje i kieruje się jedynie żądzą zysku.

Naprawdę nie podejrzewam, że dyrektorzy instytucji kultury podwyższają ceny biletów po to, by sobie potem popijać drinki na Copacabanie. Kultura kosztuje, artyści powinni być godziwie wynagradzani za swoją pracę (wszyscy, nie tylko reżyserzy). Dotacje dla instytucji kultury nie pozwalają na to, by teatr z ambicjami większymi niż granie fars "się bilansował". Ale nie powinno się to odbijać na cenach biletów za wstęp!

Czym jest i czym powinna być kultura w życiu społecznym? Jeżeli będzie się do niej blokować dostęp, to stracimy bardzo wiele, a konsekwencje mogą być poważne. Nie twierdzę, że jak wszyscy (na czele z "klasą ludową") zaczną chodzić do teatru, to świat automatycznie stanie się lepszym miejscem, pociągi przestaną się spóźniać, a globalne ocieplenie pójdzie w niepamięć, nie jestem aż tak naiwny.

Może jednak, oprócz serwowania ostryg i pereł, przejmiemy od mięczaków też coś innego? Wyobrażam sobie, że kultura może działać właśnie jak małże w wodzie: powolutku zmieniać ekosystem poprzez filtrację. Wyławiać wszystkie nasze śmieci, to co bolesne i to co na marginesie, przyglądać się temu, a tym samym sprawiać, że woda, w której wszyscy pływamy, stanie się stopniowo czystsza.

Parafrazując ten sławny tekst Słowackiego o różach i lasach: nie czas żałować pereł, gdy woda jest tak brudna.

---

Na zdjęciu: "Extravaganza o władzy", Teatr Polski w Poznaniu

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji