Artykuły

Po apokalipsie

"Trojanki" Eurypidesa w reż. Jana Klaty w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

Powrót Jana Klaty do pracy w Teatrze Wybrzeże wypadł bardzo okazale. Jego "Trojanki" są bez wątpienia zdecydowanie najlepszym spektaklem dramatycznym ostatnich miesięcy w Trójmieście i powrotem tego reżysera do wysokiej artystycznej formy.

Spektakl Jana Klaty zaczyna się tam, gdzie historia przed duże "H". W słynnym przedstawieniu tego reżysera ze Starego Teatru w Krakowie - "Orestei" - w tle podziwialiśmy gigantyczną postapokaliptyczną ranę. Ten trop w pewnym sensie towarzyszy też "Trojankom", których akcja dzieje się po zburzeniu Troi, gdy wszyscy dzielni mężowie tego miasta zostali wybici, a dumni Grecy debatują co zrobić z wziętymi do niewoli trojańskimi kobietami. To one znajdują się w czasie apokalipsy.

Towarzyszymy przede wszystkim Hekabe, żonie poległego króla Priama, która obserwuje nie tylko zagładę Troi, ale też śledzi dramatyczne losy swoich dzieci i wnuka, czyli kolejnej zagłady, jaka dokonuje się na jej oczach. Z postacią Hekabe za pomocą kilkumetrowej szaty połączone są inne Trojanki - jej córki Andromacha i Polyksena oraz czwórka branek trojańskich, stanowiących chór, mający tu głównie zadania ruchowe. Piewcą złych nowin z sadystycznym zacięciem jest Taltybios - z jednej strony rzecznik strony greckiej w dysputach z Hekabe, z drugiej łącznik pomiędzy anonimowym światem oprawców (widocznych w scenach zbiorowych jako aktorzy z maskami greckich herosów na twarzach) a ofiarami. Hekabe pozbawiona godności i majestatu dzięki niemu dowiaduje się jaki los przeznaczono jej córkom.

Uwagę budzi już sama, ponownie bardzo sugestywna scenografia Mirka Kaczmarka (pracującego z wieloma reżyserami, m.in. z Grzegorzem Wiśniewskim, Marcinem Liberem czy Jarosławem Tumidajskim, których spektakle oglądamy na scenach Wybrzeża) - cała Duża Scena wysypana jest piaskiem z wystającymi z niego fragmentami sylwetek wojowników - częściowo jako ciała poległych w wojnie, częściowo jako wspomnienie dawnego męstwa i świetności. Podkreśla to rozmiar katastrofy w wymiarze czysto ludzkim.

Ta pustynia przywodzi na myśl także bezduszność zwycięzców pastwiących się nad ofiarami, losującymi branki i przeznaczającymi im role nałożnic, służących lub ofiar rytualnych. Troję w pierwszej scenie też widzimy jako osada z piasku, bezlitośnie zniszczoną przez bawiących się ludzkim losem bogów. Piasek świetnie nadaje się także do ukazania kopca na którym "u stóp" poległego Achillesa w wyjątkowo brutalny sposób zgwałcona zostanie jedna z ofiar.

Z bardzo dużym gatunkowo ciężarem traum i cierpieniami ofiar oraz wstrząsającą brutalnością oprawców świetnie koresponduje monumentalny, minorowy klimat spektaklu, wzmocniony czarno-białą kolorystyką kostiumów Mirka Kaczmarka. W żałobną czerń ubrane są Trojanki, Grecy noszą koszulki z wyrzeźbionymi torsami i kojarzone ze skinheadami kurtki-szwedki. W scenach zbiorowych bezimienni barbarzyńcy w maskach, w pozostałych niepozbawieni ludzkich odruchów zwycięzcy, jak ciągnący za sobą małego drewnianego konika trojańskiego zdrajca Odyseusz.

Spektakl Jana Klaty jest właściwie festiwalem aktorskim. Na pierwszym planie zachwycać się można doskonałą, pełnowymiarową rolą Hekabe w wykonaniu Doroty Kolak, która w sposób niezwykle precyzyjny buduje rolę słowem i gestem (zwłaszcza podczas sądu na piękną Heleną - główną przyczyną wojny). Kolak z wstrząsającą prostotą oddaje dramat i rozpacz matki, tracącą kolejne dzieci. Nie szarżuje, nie przerysowuje cierpienia swojej bohaterki, tworząc z niej przekonujący symbol nieszczęścia i upadku. Świetną kreację zbiorową za jej plecami jako chór branek trojańskich przygotowały Magdalena Boć, Agata Bykowska, Małgorzata Brajner i Sylwia Góra-Weber, wspierane przez Magdalenę Gorzelańczyk i Katarzynę Dałek.

Drugą bohaterką, świetnie wprowadzoną w ten świat przez reżysera, jest Kasandra w wykonaniu grającej gościnnie Małgorzaty Gorol. Jej inność podkreślają gitary elektryczne, którymi córka Hekabe porozumiewa się z pozostałymi postaciami i publicznością. Kasandra ma wydzieloną przestrzeń, rzuca klątwy i wróżby, jest obca w stroju, zachowaniu i grze aktorskiej - Małgorzata Gorol oprócz zbudowania psychodelicznej warstwy brzmieniowej wielu momentów spektaklu (autorem ciekawej muzyki spektaklu jest Michał Nihil Kuźniak) przez cały czas reaguje na wydarzenia na scenie, ma imponujący monolog, a do zatańczenia jeden z najbardziej przejmujących momentów spektaklu.

Jednak nie sposób nie zauważyć innych bardzo dobrych kreacji aktorskich - od "Czarownic z Salem" tak sugestywnej roli nie miał Cezary Rybiński - jego Talthybios choć jest postacią jednoznacznie negatywną, zachowuje intrygujący margines człowieczeństwa. Autorem świetnego epizodu jest Michał Kowalski w roli Odyseusza. Bardzo dobre wejście w spektakl zapewnia Jacek Labijak (Posejdon) i Sylwia Góra-Weber (Atena). Zgrabnie rolę Polymestora gra Krzysztof Matuszewski, mający w Wybrzeżu patent na bohaterów odrażających i dwuznacznych moralnie. Finał spektaklu należy do brawurowo prowadzonego wątku Heleny i Menelaosa, świetnie zagranego przez Katarzynę Figurę i Grzegorza Gzyla.

Bardzo długo dramat ofiar i rozmaite psychiczne i fizyczne tortury, jakim poddawane są mieszkanki Troi, Jan Klata w nietypowy dla siebie sposób prowadzi w tonacji bardzo serio, nie przełamując tego w charakterystyczny dla siebie sposób groteską, czy gagami slapstikowymi. Mały drewniany konik trojański, maska Hannibala Lectera oraz rozmowa okaleczonego Polymestora z Hekabe to jedyne takie momenty. Jednak reżyser zaplanował dla wszystkich dużą niespodziankę, przekonując, że wciąż doskonale panuje również nad tą materią spektaklu.

Klata zrobił kolaż z "Trojanek" Eurypidesa i "Iliady" Homera, by podkreślić los największych ofiar wojny - kobiet opłakujących poległych. Ta wojna, jak każda inna, nie ma twarzy zwycięzcy - wiemy o tym od pierwszej sceny i rozmowy bogów zapewniających o niedalekiej przyszłości i bliskiej zemście. Każda krzywda wywołuje chęć odwetu, a łańcuch traum i upokorzeń może nie mieć końca. Memento Klaty brzmi groźnie, ale i wyjątkowo efektownie, a przy tym doskonale wygląda na scenie Wybrzeża, co nie osłabia jego wydźwięku. Tak wstrząsającej, niełatwej w odbiorze i dotkliwej inscenizacji w Teatrze Wybrzeże nie było od czasu "Tytusa Andronikusa" w reżyserii Moniki Pęcikiewicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji