Artykuły

Polak wg Mrożka. Ja nie zmartwychwstaję - nie ma głupich

- Pisał Mrożek, że i mędrzec palnie czasem głupstwo, i głupiemu udaje się jakąś mądrość wymyślić. Zatem i z Polakami bywa różnie. Całe pisanie i rysowanie Mrożkowskie było zaprzeczeniem etykietowania - mówi Małgorzata Szydłowska z Łaźni Nowej o wystawie "Polak wg Mrożka" na krakowskich Plantach.

Idźcie na wystawę "Polak wg Mrożka" na Planty, idźcie i zobaczcie prawie 200 rysunków, cytatów. Idźcie i przyjrzyjcie się sobie, nam, Polsce. Mrożek nie zrani, nie zszarga świętości, za to każe nam pomyśleć. Rozmowa z Małgorzatą Szydłowską z Łaźni Nowej, autorką wystawy "Polak wg Mrożka".

Renata Radłowska: A ten Polak to kto?

Małgorzata Szydłowska: Mrożek powtarzał, że nie ma jednej Polski dla wszystkich Polaków, i bolał nad tym, gdy ktoś sprowadzał nas do jednego wspólnego mianownika. Polak według Mrożka to my wszyscy, w różnych odsłonach swoich fobii, obsesji, frustracji i kompleksów, które leczymy gigantomanią i brawurą.

Polak bywa głupi?

- Pisał Mrożek, że i mędrzec palnie czasem głupstwo, i głupiemu udaje się jakąś mądrość wymyślić. Zatem i z Polakami bywa różnie. Całe pisanie i rysowanie Mrożkowskie było zaprzeczeniem etykietowania. Doskonale wiedział, że w kraju prawd i dogmatów należy pokazać świat bardziej skomplikowany, wymykający się oczywistościom. Stawiał na indywidualność. Wiedział, że istotą ludzkiego bycia w świecie jest zmienność. Nasza zdolność do zmieniania się to największa prawda o człowieku. Tropił zatem wszystko, co negowało prawo do zmienności, w tym nasze narodowe pułapki. Uciekał od Polaka w sobie, ale i zawsze do niego wracał. Potrafił uchwycić polską figurę sprzeczności. Jak pięknie po polsku brzmią tytuły cykli: "W środku i dookoła", "Wszyscy razem i każdy z osobna". Mrożek odkrył pewien algorytm/wzór/zasadę, że nasze narodowe miotanie się i genetyczne samoograniczanie Polaków polskością sprzeczne jest z darem Wolności, o którą tak wiele lat walczyliśmy. A przecież żeby być, wystarczy być sobą. Bez zbędnych przymiotników czy dopełniaczy.

Pierwsza wystawa prac Mrożka na Plantach to rok 2005. Dziś Mrożek brzmi chyba mocniej.

- Mrożkowskie poczucie absurdu wzmacnia się tam, gdzie forma przerasta treść, gdzie ideologia walczy z normalnym życiem. Dzisiejsza Polska znowu jest "jak z Mrożka", bo zachwiane zostały proporcje między światem a przepisami na jego urządzenie. Polacy żyją w czyjejś głowie. Nagle znowu celebrujemy, przypominamy wszystkim o swojej wielkości, kolonizujemy kraj nowymi pomnikami. A Mrożek to przecież wielki nauczyciel dystansu, mistrz przekłuwania nadętego balonu. Wraca do nas i my do niego wracajmy. To naprawdę oddech świeżego powietrza.

To jednak odwaga pokazać Polakom ich samych. W środku miasta, tak na widoku...

- Tak, to jest konfrontacja, może być i bolesna, i oczyszczająca. Ale zauważ, że w tym jego komentowaniu rzeczywistości, obserwowaniu nas i opisywaniu, nie ma chamstwa. To, jaki jestem, nie oznacza, że prowokuję drugiego człowieka; moje życie, bycie, jest tak samo ważne, jak jego życie i bycie. Myślę, że krakowianom podoba się wystawa "Polak wg Mrożka", nie spotkałam się z reakcją typu: ona szarga narodowe świętości, ona uderza w moje uczucia. Mrożek jest bezlitosny w przedstawianiu nas, ale i szalenie delikatny. Prowadzi tak tę opowieść o Polakach, że z pewnością rozbraja potencjalną agresję; robi wszystko, żebyśmy nie bali się sami siebie ani tego, co mogą o nas mówić inni. Daje klucz dostępu do autorefleksji.

Czy to, co łączyło Szydłowskich z Mrożkiem, było przyjaźnią?

- Tak, dla mnie zdecydowanie. Znajomość zaczęła się w 1997 roku, kiedy zakładaliśmy Stowarzyszenie Teatralne "Łaźnia", jeszcze na Kazimierzu. Mrożek przychodził na spektakle, oglądał je, siadając na workach z cementem. Zawsze był dyskretny i nie chciał rzucać się w oczy. Oczywiście wiedzieliśmy, że on tam jest, ale szanowaliśmy ten jego wybór: na worku, w kącie, w półcieniu, anonimowo. Przyjaźń zaczęła się od tych wizyt w Łaźni przy ulicy Paulińskiej. Spotykaliśmy się coraz częściej, potem razem z Susaną, jego żoną. W teatrze, w naszym domu, u nich. I któregoś dnia powiedział: "wiem, że wszyscy chcą urządzać moje urodziny, a ja chcę je spędzić tutaj, z wami, w Łaźni". 70. urodziny Mrożka odbyły się więc u nas. Po prostu nie znosił celebry, cenił sobie kontakt bezpośredni. No i przy okazji pomógł młodym artystom.

Rozmawialiście o Polsce?

- Raczej o sztuce (ale nie mrożkowskiej, bo nie znosił tego tematu), ale najwięcej o życiu.

Mrożek to jaki przyjaciel?

- Uważny. Słuchający. Czujny na to, co mówimy, i trafnie nazywający ważne momenty w naszym życiu. Zaskakiwał swoim oglądem, dostrzegał to, czego nie widzieliśmy. Zawsze śmiał się z łaźniowego entuzjazmu Bartosza, mojego męża, bo wiedział, jakie będą jego konsekwencje.

Mylił się?

- Nie chodzi o to, czy się mylił. Wiedział, że każdy idzie swoją drogą, im bardziej konsekwentnie to robi, tym większy buduje sens. To był też jego sposób na życie, do bólu zindywidualizowane, wbrew wszelkim trendom i powinnościom. Był dosyć sceptyczny wobec pomysłu przeprowadzki z Kazimierza do Nowej Huty. Uważał, że z powodzeniem możemy budować teatr w centrum miasta, a Huta to zbyt duża strata energii. Oczywiście nie miał wątpliwości, że sobie poradzimy, chodziło mu o to, że dużo będzie nas to kosztować, może za dużo. Ale przyjeżdżał do Łaźni Nowej, na osiedle Szkolne. Teatr był wtedy przestrzenią zrujnowaną, ciemną, z lamperią na ścianach. I spodobała mu się ta surowość, przeciekający dach. To było miejsce jak jakiś pejzaż duchowy, zresztą świetnie uchwycony na sesji fotograficznej "MROŻEK w Łaźni Nowej" autorstwa Andrzeja Nowakowskiego. On lubił miejsca, które nie mają charakteru oficjalnego, miejsca nietypowe. A potem uznał, że jego 75. urodziny można urządzić w Łaźni Nowej w Nowej Hucie.

Co wam dała ta przyjaźń?

- Dla mnie spotkanie z Mrożkiem było jednym z najważniejszych w życiu. Nauczył mnie delikatności w obchodzeniu się z rzeczywistością, pokazał, że warto być czujnym na różnych poziomach swojego funkcjonowania. Nigdy nie spotkałam kogoś tak pracowitego, a byłam świadkiem jego walki o powrót do zdrowia, kiedy przydarzyła mu się afazja. Przecież to był ogrom pracy! Po raz kolejny uczył się mówić, czytać i pisać. Także tego, jak być pisarzem. Bał się konfrontacji z rzeczywistością, w której, nie potrafiąc niczego, zagubi się. Ćwiczył po kilkanaście godzin dziennie pod opieką specjalisty. Zdarzało się, że nasze rozmowy też były ćwiczeniami. Ćwiczyliśmy pamięć. Opowiadał o dzieciństwie, co mnie fascynowało. Przywoływał wrażenia - kolory, zapachy, smaki. Licytowaliśmy się na wrażenia. On pamiętał przede wszystkim zapach świeżo upieczonego chleba, w końcu wychował się na wsi.

Podpowiadałaś mu słowa?

- To było trudne, bo Mrożek posługiwał się naraz wszystkimi językami, jakie znał. Nadawał nowe nazwy przedmiotom, zwierzętom.

Pamiętasz ostatnią rozmowę z nim?

- Chyba gdzieś na Mikołajskiej, tuż przed jego wyjazdem do Nicei. Z jednej strony cieszył się, że wyjeżdża z Krakowa, z drugiej strony czuł wielki ciężar. Bo ten wyjazd, jak i inne, był zerwaniem, potrzebą stworzenia siebie na nowo. Mrożek, wieczny wędrowiec, który nie może być długo w jednym miejscu... No i wyjechał. Potem zachorował

...a dziś jest na Plantach.

- Aranżując wystawę, myślałam przede wszystkim o przestrzeni Plant, chciałam jak najlepiej wpisać elementy wystawy w architekturę tego miejsca. Tak, żeby widz nie czuł się osaczony i zdominowany treścią. Najbardziej zafascynowało mnie w rysunkach Mrożka obnażenie mechanizmu, że im bardziej coś oczywiste i pozornie bezpieczne, tym mocniej skrywa siłę destrukcyjną.

Mrożek to patriota?

- Wszyscy jesteśmy w jakimś sensie patriotami. Skoro Jeż Patriota może być patriotą, każdy może. Mrożek nazywał ojczyzną wieś, w której się urodził, Borzęcin. Jego patriotyzm to słownictwo intymne, a nie wielkie narracje, które zawsze nakłuwał i bronił się przed nimi. Nie lubił gestów Rejtana. Nie zabierał publicznie głosu w sprawach. Ostatni raz było to w 1968 po interwencji wojsk polskich w Czechosłowacji. Poznał na sobie, jak łatwo historia i polityka potrafi zassać człowieka, użyć, zmanipulować, tak, że przestaje być sobą. Był patriotą, bo dał świadectwo swojej indywidualności. Stał się obywatelem świata, ponieważ był autentyczny, a przy okazji był Polakiem. Był patriotą, bo zmagał się ze swoją polskością, nadając jej rangę doświadczenia egzystencjalnego. Nigdy się jej nie wyparł. Kochał i równocześnie nienawidził Polaka w sobie. Przetłumaczony na kilkadziesiąt języków świata, wystawiany na tysiącach scen teatralnych pokazał, że prawdziwy patriotyzm ma siłę inspirowania innych i niewiele ma wspólnego z machaniem szabelką i obrażaniem wszystkich, którzy myślą inaczej. Mrożek nie musiał wstawać z kolan, bo nigdy przed nikim nie klęczał.

Mrożek będzie też w Nowej Hucie.

- Tak, podczas Bulwar(t)u. Będzie nam towarzyszył rysunkami. To prace, które nie zmieściły się na Plantach. Cała przestrzeń Bulwar(t)u będzie inspirowana opowiadaniem "Strzelnica". Bo skoro strzelnice, zgodnie z zaleceniem władzy, mają być w każdej wsi, to dlaczego nie nad Zalewem Nowohuckim, w naszej małej wiosce?

Wystawę na Plantach można oglądać do 15 lipca, ale jej kontynuacją jest aranżacja przestrzeni Bulwar(t)u nad Zalewem Nowohuckim. Budujemy naszą letnią siedzibę wokół "drzewa wiadomości dobrego i złego, które zostało wycięte w ramach gospodarki leśnej i tępienia chwastów". W tej sielankowej scenerii można będzie zobaczyć około 30 rysunków, które nie znalazły się na wystawie "Polak wg Mrożka". Oprócz rysunków wiele artefaktów, które pozwolą nam spędzić letnie wakacje w nastroju mrożkowskim aż do 2 września.

A jaki jest Mrożek według Polaka?

- Ciekawe pytanie. Na pewno będziemy wiedzieć więcej po zakończeniu wystawy. Każdy, kto ją zobaczy, będzie mógł odpowiedzieć sobie na to pytanie. Na pewno nie rani naszego poczucia polskości, on polskość afirmuje... w całej jej groteskowości. Pokazuje właściwe proporcje, zaleca dystans wobec myślenia o dobrach ojczyźnianych i wobec patriotycznych gestów i pomników. Najbardziej smutne jest jednak to, że Mrożek według Polaka jest zapomniany i że cała nauka z jego twórczości zatupana została w kolejnych zrywach polskich namiętności do rządu dusz. Powiedzenie "jak z Mrożka" powinniśmy pamiętać jako ostrzeżenie i trudno uwierzyć, że znowu zataczamy koło, tak jakby Mistrz nie napisał tego, co napisał. Jest taki rysunek cmentarny - nadchodzi czas sądu ostatecznego, a z jednego grobowca dobiega głos: "Ja nie zmartwychwstaję - nie ma głupich". Czyżby Sławomir Mrożek zaprojektował w ten sposób swój pośmiertny stan ducha?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji