Artykuły

Dzieci robią operę

"Mały kominiarczyk" w reż. Jerzego Bielunasa w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Pisze Agnieszka Olczyk w Didaskaliach.

Zapytałam koleżankę, mamę siedmioletniej dziewczynki, gdzie najchętniej zabiera małą w sobotnie popołudnie. Usłyszałam: Park Wodny. Bzikoland, lodowisko... A do teatru? - Nieeee, teatr jest dla dziecka za trudny, za poważny. Czyli (drążyłam dalej) rozumiem, że na operę lub balet nie przyprowadziłabyś jej tym bardziej? - Coś ty! Żeby umarła z nudów?!

Czy to możliwe, żeby sześcio- czy ośmiolatek poszedł do teatru, na balet, operę lub komedię de'llarte i nie tylko nie zasnął w trakcie przestawienia ani się nie znudził, ale (podobnie jak towarzyszący mu rodzice) wyszedł zachwycony? Tak, to jest możliwe. Wrocławski Teatr Współczesny od 1999 roku realizuje szczególny projekt edukacyjny, polegający na prezentacji najmłodszym widzom różnych rodzajów teatru i gatunków muzyki poważnej. W ramach tego projektu zaprezentowano dotychczas trzy przedstawienia: balet "Pietruszka" Igora Strawińskiego z librettem Aleksandra Benoisa (w reżyserii Marcina Jarnuszkiewicza), komedię dell'arte "Miłość do trzech pomarańczy" Carla Gozziego (w reżyserii Iwony Kempy) oraz operę dla dzieci "Mały kominiarczyk" Benjamina Brittena i Erica Croziera (którą wyreżyserował Jerzy Bielunas).

Założeniem wrocławskiego projektu jest pokazanie młodym widzom, jak działa teatr, oswojenie ich ze sztuką sceniczną i muzyczną. Oczywiście, bajki i baśnie dla dzieci na przedpołudniowych seansach wystawia co drugi teatr repertuarowy. Ale pomysł Teatru Współczesnego opiera się na co najmniej dwóch nowatorskich przesłankach: pierwszą z nich jest zapoznanie maluchów z trudnymi gatunkami teatralnymi czy muzyczno-teatralnymi (operą, baletem, komedią dellarte): drugą - potraktowanie kilkuletniego widza niezwykle poważnie i to zarówno jeśli chodzi o stronę realizacyjną przedstawień (świetni aktorzy, piękne kostiumy, bogata scenografia), jak i o sam poziom teatralnej "dyskusji". Twórcy przedstawień dla dzieci (a warto zwrócić uwagę na to, iż wszystkie te spektakle wyreżyserowali uznani inscenizatorzy) ufają tu ich inteligencji i wyobraźni, bazując na niełatwym, nawet dla dorosłych, wyrobionych widzów, materiale, i czynią to tak interesująco, że dzieci oglądają perypetie nieszczęśliwego Pietruszki, zakochanego w Balerinie, czy małego, ubogiego Sama. zmuszonego do czyszczenia kominów, z wypiekami na policzkach.

Edukacyjny walor prezentowanych spektakli jest z pewnością nie do przecenienia. Gdyby spróbować zreferować przedszkolakowi, na czym polega praca aktora, albo co to jest opera, z pewnością zacząłby się już po paru minutach intensywnie zajmować czym innym. Ale jeśli to samo wyjaśnia się mu za pomocą gestów, ruchu, kolorowej scenografii, w prawdziwym teatrze i poprzez aktorów (również tych bardzo młodych, kilkuletnich) - dziecko jest zafascynowane.

"Miłość do trzech pomarańczy" rozpoczynała się na niemal pustej scenie, a surrealistyczną scenografię "wyczarowywali" aktorzy; dzięki temu mali widzowie mogli zobaczyć, jak działają teatralne machiny. Pierwsza część "Małego kominiarczyka" wprowadza dzieci w tajniki powstawania opery. Aktorzy, zanim jeszcze przebiorą się w kostiumy, by wcielić się w role, grają kompozytorów, librecistów i reżyserów. Pokazują, jak się komponuje muzykę, pisze libretto, przeprowadza próby z aktorami. Widzom przedstawiają się także grające w "Kominiarczyku" dzieci - zadają dorosłym aktorom pytania dotyczące powstawania dzieła operowego, zapisują sprayem na kurtynie ważniejsze pojęcia i nazwiska, wspólnie wyjaśniają, o czym będzie opowiadać libretto. Obnażona zostaje teatralna iluzja: grający złych kominiarzy aktorzy przedstawiają się publiczności, puszczając do niej oko, że "nie są tacy źli". Mali widzowie dowiadują się także, że mimo wielu perypetii nastąpi happy end - rzecz jasna, zdradzenie końca sztuki mogłoby zirytować dorosłą widownię, ale w przypadku dzieci to raczej słuszny zabieg, bo opowieść o małym chłopcu, zmuszonym do pracy ponad siły. jest momentami naprawdę przygnębiająca i trzeba je upewnić, że perypetie Sama dobrze się skończą.

Pierwszym spektaklem pokazanym w Teatrze Współczesnym w ramach opisywanego projektu był balet Strawińskiego. "Pietruszka" (premiera 29 stycznia 2000). Został on wystawiony zgodnie z tradycją teatru jarmarcznego. Libretto opowiada historię nieszczęśliwej miłości Pietruszki, bohatera rosyjskiego teatru jarmarcznego, do Baleriny, do której zaleca się także pewien Maur. Podstępną intrygę, zmierzającą do rozdzielenia zakochanych i skonfliktowania obu zalotników .knuje tu właściciel jarmarcznego teatrzyku lalek. Szarlatan. Wszystko jednak kończy się pomyślnie - prawdziwa miłość zwycięża. Piszący o spektaklu podkreślali, że była to piękna inscenizacja ruchowo-taneczno-mimiczna. urzekająca bogactwem kostiumów i rekwizytów. Nie inaczej opisywano "Miłość do trzech pomarańczy" Gozziego, z muzyką Bacha, Purcella, Lully'ego i Vivaldiego (premiera 16 stycznia 2002). W obu spektaklach obok żywych aktorów występowały lalki - ogromne kukły w "Pietruszce", marionetki na tle surrealistycznego nieba w Miłości... XVIII-wieczna komedia Cozziego to opowieść o magicznej podróży księcia Tartalii i jego sługi, którzy przemierzają świat w poszukiwaniu trzech panien zaklętych (przez wróżkę Fatamorganę) w pomarańcze. W przedstawieniu zastosowano ciekawe rozwiązania scenograficzne (jezioro utworzone z wielkich miednic wypełnionych wodą, sceny fantastyczne z aniołami i diabłami), a ruchy aktorów idealnie harmonizowały z barokową, "mechaniczną" muzyką.

Ostatnia premiera dziecięca wrocławskiego teatru to "Mały kominiarczyk, czyli zróbmy operę". Dla Benjamina Brittena i Erica Croziera, inspiracją do jej napisania były wiersze Williama Blakea, opowiadające o niewesołym losie małych pomocników kominiarzy. "Mały kominiarczyk" to opera dla dzieci - gatunek bardzo rzadki. Dzieci zasiadają na teatralnych fotelach, dzieci także (wybrane podczas castingów spośród wrocławskich chórzystów) śpiewają przez niemal cały czas trwania przedstawienia. A dwie piosenki publiczność śpiewa razem z młodymi wykonawcami.

Pierwsza część spektaklu zdradza kulisy powstawania opery. Wtedy także dyrygent dzieli widownię na dwie części i uczy fragmentów piosenki o nocnych ptakach (widzowie "wcielają się" w role kosów lub gołębi) oraz utworu finałowego. Następnie kurtyna podnosi się i rozpoczyna się opowieść o kominiarczyku Samie, któremu dwaj dorośli kominiarze, Czarny Bob i Ciem, każą wykonywać za siebie pracę - ponad siły i możliwości dziecka. Wszyscy trzej trafiają pewnego dnia do domu surowej panny Baggott. u której spędza wakacje grupa dzieci. Pod wodzą życzliwej chłopcu opiekunki, Rowan. dzieci uwalniają Sama z przewodu kominowego, w którym się zakleszczył, a następnie wywożą go podstępem w podróżnym kufrze - aby mógł szczęśliwie wrócić do domu.

Opera jest śpiewana przez dzieci, ale również (w partiach solowych) przez zawodowych śpiewaków. "Dorosłe" role w tym przedstawieniu zostały obsadzone podwójnie - przez aktorów, grających na scenie, wykonujących przerysowane, bardzo plastyczne gesty, ruchy i miny oraz przez śpiewaków, ustawionych z boku sceny, którzy niejako dubbingują aktorów. Aby widzowie łatwo mogli skojarzyć, który aktor i śpiewak odtwarza tę samą postać, soliści noszą peruki bardzo podobne do tych. które mają aktorzy. W ten sposób intencje realizatorów stają się przejrzyste i czytelne. Zresztą dyrygent wyjaśnia ów pomysł, przedstawiając jednych i drugich wykonawców w pierwszej części spektaklu.

Mali wykonawcy śpiewają z prawdziwym przejęciem; z przejęciem i żywo reagują też mali widzowie, którzy nie tylko włączają się we wspólne śpiewanie, ale również emocjonują się samymi przygodami chłopca (na przykład, dopytując się głośno rodziców, czy dzieci aby na pewno uratują Sama. lub czy kominiarze nie otworzą kufra, znajdując tym samym kryjówkę chłopca). Dzieciom zupełnie nie przeszkadza trudna przecież forma tego przedstawienia - to, że w całości (a trwa ono godzinę) jest śpiewane, i nie jest to muzyka - notabene grana na żywo. na dwóch fortepianach i perkusji - łatwo wpadająca w ucho. Przeciwnie, fraza muzyczna jest tu dość skomplikowana, często "łamie" się w nieoczekiwanych momentach. Mimo to maluchy z ogromnym zainteresowaniem śledzą przygody kominiarczyka, nie nudząc się ani przez chwilę. W ten sposób, niemal niepostrzeżenie dla siebie samych, zapoznają się i oswajają z gatunkiem operowym.

Wystawieniu "Małego kominiarczyka" towarzyszyły dodatkowe atrakcje, jak premiera przedszkolna czy konkurs rysunkowy dla dzieci (trwa do 31 października 2006 roku) - na pracę plastyczną związaną z przedstawieniem. Dzieciom może się też podobać bardzo ładnie wydany, kolorowy program do spektaklu - zawierający nie tylko informacje o genezie powstania utworu Brittena/Croziera. czy streszczenie opery, ale także teksty piosenek do wspólnego (aktorów i widzów) śpiewania.

Jeśli miałabym się poczynić jakieś uwagi, to postulowałabym gorętsze motywowanie publiczności do współtworzenia opery. Może warto byłoby rozdać dzieciom na widowni odpowiednie maski (kosów i gołębi) i trochę dłużej z nimi porozmawiać, dokładniej tłumacząc, przy okazji, w którym miejscu mają się włączyć w śpiew? Ale ogólnie, jak to zauważył siedzący koło mnie przez cały spektakl z rozdziawioną buzią siedmioletni Kamil - "było naprawdę super".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji