Artykuły

Z TEATRU

TEATR MAŁY: Fura słomy, komedja w 3-ch aktach Zygmunta Kaweckiego - reżyseria Aleksandra Węgierki - dekoracje Stanisława Śliwińskiego.

Pomysł niewątpliwie pierwszorzędny, nawskroś szczęśliwy. Ucieszność perypetji rozwodowych, nagminnie już, jak wiadomo, grasujących w obyczajowości dzisiejszej. Tysiące komicznych odcieni w samej już sytuacji towarzyskiej: mój mąż, mój narzeczony, mój były, mój Przyszły - ciągła gmatwanina między prawami obowiązkami drugiego, komika odruchów, groteskowość zestawień, najczulsze wzloty serca i adwokat, wiosna serca i kłopot z kosztami rozwodowemi - słowem istna fura nie słomy już, lecz mierzwy psychologicznej.

Tu trzeba natychmiast powiedzieć, że autor nie marnował pomysłu. Dobrze rozplanowana kompozycja, poza pewnem maleńkiem omdleniem w akcie drugim, daje właściwe nasilenie akcji, postawiając sporo tchu krotoohwilowego finałowi sztuki, tej pięcie Achillesowej polskiego pisarstwa scenicznego. Dobra figura "tego trzeciego", nigdy niepewnego, czy jest osobą najmniejszą, czy najniepotrzebniejszą w zajściu zawodowem, a tu, w "Furze słomy", tem, zabawniejsza, że w historję rozwodową wpadł li tylko z męskiej bierności i nie ma innych szczerych pragnień, jak tylko dostać się z powrotem pod twarde, ale bezpieczne skrzydła swojej dotychczasowej żony.

Wreszcie dwie bardzo dobre figury dwóch żon. Jedna najzwyklejsza skrzętnica, kura domestica, która tylko, przez modę, przez snobizm musi mieć kochanka, by nie być mniej nowoczesną od wszystkich innych kocic, ucharakteryzowanych na lwice - i druga, żona "tego trzeciego", babina z charakterem, typ matki, tak jak inne kobiety są tytypem danserki" mater militaue, z silnem poczuciem rodzinności i macierzyństwa, w którem najwięcej kłopotu ma z dzieckiem, będącem... jej mężem.

Może to dopiero konspekty charakterów, ale konspekty udatne, żywe i nie pozbawione świeżości. Z przyjemnością też można stwierdzić, iż ze wszystkich dotychczasowych lekkich komedji Kaweckiego - "Fura słomy" bierze prym przez swą minimalną rozpierzchłość na boki, przez baczną uwagę, by główna linja akcji nie skręcała bez potrzeby w zaułki "witzów" i "powiedzonek", przez fortunne ustawianie dowcipu i aforyzmu tak, że są one naturalnym wnioskiem sytuacji.

Dodajmy do tego pomysłową scenę w akcie pierwszym, kiedy przyjeżdżająca z Krynicy żona sprowadza mężowi... swego narzeczonego, szereg żywych scen w akcie trzecim, kilkanaście celnych powiedzeń (przy dwóch-trzech zbyt zdawkowych) - a będziemy mieli dość danych do stwierdzenia, że sztuka autorowi się udała.

Gdyby talent p. Kaweckiego nie był tak niecierpliwy, mógłby był spekulacyjniej wyeksploatować żyłę złotą, na jaką natrafił w figurze Opackiej, tej właśnie stuprocentowej matki. Połączenie typu h i c m u n l i e r z jędrnem zdrowiem moralnem, z rzetelnością, tężyzną życiową. "Nie tylem dyplomatka, co matka" - mówi o sobie i aż się prosiło, by nam to pokazała, jak w podobnych typach wszystkie sukcesy intelektualne, pomysłowość, natchnienie idą wprost z macierzyńskości, tak właśnie, jak u przeciwnego Weiningerowskiego bieguna cała inteligencja powstaje z erotyki.

Ale i ten farsowy skrót, jaki nam "Fura słomy'' dała w postaci Opackiej, narysował już dostatecznie intencję autora i ogrzał temperaturę sztuki. To nie preparat uczciwości, to żywy człowiek, ze wszystkiemi przywarami i śmiesznostkami, ale przez to naszemu odczuciu blizki.

Sztukę świetnie wyreżyserował p. Węgierko. Może by tylko przydało się ściszyć nieco hałaśliwy ton całości. Sztuka ma linję aż nadto wyraźną-takie sztuki lepiej nie dogrywać w szczegółach, nie dojakrawiać w akcentach. P. Mila Kamińska błysnęła rolą, która może jest rekordem w jej dotychczasowej pięknej karjerze. Pełnia subtelnych szczegółów, doskonała linja charakterystyczna, żywe wczucie się w typ. P. Maszyński, jak zawsze zwycięski, uwodziciel publiczności, z tą swoją niezawodnością w humorze, zwłaszcza, gdy temperament moc niej weźmie w cugle.

P. Modrzewska, jako Opacka, zanadto jeszcze była skrępowana odpowiedzialnością za rodzaj roli, pierwszy raz odtwarzany. Opacka to przymłodzona komische Alte, wymaga owej swobody, tupetu, tego niewieściego basa buffo, którego młoda artystka "amantka" zaimprowizować nie może. Myślę, że już na następnych przedstawieniach do staranności i przejęcia się dojdzie nabywana wprawa. Rolę "tego trzeciego", Opackiego, powierzono p. Grolickiemu, świeżo zaangażowanemu artyście sceny łódzkiej. Jest to jeden z najzdolniejszych aktorów, jakich miałem sposobność widzieć w teatrach pozawarszawskich. Jego Monsignor w "Proboszczu wśród bogaczy" - to majstersztyk. Rola świszczypały Opackiego nie leży w granicach jego usposobienia artystycznego - że jej nie skrzywił, to już miara talentu P. Grabowski kornikował uciesznie w figurynce donjuana w tym światku, w którym nie trzeba uwodzić. P. Krzewiński zabawnie ubarwiał epizod słomianego wdowca, a pp. Skibińska, Szymbortówna i Rutkowska robiły co mogły, by urozmaicić tło tej sfery furosłomianej, gdzie położenie kobiety prawie nigdy nie jest ani siedzące, ani stojące.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji