Artykuły

Sopot. Wytrwała gra o Dwa Teatry

Jutro [2 czerwca] w Sopocie rozpoczyna się doroczne spotkanie sceny radiowej i telewizyjnej. Trzeba to uznać za sukces, zważywszy, z jakimi kłopotami borykają się obie instytucje

Produkujemy znacznie mniej przedstawień niż kiedyś. Przeżywamy zapaść - mówi "Rz" Wanda Zwinogrodzka, kierująca Teatrem Telewizji od trzech miesięcy. Przyczyn jego złej kondycji widzi kilka. Telewizja publiczna, walcząc o widzów ze stacjami komercyjnymi, przeznacza atrakcyjne pasma na programy niezwiązane z misją kulturalną. Teatr jest słabo promowany, stracił swoje tradycyjne miejsce w ramówce, co spowodowało znaczący spadek jego popularności. Poza powrotem do poniedziałkowych wieczorów ratunkiem ma być wzbogacenie repertuaru, m.in. o spektakle dokumentalne, mówiące o najważniejszych problemach społecznych lub oparte na wydarzeniach z najnowszej historii. Majową premierę "Śmierci rotmistrza Pileckiego" Ryszarda Bugajskiego o niezłomnym patriocie, skazanym na śmierć przez komunistów, obejrzało ponad 1,5 mln osób, co przy obecnej kondycji telewizyjnego teatru jest wynikiem imponującym.

Trudno jednak spodziewać się, że odzyska on prestiż i widownię wyłącznie dzięki zmianom repertuarowym. Nawet najciekawszym opowieściom potrzebna jest interesująca, oryginalna forma. Od kilku lat toczy się środowiskowa dyskusja, na ile twórcy spektakli telewizyjnych powinni korzystać z filmowych środków wyrazu. Spektakl Marka Piwowskiego "Oskar", według książki Erica-Emmanuela Schmitta o chłopcu chorym na białaczkę, przyciągnął przed telewizory 3,2 mln widzów.

Wanda Zwinogrodzka upatruje powodów tego sukcesu w tym, że "Oskar" został wyemitowany w paśmie filmowym i widzowie potraktowali go jako film. Jej zdaniem już samo pojęcie "teatr telewizji" przestało budzić pozytywne skojarzenia. Także dlatego, że z przyczyn finansowych jej poprzednicy nie mogli pozwolić sobie na wycofanie z produkcji spektakli, które słabo rokowały podczas zdjęć. Dlatego zdarzało się, że na antenę trafiały gnioty.

Problemy ma również Teatr Polskiego Radia, który był zmuszony dramatycznie skrócić czas trwania słuchowisk. W przeciwnym razie zniknąłby z anteny Jedynki, najpopularniejszej rozgłośni Polskiego Radia.

- Ale to nie oznacza, że nagrywamy skrypty - mówi Janusz Kukuła,szef Teatru Polskiego Radia. - Młodzi autorzy próbują mnie czasem przekonać, że w niespełna pół godziny nie można powiedzieć nic ważnego. Radzę im, by poczytali Ireneusza Iredyńskiego. Ostatnio zrealizowaliśmy np. "Antygonę" Sofoklesa. Uczymy się nowych zasad, obracamy w palcach każdą minutę jak diament. Jest całkiem spora grupa słuchaczy, którym teatr radiowy jest potrzebny. Świadczą o tym choćby listy, w których piszą, że dzięki nam odkrywają siłę poezji.

Zwinogrodzka i Kukuła są zgodni, że sopocki Festiwal Dwa Teatry to nie tylko znakomita forma reklamy dla słabo na co dzień promowanych artystycznych propozycji mediów publicznych, ale także wyjątkowa okazja spotkania twórców ze słuchaczami i widzami. Krzepiące jest, że w Teatrze Kameralnym, gdzie prezentowane są słuchowiska, oraz w Kinie Polonia, w którym pokazywane są spektakle Teatru Telewizji, na widowni przeważa młodzież. Bo to od jej zainteresowania będzie w dużej mierze zależeć przyszłość obu scen, a mówiąc ogólniej - kondycja kultury w mediach publicznych.

W sopockiej imprezie wystartuje 15 spektakli telewizyjnych i 21 słuchowisk. Grand Prix Dwóch Teatrów oraz pozostałe nagrody zostaną wręczone artystom podczas wieczornej gali w poniedziałek, 5 czerwca. "Rzeczpospolita" jest patronem prasowym festiwalu.

***

Ryszard Bugajski

Wydaje mi się, że nie tylko w Teatrze Telewizji, także w polskim kinie mamy do czynienia z kryzysem tematycznym. Wszystko idzie w stronę telenoweli, za dużo jest opowieści błahych w stylu: kogoś wyrzucono z pracy, kogoś rzuciła żona. To są tematy na felieton, krótki reportaż, ale nie film czy teatr. Za mało mówi się o kwestiach naprawdę istotnych dla kondycji człowieka, a dzieła klasyków dramatu nie przemawiają dzisiaj już tak mocno do współczesnego odbiorcy. Stąd moje poszukiwania prawdziwych historii, które z jednej strony będą frapującym tworzywem fabularnym, z drugiej pozwolą mi rozmawiać z widzem o kwestiach naprawdę istotnych, bo mam wrażenie, że papka w hollywoodzkiej stylistyce powoli mu się przejada.

Marek Piwowski

Moim zdaniem podział na Teatr Telewizji i film jest śmieszny. Na całym świecie pokazuje się filmy oparte na "Hamlecie" czy "Makbecie", u nas kręci się "Zemstę" i nikogo nie interesuje, do jakiego gatunku przypiszemy te realizacje. Ważne jest tylko to, czy są dobrze zrobione, czy źle. Ciekawe czy nudne. Z tego idiotycznego podziału rodzą się nieszczęścia, bo jak nazwać inaczej fakt, że przy filmie mogę pracować dwa miesiące, a Teatr Telewizji muszę zrobić w kilka dni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji