Artykuły

Wesołe życie trybików

W jej spektaklu obiektywy kamer raz po raz wpatrują się w twarze aktorów, jakby chciały wyciągnąć z nich wszystkie tajemnice. Dokumenty są niszczone, historia przepisywana na nowo. Nawet słowom nadaje się nowe znaczenia. - Czy świat "1984" już się wydarzył, wydarza, czy dopiero się wydarzy? - pyta Wysocka. - Rzeczywistość dostarcza inspiracji - pisze Dawid Karpiuk w Newsweeku.

Winston jest człowiekiem bez znaczenia. Ma 39 lat, ciało drobne i mizerne, włosy jasne, żylaki, "cerę - czytamy u Orwella - z natury rumianą, a skórę szorstką od chropowatego mydła i tępych żyletek". Mieszka samotnie i skromnie w niewielkim pokoju na siódmym piętrze. Dnie poświęca pracy na nieeksponowanym stanowisku w Ministerstwie Prawdy, które dba o to, żeby ludzie myśleli tak, jak trzeba.

I

- Dzisiaj by się powiedziało, że kształtuje odpowiednie postawy

- zagaduję Barbarę Wysocką w lobby Teatru Powszechnego, który nie tak dawno temu oblegali młodzi umięśnieni z faszystowskimi hasłami na ustach. Do spółki z Krucjatą Różańcową i Rycerzami Jezusa w czerwonych płaszczach. Na widowni ktoś rozlał kwas. Śmierdzi do dziś.

- Rok temu wzięłam do ręki "Rok 1984" - mówi Wysocka, siadając na chwilę. Mijają nas zmęczeni aktorzy. Próbują po osiem godzin dziennie. - Nagle każdy rozdział zaczął się upominać: "To trzeba zrobić w teatrze!". Strasznie dużo tematów. Które brać? Totalitaryzm? Inwigilacja? Strach? Czemu się przyglądać? Wbrew temu, co się często myśli, "1984" nie jest o inwigilacji, a w każdym razie nie przede wszystkim. Jest o człowieku. Taki banał.

- No i co z tym banałem zrobić?

- Postanowiliśmy chociaż spróbować zobaczyć tego człowieka. W jakiej jest sytuacji, dlaczego się poddaje systemowi? Jak to jest, że ktoś mu mówi, co ma myśleć, jak pracować, z kim się zadawać, i jemu jest z tym dobrze? Co jest takiego przyjemnego w byciu zarządzanym? A to był dopiero początek pytań. Kolejne: jak to robić? Grać przyszłość? Przeszłość?

- No właśnie. Orwell napisał swoją powieść 70 lat temu. Dziś nawet lata 80. wydają się zamierzchłą przeszłością. "Rok 1984" to dziś SF czy retro?

- To były kolejne pytania, które sobie stawialiśmy - mówi Wysocka. W jej spektaklu obiektywy kamer raz po raz wpatrują się w twarze aktorów, jakby chciały wyciągnąć z nich wszystkie tajemnice.

Dokumenty są niszczone, historia przepisywana na nowo. Nawet słowom nadaje się nowe znaczenia. - Czy świat "1984" już się wydarzył, wydarza, czy dopiero się wydarzy? - pyta Wysocka. - Rzeczywistość dostarcza inspiracji.

- Nie bałaś się, że ludzie powiedzą: no tak, jak "Orwell", to wiadomo - będzie o PiS?

- Nie. Każda sztuka jest polityczna. Ale fakt: wiele fragmentów Orwella jest tak aktualnych, że grożą dosłownością, a tego nie chcemy. Interesuje nas człowiek poddany kontroli, człowiek w systemie. To jest uniwersalny temat, obecny w literaturze od dwóch tysięcy lat.

II

Władza to jeden z ulubionych tematów Wysockiej. Niedawno w Teatrze Narodowym wystawiła "Śmierć Dantona", historię o upadku jednego z przywódców rewolucji francuskiej, a wcześniej bardzo udanego "Juliusza Cezara" według Szekspira. Też o upadku wielkiego przywódcy. O świecie, przez który przewala się rewolucja.

"1984" też obiecuje rewolucję, ale - jak pamiętamy z powieści - nie dotrzymuje obietnicy. Zaczyna się od sceny, w której Winston - w wykonaniu Arkadiusza Brykalskiego groteskowy, nieporadny, śmieszny - zaczyna nagrywać swój dziennik. (Chcieliście prawdziwego buntownika? - zdaje się mówić Brykalski. Godnego bohatera? To macie pierdołę. A do tego Julię, kochankę Winstona, z której Klara Bielawka robi komiczną parodię buntowniczki).

"Wczoraj byłem w kinie - mówi Winston ze sceny, słowo w słowo za powieściowym oryginałem. - Same kroniki wojenne, jedna znakomita, pokazywała bombardowanie statku z uchodźcami gdzieś na Morzu Śródziemnym. Widownię ubawiły najbardziej ujęcia olbrzymiego tłuściocha uciekającego wpław przed helikopterem. Potem pokazano łódź ratunkową z dziećmi, nad którą zawisł helikopter, na dziobie siedziała kobieta w średnim wieku, chyba Żydówka, trzymająca w ramionach chłopczyka, może trzyletniego, wył z przerażenia i chował głowę między jej piersi, jakby chciał się tam skryć niczym zwierzę w norze".

Co z tą władzą?

- Interesuje mnie relacja człowiek--władza - mówi Wysocka. Podczas drugiej próby generalnej zdenerwowana biega między widownią i sceną. "Reżyser może być obecny na scenie" - uśmiecha się. Na co dzień jest aktorką i reżyserką, miała być skrzypaczką. W wieku 20 lat, już na studiach w Niemczech, w jeden dzień rzuciła skrzypce. "Nie możesz tego robić, jeśli tego nie kochasz tak, że wszystkie kłaki stają" - mówi dziś, wspominając codzienne dziewięciogodzinne ćwiczenia. Wróciła do Polski i poszła do szkoły teatralnej.

- Co się takiego w człowieku dzieje, że nie tylko poddaje się władzy, lecz także sprawia mu to przyjemność, daje komfort? - zastanawia się. - No dobrze, śledzą mnie w sieci, ale to dla mojego dobra. Obserwują mnie, ale po to, żeby zapewnić mi bezpieczeństwo. Wiedzą o mnie wszystko, niech wiedzą. Skąd bierze się w człowieku naiwna wiara, że władza chce dla niego dobrze?

- Bo człowiek chce mieć spokój? - pytam.

- Orwell mówi, że łatwo sprawować kontrolę nad tymi, którym jest wszystko jedno. Nie interesują się niczym, przyjmują każde kłamstwo i nie robi to na nich wrażenia. Są bierni. Ta bierność jest najgorsza. Jeśli nie masz zdania, jesteś masą i służysz komuś do osiągnięcia jego celów, ale tego nie czujesz. To jest straszne. Wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, kiedy ludzie woleli pozostać bierni wobec nadużyć władzy, niż opowiedzieć się przeciwko niej. Słyszałam zdanie: "Zniszczą cię". "Co się będziesz z koniem kopać?". No będę.

- A może lepiej znaleźć sobie miejsce z dala od kopyt konia?

- Nie wiem - zamyśla się Wysocka.

- Przemoc i tak do ciebie dojdzie. Różnica między tymi, którzy nie są bierni, a tymi, którzy są, jest taka, że po biernych przyjdą nieco później. Pozycja świadka, który nie reaguje na przemoc, ma w Polsce bardzo złą tradycję.

III

Żaden z bohaterów "1984" nie czuje, że bierze udział we władzy. Wszyscy są tak samo poddanymi partii jak ci na samym dole. I tylko ciągle się boją, że ktoś ich pozbawi tych maleńkich stanowisk, tych prawie nieistotnych ról.

- Świat Orwella zależy od codziennych wyborów każdego małego trybiku - zauważam. - Od drobnej hipokryzji, delikatnej znieczulicy. Bez nich by sobie poradził?

- Orwell pisze o partyjnej części społeczeństwa, do której należy Winston, to niewielki procent ogółu - mówi Wysocka. - Poza tym jest ludzka magma, która tak naprawdę nie ma dla władzy znaczenia. Oni nie interesują się nadużyciami władzy, a władza nie interesuje się nimi.

- Wszyscy znamy liberalnych, niewierzących inteligentów, którzy biorą śluby kościelne, chrzczą dzieci i posyłają je do komunii, bo tak wypada albo żeby nie drażnić teściów. Którzy się nie angażują, bo są zajęci swoimi sprawami. Czy to są ludzie z Orwella?

- To ludzie z Polski. Orwell opisuje społeczeństwo będące konsekwencją takiej postawy. Małe kompromisy popełniane codziennie wobec własnego sumienia, małe i duże nieszczerości, które mogą być katastrofalne w skutkach. Bo gdzie dokładnie przebiega granica między małym kłamstwem wobec siebie a dużym kłamstwem wobec innych? To takie typowe - udawaj, że podoba ci się prezent, bo cioci

będzie przykro, udawaj, że jesteś wierzący, żeby mieć ślub w białej sukience w kościele, poślij dziecko do komunii, żeby nie odstawało od reszty. Diagnoza Orwella nie jest optymistyczna. Na końcu okazuje się, że wyłamanie z systemu nie jest możliwe. Dlaczego? Bo zbuntować musieliby się wszyscy, a ponieważ większości jest wszystko jedno, do buntu nie dojdzie.

IV

Tymczasem ze sceny padają obietnice lepszego Świata (który, jak wiemy, jest zawsze w budowie, a jego powstawanie wymaga poświęceń): "Świata wojowników i fanatyków, identycznie myślących i szpiegujących siebie nawzajem". A "dzieci hoduje się na małe potwory, co kochają partię i całą swoją furię kierują na zewnątrz". Przeciw cudzoziemcom i myślozbrodniarzom, czyli tym, którzy myślą nie tak, jak powinni. Publiczność daje się zapraszać do gry w skojarzenia. Na przykład kiedy Andrzej Kłak, aktor, który do Powszechnego przyszedł ze zniszczonego Teatru Polskiego we Wrocławiu, zaczyna pisać fikcyjną (bohaterską) biografię. "To jest takie osobliwe, że można tworzyć trupy, a nie żywych ludzi" - pada ze sceny.

- Przyszłość naprawdę jest taka ponura? - pytam Wysocką. "1984" kończy się sceną wywiadu, którego Orwell udziela niedługo przed śmiercią. Pytany o swoją wizję przyszłości, mówi: "Proszę sobie wyobrazić but rozdeptujący ludzką twarz. Bez końca. Nie będzie emocji innych niż strach i furia, nie będzie lojalności innej niż partyjna". Znów nie wiadomo, czy przyszłość Orwella jest naszą przyszłością, czy przeszłością.

- Przyszłość będzie pewnie podobna do teraźniejszości - mówi Wysocka. - Będzie tylko więcej śmieci i więcej śmierci, więcej zanieczyszczenia, zniszczenia, zatrucia. To nie będą białe, świetlne korytarze, w których będziemy lewitować, tylko podobne jak dziś sytuacje, podobni ludzie i podobne zależności władzy. Plus trochę nowych technologii. Ludzie zaczną zdychać z głodu przez to, że nie będzie pszczół. Ale kogo to dziś obchodzi? Powiesz: "Ludzie, pszczoły giną". Ludzie pukają się w czoło.

- Może to dlatego wciąż wraca Bóg, honor, ojczyzna? Ze strachu? Bo nie wiadomo, co zrobić z pszczołami? Z klimatem? Z nieustającymi pytaniami o to, kim jestem, z tymi wszystkimi rzeczami, które nagle wraz z końcem starego świata spadły nam na głowę i stały się naszą prywatną odpowiedzialnością? W świecie Orwella bylibyśmy zwolnieni z tego rodzaju pytań.

- Bóg, honor i ojczyzna to hasła oznaczające kontrolę i uległość. Znów: władza - odpowiada Wysocka. Jej spektakl jest regularnie przerywany scenami dwóch minut nienawiści - wyświetlany na ścianie licznik odlicza czas, a aktorzy krzyczą, miotają się, złorzeczą publiczności. - Wracamy do tego, że ludzie lubią być rządzeni. A w każdym razie tak się czują bezpieczniej. Masz wyznaczone miejsce i niewiele zależy od twoich decyzji. Nie musisz się przejmować, masz tylko słuchać.

- No i do czego ty namawiasz w ostatniej scenie? Andrzej Kłak, to znaczy Orwell, mówi do widowni: "Możesz zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić". Do tego, czyli do państwa, które przez półtorej godziny wzbudza śmiechy i westchnięcia, bo rządzą nim ludzie jakby znajomi.

- Namawiam ich, żeby nie byli bierni - mówi Wysocka. - Bo bierność daje swobodę tym, którym najbardziej zależy na władzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji