Artykuły

Olsztyn. Jedni atakują, inni bronią Janusza Kijowskiego

Reżyser kina moralnego niepokoju, niegdyś krytyk niesprawiedliwej rzeczywistości, sam stał się teraz adresatem zmasowanej krytyki. Choć nie da się ukryć, że bez problemu znaleźliśmy takich, którzy go wzięli w obronę. Być może najbliższe dni przyniosą finał sporu, który podzielił i jego podwładnych, i urzędników, i widzów Teatru im. Jaracza w Olsztynie.

O Januszu Kijowskim i Teatrze im. Jaracza ostatnio jest głośno nawet poza Olsztynem. Niestety, nie z racji jego dokonań artystycznych, ale sporu, który wybuchł po tym, jak władze województwa jako nadzorujące tę placówkę postanowiły po raz kolejny przedłużyć mu kontrakt na stanowisku dyrektora.

Misja cywilizacyjna

Kiedy Kijowski, uznany już reżyser, przyjeżdżał do Olsztyna w 2004 r., snuł wielkie plany o tworzeniu sztuki i teatru daleko wybiegających poza granice miasta czy regionu. Nie zawsze to, co wtedy mówił, było miłe dla ucha olsztynian. On jednak przekonywał, że jest prawdziwe. Narzekał na zaściankowość miasta, na poziom intelektualny studentów, którzy nie garną się ani do teatru, ani do ambitnego kina. On przybył na te ziemie z misją cywilizacyjną. Tak wynikało z rozmów. Nic dziwnego, że ta wizja, szerokie horyzonty i znajomości w świecie kultury, ujęły ówcześnie rządzących i powierzyli mu dyrektorski fotel.

Szybko wrzucił wysoki bieg. Zwiększył liczbę premier, przywrócił scenę Margines, która była miejscem debiutów i artystycznych eksperymentów, organizował festiwale, wreszcie wychodził w urzędach pierwszy kapitalny remont teatru. W olsztyńskim teatrze pracowali doświadczeni twórcy, dołączali również nowi, wnoszący inne spojrzenie, choćby pisarz Mariusz Sieniewicz.

Wydawało się, że wszystko pracuje prawidłowo i zwiększa obroty. Coś jednak zaczęło zgrzytać, a mechanizm zaczął wyrzucać z siebie zużyte trybiki. Z teatru odchodzili pracownicy, dało się słyszeć o konfliktach i rozczarowaniach. Nic dziwnego, że wielu dawnych podwładnych Kijowskiego, którzy na początku całym sercem mu pomagali i wspierali go, dostrzegło w nim człowieka walczącego bezwzględnie o stanowisko i po trupach idącego do władzy. Na dodatek jego misja cywilizacyjna, przynajmniej wśród studentów, zakończyła się spektakularną porażką, bo Uniwersytet Warmińsko-Mazurski rozstał się z Kijowskim jako wykładowcą, gdy do jego władz zaczęły docierać skargi, że reżyser jako profesor lekceważy zajęcia, a studenci są nim rozczarowani.

Nic więc dziwnego, że dziś niektórzy drwią, że choć Janusz Kijowski "najechał" Warmię w poczuciu misji cywilizacyjnej, to ostatecznie sam okazał się bezwzględnym wobec tubylców barbarzyńcą.

Wieczny dyrektor

Nikt się nie spodziewał, że gdy w lutym "Wyborcza Olsztyn" ujawniła plany przedłużenia dyrektorowi teatru kontraktu na kolejne lata, wybuchnie tak emocjonujący spór. Jego kontrakt dyrektorski jest ważny do 31 sierpnia 2018 r. Choć piastuje on tę funkcję od 2004 r. i wkroczył w wiek emerytalny, zapewnia, że czuje się na siłach, żeby kontynuować swoje dzieło. Dyrektor rozmawiał na ten temat także z urzędnikami marszałka, któremu teatr podlega, a ci dali się przekonać do jego argumentów i w lutym zarząd województwa otworzył ścieżkę nie do konkursu na dyrektora, ale do przedłużenia kadencji obecnemu. Konkursów Kijowski uniknął już dwa razy. Najpierw w 2006 r. kontrakt do 2013 r. przedłużył mu ówczesny marszałek województwa Andrzej Ryński (SLD), potem to samo zrobił marszałek Jacek Protas (PO). Także teraz miałby zagwarantowanych kolejnych pięć lat rządzenia Teatrem Jaracza.

Tym razem odezwały się jednak głosy, że pora poszukać dyrektora w konkursie. Tego zdania były nawet osoby doceniające zasługi Janusza Kijowskiego. - Za to, że obecny dyrektor użył wszelkich swoich wpływów, żeby zrewitalizować teatr w Olsztynie, nazywam go "Janusz Odnowiciel". Za to, że stara się zrobić szkołę wyższą ze studium aktorskiego, chwała mu. Ale każdy czas ma swoich bohaterów. Może już warto otworzyć okno i przewietrzyć atmosferę? Janusz Kijowski ma wiele zasług i wyciągnął placówkę z przeciętności. Teatr jest jednak dynamiczny, gra na emocjach. Może więc czas na kogoś, kto będzie miał inne spojrzenie? Może czas dać szansę ludziom młodszym, mającym inną wizję? W konkursie można by skonfrontować programy obecnego dyrektora i innych kandydatów - mówił nam niedawno olsztyński radny miejski Maciej Tobiszewski (PiS).

Hejterzy i chamy

Odezwali się także teatralni związkowcy, którzy stanowią ponad połowę zatrudnionych. Okazało się, że atmosfera w placówce w niczym nie przypomina sielanki. Pracownicy skarżą się, że mało zarabiają i nie są pewni swojej przyszłości, że dyrektor jest nieobiektywny przy podejmowaniu decyzji personalnych, dzieli załogę na swoich i pozostałych, wprowadza złą atmosferę w pracy. Stąd tak krytyczna ich opinia o dyrektorze przygotowana dla marszałka województwa. "Zauważyliśmy, że dyrektor Janusz Kijowski stracił wolę i zdolność budowania wspólnoty oraz chęć porozumienia z pracownikami. Przestał rozumieć ich potrzeby, przestał reagować na ich prośby i przestał dbać o rozwój artystyczny teatru, zamykając się na zmieniający się świat, nowych twórców i nowe zjawiska". W innym miejscu tej opinii można przeczytać o tolerowaniu w teatrze zachowań o znamionach mobbingu, jak publiczne wyszydzanie i ośmieszanie pracowników, niestosowne komentowanie, brak szacunku dla czasu i pracy pracownika, naruszanie godności i dobrego imienia pracowników. W piśmie zwracano też uwagę na groźby degradacji wobec osób, które nie zrezygnują z przynależności do związków.

Opisane zdarzenia w teatrze stały się przedmiotem zainteresowania inspektorów pracy, a także prokuratury. - Prowadzone jest postępowanie dotyczące utrudniania działalności związkowej - przyznaje Krzysztof Stodolny, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

Być może emocje byłyby mniejsze, gdyby nie niektóre wypowiedzi Kijowskiego. Najpierw "karierę" zrobiła ta o wewnętrznym życiu placówek teatralnych. - Powiem może coś, co zaszokuje albo wywoła polemikę, ale teatr jest instytucją feudalną. To świat, gdzie mistrzowie przekazują swoje doświadczenia czeladnikom i terminatorom - przekonywał radnych sejmiku z komisji kultury.

Po tej wypowiedzi niektórzy dostrzegli w nim oświeconego monarchę, któremu należy się wdzięczność i szacunek. To były jednak złośliwości pod jego adresem, bo reżyser wielu osobom w ten sposób się naraził. Zwłaszcza na zewnątrz teatru. Najbardziej alergicznie zareagowała lewicowa Partia Razem. "Taką wypowiedź uważamy za skandaliczną! Potwierdza te wszystkie opinie pracowników teatru, które docierały do opinii publicznej w ubiegłych miesiącach. Janusz Kijowski pracuje na stanowisku dyrektora od 2004 r. Po 14 latach zarządzania zachowuje się jak udzielny książę na lennie" - napisali w oświadczeniu jej działacze. Tak samo zareagowało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych.

Dyskusja w internecie była równie emocjonująca. Duża w tym zasługa samego Janusza Kijowskiego, który chętnie polemizuje ze swoimi oponentami. Niesionemu temperamentem dyrektorowi zdarzyło się wypalić: "Chamy dopięły swego..." w odniesieniu do niechętnych mu - jego zdaniem - krytyków z teatru. Potem co prawda za to przeprosił, ale co się napisało, to się nie odpisze...

Doktor Jekkyl i mr Hyde

Źle było odebrane jego rozliczanie się za pośrednictwem internetu z wybranymi artystami. Później tłumaczył: "Nigdy nie obraziłem Mariusza Sieniewicza, wybitnego polskiego prozaika, którego Teatr Jaracza utrzymywał przez 11 lat. Nigdy nie obraziłem Grzegorza Gromka, aktora, któremu przez lata dawałem główne role... Za słowo chamstwo już przepraszałem. Słowa feudalizm nie zrozumieliście, bo to ja jestem mediewistą, a nie Wy. Trudno. Musimy się porozumieć dla dobra Teatru".

Wywołany do tablicy Sieniewicz napisał dający dużo do myślenia tekst, w którym porównuje Kijowskiego - niegdyś reżysera kina moralnego niepokoju - do pełnego ideałów doktora Jekkyla. Natomiast rozbudzone dyrektorskie ego do brutalnego pana Hyde'a. "Żyjemy w świecie odwróconych wartości, gdzie nikczemność wdzięczy się przed lustrem, chwaląc swoją cnotę i urodę. Nieraz - w dawnych, dobrych czasach - o tym rozmawialiśmy, uznając, że nie będziemy sobie przystawiać narcystycznych luster. Tymczasem brnie Pan z tym lustrem przez mediewistykę, przez feudalizm, przez wyższościowy, paternalistyczny i mokotowski ton oraz polityczną schizofrenię niczym przez moczary dyrektorskiego ego, wszędzie widząc zjawy niewdzięczników i wrogów" - odpisał mu Mariusz Sieniewicz, który dodatkowo odniósł się do kwestii "utrzymywania" go przez teatr. "To zawstydzająco płytkie i nieco poniżające. Od pewnego czasu Pana empatia przypomina skórę słonia. Nie wiem, czy lepiej być chamem, czy utrzymankiem? Wyznam coś skandalicznego w Pana stylu, choć nie w treści: to ja przez 11 lat utrzymywałem teatr. Swoją pracą, swoimi pomysłami, projektami, swoim zaangażowaniem i wiarą, że z tą teatralną ekipą możemy zamachnąć się na rzeczywistość. Ja utrzymywałem, podobnie jak ci, którzy dzień po dniu utrzymują teatr: aktorzy, pracownicy techniczni, administracyjny, panie sprzątające. One, zwłaszcza one, utrzymują teatr najbardziej, ponieważ dostają za swoją pracę najmniej" - wyjaśnił ceniony olsztyński pisarz.

Dla niektórych ważniejsze są problemy natury finansowej, które przy okazji tego sporu wyszły na jaw. Słabo opłacani pracownicy placówki byli zaskoczeni, gdy okazało się, że Teatr Jaracza, który musi zaciskać pasa, pozwolił sobie na kupno służbowego terenowego samochodu za 122 tys. zł. Potem doszła sprawa umów dyrektora zawieranych między nim a jego zastępczynią, z którą związany jest także prywatnie. Umowy dotyczyły reżyserii, doradztwa i konsultacji artystycznych przy trzech spektaklach przygotowywanych w "Jaraczu". W sumie dyrektor dostał z ich tytułu ok. 120 tys. zł. Dyrekcja stwierdziła w odpowiedzi na nasze pytania w tej sprawie, że kwoty wynikające z umów zawieranych między teatrem a dyrektorem były racjonalne. Ale część radnych wojewódzkich i tak zwróciła się do regionalnych władz o skontrolowanie wspomnianych umów.

Poparcie nie tylko z Warszawy

Obecne konflikt wymyka się z prostych schematów. Chociaż Kijowski kojarzony jest z lewicą i startował kiedyś w wyborach jako kandydat SLD, to obecnie lewica go krytykuje, popiera go za to podlegające PiS Ministerstwo Kultury. Wspierają go aktorzy, artyści i reżyserzy dobrze znani z polskich ekranów: Zbigniew Hołdys, Wiktor Zborowski czy Krzysztof Materna, choć niektórzy zaznaczają, że nie znają kulisów sporu.

Janusz Kijowski ma też obrońców w samym teatrze. I co ważne, aktorów, których zna każdy bywalec olsztyńskiego "Jaracza". "Wobec fali hejtu skierowanego przeciwko Dyrektorowi Teatru Januszowi Kijowskiemu czujemy się w obowiązku zabrać głos w tej sprawie. Informacje, które ukazują się w mediach, są jednostronne i nie w pełni oddają rzeczywistość, a jednocześnie uderzają w dobre imię Teatru Jaracza. Dzięki staraniom obecnej Dyrekcji Teatr uzyskał status Narodowej Instytucji Kultury" - napisali w liście otwartym wieloletni pracownicy instytucji, w tym Artur Steranko, Cezary Ilczyna, Marian Czarkowski, Dariusz Poleszak, Jarosław Borodziuk, Paweł Parczewski, Zbigniew Marek Hass i Lidia Okuszko.

Przypomnieli po raz kolejny o osiągnięciach dyrektora, czyli o remoncie teatru, rewelacyjnej frekwencji na spektaklach, staraniach o stworzenie Wydziału Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. "Niepokoi nas jednak, że wewnętrzne sprawy Teatru wypłynęły na forum publiczne i nabrały niewłaściwych rozmiarów. Dbając o dobre imię Teatru, apelujemy do mediów, aby nie eskalować konfliktu i zaczekać na rozstrzygnięcie, które jest w gestii Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie" - apelują sygnatariusze listu, zgadzając się także z wypowiedzią Kijowskiego, że teatr jako instytucja artystyczna nigdy nie był i nie będzie instytucją demokratyczną. I to osobowość dyrektora ma decydujący wpływ na jego funkcjonowanie.

Ale gdy jedni go bronią, inni tym bardziej krytykują. - Sprzeciw [dyrektora - red.] budziły moje nagrody, szczególnie przyznanie tytułu Osobowości Warmii i Mazur. Pracownica, która informację na ten temat zamieściła na stronie internetowej teatru, została publicznie upomniana przez dyrektora i musiała skasować wiadomość. Dyrektor kategorycznie odmówił wręczenia mi Krzyża Kawalerskiego na scenie teatru, udzielił reprymendy za wypowiedź dla "Gazety Wyborczej" o moim pomyśle interdyscyplinarnego festiwalu sztuki i życia. A kiedy zastępczyni dyrektora zrobiła przy drzwiach otwartych pokazowe zebranie z podległymi mi pracownikami, zacząłem się domyślać, że mam do czynienia z duetem twórców nowej sztuki, w której wystąpię w roli głównej - tak Andrzej Fabisiak, były wicedyrektor, wspomina sytuacje, które ostatecznie doprowadziły do jego rozstania z Teatrem Jaracza. A takich historii jest więcej.

Urząd marszałkowski na razie decyzji w sprawie przyszłości dyrektora nie podjął. Trwają analizy materiałów po kontroli w teatrze, a na początku tygodnia zarząd województwa ma się zapoznać z opiniami, które napłynęły w odpowiedzi na zgłoszenie zamiaru przedłużenia kadencji dyrektora Teatru Jaracza po raz trzeci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji