Artykuły

Jerzy Stuhr jako Wałęsa w antycznych szatach

"Wałęsa w Kolonos" Jakuba Roszkowskiego w reż Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

"Wałęsa w Kolonos" Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie pokazuje nieporadność politycznych diagnoz wielu polskich twórców. Gdy przykrajamy mit do publicystycznych banałów, tracimy i głębię mitu, i precyzję sądów o współczesności. I tylko Jerzy Stuhr z siwym wąsem uprawia tu świetne aktorstwo.

"Edyp w Kolonos" to dramat Sofoklesa z trylogii o tragicznym władcy - napisany jako ostatni, ale akcja rozgrywa się po "Królu Edypie" i przed "Antygoną". Oślepiony Edyp, nieświadomy zabójca własnego ojca, po utracie korony wraca do Teb. Królestwo pogrążone jest w chaosie, a popularność zdobywa przebiegły Kreon.

Edyp/Wałęsa rozlicza się z legendą, a Kreon/Kaczyński nie radzi sobie z koroną

"Wałęsa w Kolonos" powstał w Nowej Hucie. Edyp/Wałęsa to najmocniejszy punkt spektaklu Teatru Łaźnia Nowa. Stuhr z siwym wąsem uprawia tu świetne aktorstwo imitacyjne w starym stylu, "robiąc Wałęsę" - z jego nawykami językowymi, naiwnie kabotyńską pyszałkowatością, ale też ze swoistym wdziękiem. Wódz "Solidarności" rozlicza się ze swoją legendą, z błędami i sukcesami. Kiedy patrzy się na kreację Stuhra, który sam w 1980 r. był bojowym liderem związkowym w Starym Teatrze i szefem teatralnej komisji "S" - można żałować, że to nie monodram. I szkoda, że tragiczny patos tak łatwo przechodzi tu w banał.

Dalej jest tylko gorzej, niezależnie od aktorskich wysiłków - bo nie ma tu co grać. U reżysera Bartosza Szydłowskiego i w tekście Jakuba Roszkowskiego Kreon jest demonicznym Kaczyńskim, Tezeusz - zadowolonym z siebie Schetyną, a Polinejkes - lewicowym hipsterem-symetrystą na hulajnodze. Ten ostatni postuluje zmianę pokoleniową, a koronę chce wstawić do muzeum. Taki jesteś mądry i ładnie ubrany - odpowiada mu Edyp/Wałęsa - a zaraz będą takich jak ty mordować na ulicach.

Z kolei Kreon/Kaczyński przekupuje lud rozrzucanymi przez siebie monetami (bo wiadomo, wszystko złe, to przez te pięćset plus) - ludzie nerwowo zbierają je z podłogi, a potem wrzucają na... tacę. Żeby było jasne, że Kreon to człowiek mały i nie dorósł do roli przywódcy, wspomniana korona jest na niego za duża, nosi ją na barkach, a nie na głowie. Możemy zakładać, że w Stoczni jedynie przebywał, a nie przewodził.

Socjalizm jako straszny smok

"Wałęsa w Kolonos" w wydestylowanej postaci pokazuje nieporadność politycznych diagnoz wielu polskich twórców, nie tylko teatralnych. Gdy przykrajamy mit do publicystycznych banałów, tracimy i głębię mitu, i precyzję sądów o naszych czasach. Historia to w "Wałęsie w Kolonos" dzieje zmagań wielkich bohaterów i moralnych karłów, a nie efekt procesów społecznych, zmian mentalności, o ekonomii nie mówiąc. Zamiast spojrzeć na nowo na społeczne konflikty, odtwarza się tu te zdefiniowane z sejmowej mównicy.

W spektakl zaangażowany jest tłum statystów tworzących chór. Szydłowski wokół Łaźni stara się budować zaangażowaną społeczność - i tu gra ona, jak rozumiem, polskie społeczeństwo. Tyle że to znamienna jego wizja - naturszczycy Szydłowskiego niczego szczególnie nie pragną, mówią jednym głosem, chodzą za młodym wodzem jak owce, a potem rzucają się sobie do gardeł.

Znamienne jest też pokonanie "Czerwonego Sfinksa". Realny socjalizm nie jest tu etapem, przez który przeszła wspólnota polityczna, czymś, co stworzyło ją taką, jaka jest dziś, i co wspólnota ta w sensie psychologicznym wypiera - tylko ciałem obcym, mitycznym potworem, jakimś strasznym smokiem. Skoro szyjemy już tak grubo, to może Edyp/Wałęsa - jako nieświadomy ojcobójca - powinien być synem Sfinksa? W końcu jako chłoporobotnik, upolityczniony członek załogi wielkiego zakładu przemysłowego był przecież produktem Polski Ludowej i stał się symbolem jej końca.

Autoironiczna prezydentowa Atena

Naiwnie zmitologizowana jest tutaj także wspólnota, nie wiadomo jaka, stanowiąca cel sam w sobie. Cała diagnoza jest dość płytka - jest źle, bo ludzie się kłócą i toczą między sobą ideologiczne wojny, co sprawia, że kraj grzęźnie w błocie (motyw ten powraca w chóralnym refrenie). W finale politycy szarpią się i okładają na podłodze. No a gdyby była zgoda, to Bóg wtedy rękę poda...

Jeśli reżyser Szydłowski ma jakiś własny styl, to występuje tu on bezobjawowo. Chętnie zapożycza się u innych, np. u Krystiana Lupy w jego niedawnym "Konformiście". "Wałęsa z Kolonos" przypomina nieco wczesnego Michała Zadarę - tego politycznie-plakatowego, z "Wesela" czy "Odprawy posłów greckich". Zresztą wczesny Zadara również zrobił spektakl o wielkim Lechu - wystawił dramat Pawła Demirskiego "Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna" w Teatrze Wybrzeże w 2005 r.

Neoantyczny chór nowohuckich naturszczyków dyrygowany przez multiinstrumentalistę Dominika Strycharskiego bardzo z kolei przypomina teatr chórowy Marty Górnickiej, tej od "Chóru kobiet". Libretta Górnickiej są jednak znacznie bardziej nieoczywiste niż łopatologiczne frazy Roszkowskiego. W samotnym przebłysku autoironii ze sceny padają słowa Ateny, która jest tu zarazem Danutą Wałęsową: "Ja też bym wolała, żeby ten monolog napisał mi Sofokles". Wszyscy byśmy woleli.

"Wałęsa w Kolonos", Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie, reż. Bartosz Szydłowski, kolejne spektakle: 19, 20, 28 października

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji