Artykuły

Dariusz Chojnacki: Bez badań wysokościowych nie można grać Kukuczki

- Przestałem na siłę szukać w sobie Jurka, bo zdałem sobie sprawę, że nigdy nim nie będę. Nie znałem go, czytałem o nim tylko w książkach - mówi aktor Dariusz Chojnacki, który w spektaklu "Himalaje" w Teatrze Śląskim w Katowicach wciela się w słynnego polskiego himalaistę.

Marta Odziomek: Co jest najtrudniejsze w mierzeniu się z rolą Kukuczki w "Himalajach"?

Dariusz Chojnacki: Kukuczka był człowiekiem, którego znało wiele osób. Myślę, że część widzów, którzy przyjdą na spektakl, będzie oceniało moją rolę właśnie poprzez pryzmat ich znajomości z Kukuczką. Pomyślą sobie na przykład: "On tak wcale nie mówił!" Albo: "Nie chodził przecież w ten sposób!". I tak dalej... Obawiam się zarzutów pod tym kątem, ponieważ wiadomo, że nie stworzę takiego Kukuczki, jakiego oni zapamiętali.

Z drugiej strony - to jest moja rola, kosztowała mnie mnóstwo pracy i nie chcę sobie burzyć tej wizji opiniami innych. Dlatego nie czytam tego, co o niej napisano po pierwszej premierze. Na razie. Ale i na to przyjdzie czas.

Jak budowałeś swoją postać?

- Pierwszy pomysł był taki, żeby wyrzucić wszystkie emocje, które towarzyszyły Jurkowi w jego życiu. Te emocje, których nigdy publicznie nie pokazywał. Zastanawiałem się, co on tam chowa w środku - na pewno chwile grozy, które przeżył w górach, rozstania z rodziną, które na pewno były bolesne i okupienie tęsknotą, śmierć przyjaciół. To wszystko w nim siedziało, ukryte. Chciałem uzewnętrznić to na scenie.

Potem jednak zdecydowałem się podejść do tej roli bardziej minimalistycznie, nie wywalać wszystkiego na wierzch. I tak zostało. Ale wiem, że to jeszcze nie koniec budowania postaci Kukuczki. Ciągle nad nią pracuję.

Chodzisz po górach?

- Gdy jestem w górach, to sobie tylko na nie patrzę. Nie wspinam się, jestem zbyt wielkim tchórzem. Jednak moim marzeniem jest znaleźć się pod jakąś bazą w Himalajach. Trekking jakoś bym przeżył...

Co w takim razie powoduje u ciebie taki wyrzut adrenaliny?

- Czas przedpremierowy. Moja żona mnie wtedy nie znosi - odpływam, tracę kontakt z rzeczywistością, zamykam się na świat, jestem nie do życia, nie wiem, co się dzieje, wszystko gubię, nie ogarniam. Mam rodzaj odlotu. Czas przed premierą oddala mnie od rzeczywistości. Jestem tego świadomy i też nie lubię tego stanu, ale nic na to nie poradzę. Na ziemię sprowadza mnie z powrotem czas po premierze.

Ale są też takie spektakle, które angażują mnie silnie psychicznie i po każdym spektaklu potrzebuję odskoczni. Moją bazą są: rodzina, winyle, Górnik Zabrze i modlitwa. Tam jest prawdziwy Darek, nie ma tam żadnej wymyślonej postaci.

Granie Kukuczki jest wymagające?

- Bardzo! Myślałem, że grając tytułowego Wanię w "Wujaszku Wani" w reżyserii Iwana Wyrypajewa w Teatrze Polskim w Warszawie, osiągam szczyty. Ale granie Kukuczki to jest wspinanie się na jeszcze wyższe góry... Może przez jakiś rodzaj presji, którą podświadomie czuję? Oczekiwań ze strony rodziny bohatera: żony, synów, a także jego przyjaciół, innych himalaistów? Że będą przychodzić na ten spektakl, oceniać go, rozmawiać o nim... Oczywiście, grałem wcześniej w "Piątej stronie świata", Kazimierz Kutz też oceniał naszą pracę, ale tam po prostu grałem też siebie, opowiadałem po części moją własną historię. Tu jest inaczej.

Poza tym, "Himalaje" to trudny spektakl - o śmierci, umieraniu... Długo myślałem, że może nie być okna pogodowego na to przedstawienie, ale po prapremierze prasowej okazało się, że jest dobrze. Niewątpliwie ta podróż przez "Himalaje" była dla mnie, dla całego zespołu oraz dla samego Roberta Talarczyka bardzo trudna.

Jak pani Celina Kukuczka zareagowała na twoją kreację?

- Powiedziała: "Bardzo fajnie, ale to nie jest Jerzy!". I wtedy, po tych jej słowach, chyba się przełamałem i zacząłem na nowo budować tę postać. Przestałem na siłę szukać w sobie Jurka, bo zdałem sobie sprawę, że nigdy nim nie będę. Nie znałem go, czytałem o nim tylko w książkach. I co więcej - mam wrażenie, że znam kilku Jurków, ponieważ każda z osób, która o nim się wypowiada, ma inny obraz Kukuczki. Żona znała go przede wszystkim ze spotkań w domu, koledzy - z wypraw w góry.

Co najbardziej pozwoliło ci się wczuć w rolę? Albo kto?

- Wizyta Celiny Kukuczki na jednej z prób uspokoiła mnie i pomogła iść dalej. Wcześniej czułem, że się topię, zamknąłem się w sobie, nie wiedziałem, dokąd podążam, miałem problem z wczuciem się w tę postać. A po słowach żony Jurka zdałem sobie sprawę, że przecież nigdy nie będę nim na sto procent! I mi ulżyło. Poczułem, że muszę skorzystać z mojej intuicji, że ona mnie poprowadzi we właściwym kierunku.

Oprócz tego oczywiście naczytałem się o Kukuczce, naoglądałem filmów. I słuchałem rad Roberta, który pomagał mi w budowaniu roli.

Przed próbami do spektaklu wiedziałeś coś o polskim himalaizmie?

- Razem z żoną Agnieszką, którą również jest aktorką w Teatrze Śląskim, zaczytujemy się książkami o górach. Aga mnie w to wciągnęła, jej nieżyjący już ojciec kiedyś się wspinał, znał to środowisko. Zawsze w wakacje nadrabiamy najnowsze lektury o górach i wspinaczach. Mamy dość pokaźną bibliotekę o himalaizmie, który - notabene - teraz "dobrze się sprzedaje", jest na ten temat duże zapotrzebowanie. Ostatnio czytałem najnowszą książkę o Arturze Hajzerze.

No właśnie - żona. W roli żony Jerzego Kukuczki, Celiny, partneruje ci Agnieszka Radzikowska, również twoja żona! Czy taką sceniczną miłość gra się wtedy łatwiej?

- Przed premierą Robert mówił, że ten spektakl jest nie tylko o himalaistach, ale i o aktorach. Bo widzi paralelę między tymi dwoma światami. Ja też, więc dla mnie "Himalaje" są także o świecie aktorskim. I sądzę, że reżyser pozwolił nam obojgu przemyśleć sobie parę kwestii: co jest dla nas ważne, czy relacja Jurek - Celina jest podobna do naszej... Faktycznie był tak czas, że Aga zajęła się wychowaniem naszej drugiej, malutkiej córki i przez prawie dwa lata nie pracowała zawodowo. Niedawno wróciła na scenę, ale nie było to dla niej łatwe.

Ja zaś miałem dobry czas, jeśli chodzi o aktorstwo - grałem sporo w Teatrze Śląskim, dostałem propozycję z Teatru Polskiego w Warszawie, występowałem w filmach... "Himalaje" pozwoliły nam na pewno wykluczyć jedną rzecz: ja nie jestem w naszym małżeństwie Jurkiem, a Aga - Celiną. To znaczy - mnie nie ciągnie, by nieustannie iść dalej i wyżej w swoim zawodzie, gdy ceną jest rodzina, przyjaźnie, życie. A moja żona nie jest taka super wyrozumiała i na pewno nie będzie siedziała w domu! I ja też nie chcę, żeby w nim siedziała. Chcę, by pracowała, realizowała się zawodowo, nie czekała na mnie z obiadem...

Na scenie Celina to niejedyna twoja ukochana, na którą tęsknie zerkasz. Równie często patrzysz na Lhotse.

- Ta góra determinuje całe życie Jurka, zwłaszcza jego końcówkę. W spektaklu Lhotse wyraża to uzależnienie Kukuczki od gór, ale ona nie dała mu się zdobyć. Cały czas się zastanawiam, jak on się znalazł na tej południowej ścianie mimo tak wielu znaków, że nie powinien jechać. One nie były przypadkowe. Wierzę, że życie daje nam różne wskazówki, sygnały. Czasem po prostu nie chcemy ich widzieć, a one sugerują nam, że być może droga, którą obraliśmy, nie jest właściwa, że warto z niej zawrócić.

Jak się gra wśród scenografii Katarzyny Borkowskiej i muzyki Miuosha?

- To duże wyzwanie. Istnieje niebezpieczeństwo, że w trakcie spektaklu my aktorzy, możemy za bardzo spoić się z rytmem, jaki wyznacza muzyka, a tu trzeba być trochę w kontrze do niej. Ale bez muzyki i scenografii nie ma tego spektaklu. Zastawialiśmy się podczas prób, jak to będzie z wejściem w ten wymyślony przez Kasię świat. Na tydzień przed premierą wszystko się spoiło - słowo, muzyka, strona wizualna, ruch. Stworzył się na scenie niesamowity kosmos, kompletnie inny świat, który pomógł nam w grze.

Podobno były ci potrzebne badania wysokościowe.

- Tak, jest jedna scena, podczas której dość wysoko się wspinam... Nie bez znaczenia jest także w tym spektaklu rola Kai Kołodziejczyk, naszej choreografki, która wręcz mnie torturowała podczas prób! Bez niej nie byłoby tego spektaklu. Ma w sobie wyjątkowy rodzaj artyzmu - jest czujna, potrafi precyzyjnie uruchomić wyobraźnię aktora, coś mu sugeruje, ale zostawia mu przestrzeń do zbudowania ruchu swojej postaci.

O czym dla ciebie są "Himalaje"?

- Ten spektakl podsuwa mi odpowiedzi na wiele pytań, które zadaję sobie od jakiegoś czasu: o granicę ambicji, własnych pasji. O to, gdzie kończy się pokora, a zaczyna pycha.

To spektakl o śmierci, ale nie tylko śmierci fizycznej. Dla mnie jest to również historia o śmierci relacji z innymi ludźmi. I o zatraceniu kontaktu z samym sobą, zagubieniu się w pasji. Dziś bardzo popularne jest słowo "rozwój". Zastanawiam się nad jego sensem. Źle pojęty rozwój człowieka może sprawić, że się zabije. A to jest przeciwieństwem rozwoju. Zginie, bo jest zbyt ambitny.

***

Tydzień z Kukuczką. W Teatrze Śląskim w Katowicach 6 czerwca odbędzie się uroczysta premiera "Himalajów" - pierwszej sztuki o Jerzym Kukuczce, najsłynniejszym polskim himalaiście. Zapraszamy serdecznie do obejrzenia tego spektaklu. Dla prenumeratorów "Wyborczej" przygotowaliśmy wraz z Teatrem Śląskim niespodziankę. Będą mogli "Himalaje" oglądać przez miesiąc na stronie wyborcza.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji