Artykuły

Twórca musi być wolnym człowiekiem

- Wychodzi na to, że kończę moją działalność etatową w Teatrze Rozmaitości. Powodów jest jak zwykle kilka, ale najważniejsze jest to, że bycie na etacie jest zwyczajnie sprzeczne z moją naturą - mówi REDBAD KLIJNSTRA, reżyser i aktor TR Warszawa.

Spektakl "Historia przypadku" Abi Morgan w reżyserii Redbada Klijnstry mogli już obejrzeć widzowie we Wrocławiu. W połowie maja odbyła się premiera w tamtejszym Teatrze Współczesnym. Teraz kolej na nasze miasto. Warszawska premiera w niedzielę [4 czerwca] w Montowni.

Dorota Wyżyńska: Wierzysz w przypadek?

Redbad Klijnstra, twórca grupy Supermarket, reżyser "Historii przypadku": Tekst "Historia przypadku" wpadł nam w ręce przypadkiem. Natknął się na niego Jakub Kamieński, jeden z członków naszej grupy, który jest aktorem, a nieoficjalnie także naszym kierownikiem literackim. Bardzo się cieszę, że przez przypadek trafiliśmy na nią, bo takiej sztuki nam było trzeba. W dramacie Abi Morgan znalazłem to, co intrygowało mnie zawsze w sztukach irlandzkich, jakąś niezwykłą umiejętność opisania magii codzienności.

A przypadek? Coraz częściej mam wrażenie, że przypadku nie ma. Tak najczęściej określamy wynik jakiegoś procesu, którego po prostu nie rozumiemy. Zły przypadek to pech, a dobry - cud. Wygląda na to, że wszystko raczej ma swój ukryty sens, przyczynę i skutek.

Mówimy, że ktoś z kimś spotkał się... przez przypadek. A później okazuje się, że tak naprawdę jednemu i drugiemu to spotkanie było niezbędne do dalszej drogi. Trochę tak jest też w tej sztuce. Przypadki posiadają swoją historię...

Nazwaliście swój spektakl "melodramatem magicznym".

- Bo jest w tym tekście zawarty jakiś inny wymiar. Rodzaj déja vu. Nagle masz mgliste przeczucie, że coś, co cię spotyka, jest szansą na dokończenie tego, co kiedyś się nie dokonało. Podobnie u naszych bohaterów. Dwóch chłopców, teraz mężczyzn. W ich życiu była kiedyś dziewczyna, kochali ją. Pewien tragiczny przypadek ich rozłączył... I teraz, po latach pojawia się dziewczyna łudząco podobna do tamtej. Nasi bohaterowie różnią się bardzo od siebie. Pierwszy jest analitykiem w firmie ubezpieczeniowej i twierdzi, że wszystko da się zaplanować, skontrolować, że nie ma przypadku. Drugi, który niejako z własnej woli stał się kloszardem, "żyje tak, jak czuje", bez wybiegania w przyszłość. Wierzy, że życiem rządzą cuda, wszystko ma swój wyższy sens, którego nie należy dociekać.

Tobie bliższa jest ta pierwsza postawa?

- Najbliższa jest mi postawa dziewczyny, trzeciej bohaterki sztuki, zamykającej miłosny trójkąt. W jej świecie mieści się zarówno planowanie swego życia, jak i bycie otwartym na cuda. Inaczej mówiąc, mieści się w jej świecie jeden i drugi mężczyzna. Chciałaby pewnie być z mężczyzną, z którym można przeżyć wspaniałą przygodę, zatracić się, a jednocześnie z kimś, kto zapewni jej bezpieczeństwo, rodzinę, przyszłość. Każde ramię tego miłosnego trójkąta jest tragicznie uwikłane. Zdarzenia z przeszłości mieszają się z teraźniejszością.

Dlaczego zdecydowałeś się otworzyć Supermarket?

- Supermarket to znaczy, że... będzie "dużo i tanio" i na pewno "nie dla idiotów". Supermarket jest kontynuacją Warszawskiej Grupy Teatralnej, pod której szyldem zrobiliśmy spektakl "Made in China". Ale WGT byłaby chyba zbyt ideowa na dzisiejsze czasy. Powstała w warunkach, kiedy istnienie niezależnej profesjonalnej grupy teatralnej było raczej niemożliwe. W tej chwili nadal jest to utrudnione, ale czujemy się raźniej, bo istnieje Teatr Polonia Krystyny Jandy czy pierwszy prywatny teatr niekomercyjny - Teatr Montownia z Piotrem Dudą na czele.

Nie mamy żadnych dotacji, nasz spektakl nie powstałby, gdyby nie firma Vattenfall, która wyłożyła pieniądze na premierę. Supermarket to też na pewno dążenie do interaktywności. "Historia przypadku" jest przedsmakiem naszych poszukiwań. Towar coraz rzadziej będzie podawany zza lady. Coraz częściej trzeba będzie wziąć ten wózek i po prostu wjechać do środka.

Odchodzisz z Teatru Rozmaitości?

- Wychodzi na to, że kończę moją działalność etatową w Teatrze Rozmaitości. Powodów jest jak zwykle kilka, ale najważniejsze jest to, że bycie na etacie jest zwyczajnie sprzeczne z moją naturą. Według mnie twórca musi być panem swego czasu. Musi być wolnym człowiekiem, aby być jak najszybciej tam, gdzie czuje, że jego obecność jest konieczna. Dobrze jest, kiedy aktywnie szuka tego, co nie jest bezpieczne.

Zmieniłeś pisownię nazwiska? Nie Klynstra, ale Klijnstra.

- Tego w dwóch zdaniach wyjaśnić się nie da. Najkrócej to chyba tak: mój ojciec pochodzi z mniejszości narodowej w Holandii, porównywalnej w Polsce do Kaszubów. On nosi nazwisko Klynstra. W języku holenderskim nie ma litery "y". Więc Holendrzy, jak na porządnego zaborcę przystało, w mojej metryce wpisali "ij" zamiast "y", bo wydało im się to jakoś podobne. No i teraz ja mam inaczej niż mój ojciec. Jednak chciałem nosić dokładnie jego nazwisko, więc gdzie się dało, pisałem przez "y". W dokumentach mam jednak przez "ij" i kiedy z powodu różnicy liter raz prawie nie poleciałem do USA, trzeba było coś z tym zrobić. Teraz wszędzie jest Klijnstra... No, chyba że Fryzja odzyska kiedyś niepodległość, to wtedy wrócę do pisowni oryginalnej (śmiech).

"Historia przypadku" Abi Morgan, reżyseria Redbad Klijnstra. Warszawska premiera - w niedzielę, 4 czerwca o godz. 19.30.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji