Artykuły

Wypierpapier niczego nie załatwia

"Papierowi feminiści wypierpapier" - głosił wielki transparent trzymany przez pięć kobiet, które przyszły przed Teatr Polski w Poznaniu. Nie wiem, czy to hasło odnosi się do większej grupy mężczyzn pracujących w teatrze, czy też tylko do znanego ze swoich feministycznych poglądów dyrektora artystycznego tej sceny Macieja Nowaka. W każdym razie ów miniprotest odbył się przed publiczną instytucją kultury, która odważyła się na współpracę z oskarżonym o molestowanie byłym dziennikarzem "Gazety Wyborczej" Michałem Wybieralskim - pisze Mike Urbaniak w Voque.pl.

Wybieralski przygotował wraz z aktorką Joanną Drozdą plenerowy spektakl muzyczny "PePePe. Przegląd piosenki poznańskiej", co pięciu protestującym przed teatrem kobietom się nie spodobało. Wybieralski ma iść precz, nie pracować, zdechnąć z głodu pod mostem. Nowak też już chyba ma iść precz, przestał być feministą, został belzebubem, gwałcicielem niemal, bo znowu się odważył pójść - jak to ma w zwyczaju - pod prąd własnego środowiska.

Po burzy jaką wywołał w Codzienniku Feministycznym tekst kilku kobiet oskarżających Wybieralskiego i Jakuba Dymka o przemocowe zachowanie, a tego drugiego nawet o próbę gwałtu, przetoczyła się przez Polskę dyskusja, a raczej powierzchowna jak zwykle w naszym kraju awantura w ramach #metoo. Dymek zdecydował się na pozew sądowy i sprawę rozstrzygnie sąd. Wybieralski natomiast szybko opublikował przeprosiny i zadeklarował chęć zadośćuczynienia wobec kobiet, które przez niego poczuły się skrzywdzone. Stracił także pracę w "Gazecie Wyborczej" i zniknął z życia publicznego. Do niedawna, to znaczy do protestu pod Teatrem Polskim.

Nie moją rolą jest rozliczanie Michała Wybieralskiego z jego czynów, które, jeśli wyglądały tak, jak opisane w Codzienniku, zasługują tylko i wyłącznie na potępienie i karę, ale nie mogę - rozumiejąc decyzję Macieja Nowaka - zgodzić się na to, by można było uśmiercać ludzi tekstami publicystycznymi. Kłóci się to zasadniczo z moim poczuciem sprawiedliwości, będącym fundamentem mojego światopoglądu, także światopoglądu feministycznego, choć pewnie po tym felietonie też zostanę zaraz w rozlicznych komentarzach obrońcą seksualnych drapieżników, wykwitem solidarności penisów i ogólnie szatanem wcielonym. Trudno.

Niechaj Wybieralski za swe zachowanie poniesie karę sromotną, niechaj na kolanach publicznie skrzywdzone kobiety przeprasza, niech milion godzin pracuje społecznie w ośrodku wspierającym kobiety będące ofiarami przemocy domowej, ba, niech zadośćuczynienie wymyślą mu kobiety pod teatrem protestujące - proszę bardzo - ale nie można w cywilizowanym kraju skazać człowieka dożywotnio na niemożność powrócenia do społeczeństwa, bo nawet przestępcy okrutni odsiadują wyroki, po których w końcu wychodzą zza krat. Czy Wybieralski może kiedyś wyjść na wolność? Czy należy mu się już tylko krzesło elektryczne? I kto ma prawo wydawać wyroki? Internetowi komentatorzy? Wściekłe (bardzo słusznie) kobiety? Gazety i portale? Czy jednak w demokratycznym państwie prawa wyrokować powinny sądy?

Chciałbym bardzo, żeby kobiety, które skrzywdził Wybieralski napisały, co powinien zrobić, by uznały, że szczerze żałuje swojego zachowania i chce naprawić to, co może. Chciałbym taki tekst przeczytać, bo te wszystkie filipiki, że Wybieralskiego w grobie żywcem należy zakopać, są tak samo ohydne, jak ohydna jest masowa przemoc wobec kobiet, o której cały świat się dowiedział dzięki akcji #metoo.

Niedawno zrobiłem dla Vogue.pl rozmowę ze znakomitą argentyńską artystką Lolą Arias, która tworzy zaangażowany społecznie i bardzo polityczny teatr dokumentalny. Lola przywiozła do Warszawy, na zaproszenie Teatru Powszechnego, swój poruszający spektakl "Pole minowe", do którego zaprosiła weteranów wojennych walczących przeciwko sobie w wojnie o Falklandy/Malwiny. Opowiadała mi jak trudno było jej namówić wrogów (Argentyńczyków i Brytyjczyków) do wzięcia udziału w tym artystycznym projekcie. Nieufność, nienawiść i ciągle żywe emocje były tak silne, że próby niejednokrotnie kończyły się wielką awanturą. Nie wiadomo było, czy w ogóle dojdzie do premiery. Obie strony bały się też, że wzięcie udziału w tym spektaklu zostanie przez innych odebrane jako zapomnienie i wybaczenie, ale Loli nie chodziło ani o jedno, ani o drugie. Chodziło jej o doprowadzenie do rozmowy, do wzajemnego wysłuchania, bo na dialogu - piekielnie trudnym i emocjonalnym - można jednak zbudować więcej, niż na rzucaniu bez końca kamieniami w jednego człowieka, który i tak już leży w kałuży krwi.

Ów protest przed Teatrem Polskim w Poznaniu, który stał się przyczynkiem powyższych refleksji, powinien się zakończyć zaproszeniem protestujących kobiet do teatru i rozmową z dyrektorem, a może też z Michałem Wybieralskim. I nawet, gdyby ta rozmowa zakończyła się dziką awanturą, gdyby Nowaka i Wybieralskiego protestujące kobiety transparentem chciały zadusić, to i tak warto. Taka jest rola publicznego teatru - zajęcie się najtrudniejszymi sprawami, bo WYPIERPAPIER niczego nie załatwia. Niczego.

Dlatego, drogi Maćku, skoro powiedziałeś A, powiedz także B. Czekam z niecierpliwością na kolejny sezon teatralny, którego plany repertuarowe uwzględnią zarówno twoją słuszną w mojej ocenie decyzję o wyciągnięciu ręki do Michała Wybieralskiego, jak i zupełnie zrozumiały głos wściekłych kobiet, które tego gestu nie rozumieją. Sam przecież lubisz powtarzać za przedwojennym krytykiem teatralnym Witoldem Noskowskim, że "albo ma się teatr, albo ma się spokój".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji