Artykuły

Urszula Grabowska: Po drodze jej z innymi ludźmi

- Teatr zawsze jest na pierwszym miejscu. Kino uwielbiam, ale to jest towar deficytowy. Jestem szczęśliwa, że przydarzyły mi się takie role, takie wspaniałe zadania - mówi Urszula Grabowska, aktorka Teatru Bagatela w Krakowie.

Oglądając "Wspomnienie lata" myślę, że dziś młodzi ludzie muszą się zmierzyć z wieloma trudnościami, żeby wejść w dorosłość. W pani pokoleniu było tak samo?

- Trudno kategoryzować. Wydaje mi się, że każda duża i mała epoka mają swoje wyzwania. Obserwuję moje dziecko, które ma lat prawie 14. I sięgam pamięcią do mojego dzieciństwa - na pewno wówczas było mniej pokus, skala wyboru była trochę zawężona i to mogłoby sugerować stwierdzenie, że było trochę łatwiej, inaczej też ulokowani byliśmy w wartościach. We "Wspomnieniu lata" trzynastolatek jest na progu wejścia w młodzieńczą dojrzałość, to znaczy znajduje się w momencie przejścia z dziecięctwa do młodzieńczości, bo jeszcze przecież nie dorosłości, ale doświadcza wielu przeżyć z nią związanych, co bezpowrotnie powoduje utratę dziecięcej niewinności. O tym opowiada film, dokładnie o tym istotnym momencie, przez który mogliby go przeprowadzić bliscy, przede wszystkim matka. Ale ona - co się przecież zdarza -zajęta swoimi sprawami, niestety, ten moment przeoczyła. Wchodzenie w dorosłość filmowego Piotrka odbyło się bez parasola ochronnego, a postawa rodziców, także chwilowo zagubionych w życiu, dość brutalnie ten proces przyspieszyła. "Wspomnienie lata" toczy się mniej więcej w roku 1978, jest więc trochę przesunięte w czasie w stosunku do mojej młodości. Moje dzieciństwo to stan wojenny, a młodzieńczość to obrady Okrągłego Stołu, inny moment historyczny, inny zakres możliwości. Są rzeczy ogólne, dotyczące uczuć i emocji, które bez względu na epokę wszystJdm nam się przydarzają, ale jeśli mam porównać, zasadniczo obecnie mamy inny obszar możliwości. W mojej młodości wielu rzeczy nie miałam, wszystko było bardziej ukonkretyzowane, większe oparcie miałam w rodzinie, niż ogólnie dostępnych informacjach i przytłaczającej wielością bodźców rzeczywistości.

Wsparcie rodziny jest ważne szczególnie podczas wchodzenia w dorosłość.

- Jeśli ktoś ma mocne wsparcie, to czego by życie nie przyniosło, to się w tym życiu nie zagubi. Miałam też przez kilka lat możliwość edukowania młodzieży artystycznej i zmianę widać na przestrzeni roku, dwóch lat. Zmiana dotyczy pewnej niecierpliwości, większej roszczeniowości, braku odporności na wymagania i związaną z nimi dyscyplinę. Zmienia się proporcja, dawniej wymagano od młodzieży, a teraz młodzież wymaga od dorosłych. To taka trochę niepokojąca obserwacja oczami nauczyciela. Myślę, że teraz zdecydowanie trudniej obronić autorytet. W grupie jest siła, która potrafi być bardzo inspirująca i twórcza, ale, niestety, czasem też potrafi napędzać rzeczy negatywne. Choć to może kwestie indywidualne, różne zdarzają się konfiguracje, silne osobowości zawsze są zauważane. Ale mam wrażenie, że dziś siła grupy rówieśniczej i jej wpływów się potęguje. My też chyba byliśmy trochę dojrzalsi. Trochę wcześniej podejmowaliśmy życiowe, wiążące decyzje. Teraz ten wiek unikania odpowiedzialności daleko się przesuwa. Czy to źle, czy dobrze? Czas pokaże.

Czego pani potrzebowała, by zagrać Joannę? To przejmujący film...

- Przejmujący, ale ta rola przyszła do mnie w momencie pewnej dojrzałości zawodowej. Trochę zdążyłam okrzepnąć z trudnymi tematami. Miałam 33 lata, ponad 10 lat w zawodzie, 10 lat uczciwej teatralnej pracy i doświadczania: Lizawiety w "Biesach", Ofelii, Desdemony, Maszy w "Trzech siostrach". To doświadczenie bardzo różnych problemów na dużym emocjonalnym diapazonie, mocno dotkliwych, dobrze przeze mnie przepracowanych i oswojonych. Bardzo dobrze potrafiłam oddzielać fikcję od rzeczywistości. Mimo pełnego zaangażowania na spokojnie udawało mi się, nawet po najbardziej dramatycznych i traumatycznych scenach, wracać do hotelu, dzwonić do syna i opowiadać odstresowującą bajkę na dobranoc. To są rzeczywistości, które należy oddzielać i taka jest też moja filozofia uprawiania tego zawodu. Nie uprawiałabym go, gdybym nie umiała panować nad sferą iluzji, prawdy fabularnej, strzegąc życiowej prawdy.

Joanna ukrywała żydowskie dziecko, jak wielu Polaków. Dziś wiemy o większości z nich, dzięki pracy Instytutu Yad Vashem. Mówi się także o Polakach szkodzących Żydom. Myśli pani o tym?

- Temat jest bardzo dotkliwy i nie umiemy mówić o nim bez emocji. Domaga się delikatności i dyplomacji. Ale też, myślę, rachunku sumienia, a nade wszystko rzetelnej edukacji. Póki co skala naszych emocji świadczy o tym, jak dużo jeszcze w zakresie wzajemnych naszych relacji i wyjaśnienia historii mamy do zrobienia. Dlatego dobrze, że się o tym mówi. Tak jak byli Polacy, którzy pomagali Żydom lub innym nacjom, tak też z pewnością byli tacy, którzy im szkodzili. Można o tym przeczytać choćby w opracowaniach historycznych, w pamiętnikach czy wspomnieniach. A skoro jest to część naszej historii, należałoby ją, w całej niewygodzie, przyjąć i wreszcie raz na zawsze odpowiedzialnie przepracować, jeśli trzeba - przeprosić, a co można - rozgrzeszyć, zamiast usilnie ją wypierać. Film Feliksa Falka, oprócz opowieści o heroicznej postawie Joanny, prezentuje szereg sprzecznych ze stereotypowym wyobrażeniem moralnych postaw. Widzimy w nim przecież oficerów Polski Podziemnej, którzy mylą się w swoich wyrokach, ale widzimy też wrażliwego na sztukę i zdolnego do empatii Niemca, który w decydującej chwili pomaga Joannie i Róży - ocalonej przez nią dziewczynce żydowskiego pochodzenia tę wojnę przetrwać. Podważa więc stereotypowe pojmowanie dobra i zła. Nie ujmuje świata ani ludzi w barwach czarno-białych, tym bardziej że traktuje o czasach szalenie skomplikowanych. W centrum uwagi, myślę, stawia przez to naturę człowieka. W której nie zawsze przeważa pierwiastek dobra. Czasem to okoliczności wynaturzają, a wojenne - mało powiedzieć - nie były zdrowe. Myślę, że "Joanna" może być ważnym głosem w tej trudnej dyskusji. Skłaniać do zastanowienia. Oczywiście dobrze byłoby mówić o faktach, w ich właściwym kontekście i proporcjach. Mam nadzieję, że przypadków dramatycznych i złych było zdecydowanie mniej, niż osób, które zdawały egzamin z wrażliwego człowieczeństwa. I zdają w każdej epoce. Choć tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Ale mówiąc o mojej filmowej Joannie, wiemy, że takich osób było wiele, fantastycznie, że jest honorująca je organizacja Yad Vashem. Fantastyczne, że uwypuklamy godne naśladowania, ciche bohaterstwo.

Jest pani rodzinną osobą...

- Wyniosłam to z domu. Mam to szczęście, że wychowałam się w pełnej rodzinie. Oczywiście rodzina jest swego rodzaju poligonem, ale tak mnie wychowano, że nie umiem wyobrazić sobie siebie inaczej, niż w stadzie. Po drodze mi z drugim człowiekiem, aczkolwiek mój zawód stoi do tego w opozycji i konkuruje z aktywnym życiem rodzinnym w znacznym stopniu. W praktyce to trud godzenia dwóch światów i utrzymanie siebie w dyscyplinie, żeby nie było ujemnych kosztów uprawiania zawodu, który wykonywany serio potrafi być bardzo zaborczy, a który mimo wszystko bardzo kocham.

Ma pani psa ze schroniska. To też wynik wychowania, że lubi pani pomagać? Czy to obowiązek pijarowy?

- Nie, absolutnie. Mam zakorzenione przekonanie, że tyle jesteśmy warci, ile jesteśmy w stanie dać z siebie innym. Tak naprawdę strona tzw. PR trochę mnie denerwuje. Mam sobie znaną dłuższą listę osób, którym udało się pomóc, i spraw, w które się angażuję. Ale nie robię tego po to, żeby o tym mówić.

Kino czy teatr?

- Zawsze teatr na pierwszym miejscu. Kino uwielbiam, ale to jest towar deficytowy. Jestem szczęśliwa, że przydarzyły mi się takie role, takie wspaniałe zadania. Tym bardziej że myślę sobie, że mój upór, który przytrzymał mnie w Krakowie, też mnie trochę oddala od pewnych możliwości.

***

URSZULA GRABOWSKA

Urodziła się w 1976 roku w Myślenicach. W 2000 skończyła krakowską PWST i została aktorką Teatru Bagatela, w którym zadebiutowała, będąc jeszcze na II roku studiów, rolą Wiery Aleksandrówny w

"Miesiącu na wsi". Nikita Michałków uważa ją za przedstawicielkę "wysokiego rosyjskiego aktorstwa w Polsce". Gra w teatrze, filmie, teatrze TV.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji