Artykuły

Warszawa. Kosmita z planety muzyka

Komponował, tworzył grafiki i kolaże, pisał książki oraz dramaty. Życiorysu Bogusława Schaeffera nie da się opowiedzieć, ale można go streścić w dwóch słowach: człowiek orkiestra. W sobotę w Domu Kultury "Kadr" odbędzie się 10. edycja festiwalu Era Schaeffera.

Trudno rozstrzygnąć plebiscyt na najwybitniejszego polskiego artystę. Nawet jeśli zawęzimy taki ranking tylko do twórców uprawiających muzykę poważną, czyli kanoniczną. Od razu przychodzi na myśl Chopin, który rozsławił Polskę na świecie. Kto jeszcze w korowodzie znakomitości powinien się znaleźć?

Stefan Kisielewski, wybitny publicysta, kompozytor i krytyk muzyczny znany ze zjadliwych felietonów, pokusił się kiedyś o stworzenie takiego zestawienia. W eseju "Przełom muzyczny i twórczość polska" wziął na celownik tylko kompozytorów dwudziestowiecznych. W oczach "Kisiela" szczególne uznanie zdobyli: Karol Szymanowski, Roman Palester ("Jeden z europejskich mistrzów techniki orkiestrowej"), Andrzej Panufnik ("Wybitny, subtelny talent"), Witold Lutosławski oraz Grażyna Bacewiczówna z szansami na zdystansowanie "próżniaczych mężczyzn". Wśród debiutujących po wojnie kompozytorów dostrzegł Jana Krenza, Krzysztofa Pendereckiego i Bogusława Schaeffera.

W czubie awangardy

Edukacja Schaeffera to przepis na to, jak wykształcić człowieka renesansu tylko kilka epok później. Tuż po wojnie zaczął uczęszczać do liceum o profilu matematyczno-fizycznym. W tym samym czasie pobierał lekcje gry na skrzypcach i fortepianie. W kręgu jego zainteresowań pojawiły się teatr oraz literatura. Wkrótce napisał pierwsze kompozycje, które stały się przepustką na wyższą uczelnię. Jak przystało na humanistę, studiował równolegle muzykologię i filozofię. Później wykładał, obronił doktorat i wyjeżdżał z prelekcjami za granicę.

Epoka, w której przyszło mu tworzyć, nie nadążała za Schaefferem. Ciągle był w czubie awangardy. To on stworzył pierwszy w Polsce happening "Non stop na fortepian" w 1960 r. Trzy lata później zaproponował nowy gatunek - teatr instrumentalny, by w kolejnej dekadzie opracować utwór "Kwartet dla czterech aktorów", czyli połączenie trzech żywiołów: muzyki, ruchu oraz słowa. Upodobał sobie uprawianie sztuk z różnych dziedzin, które pozornie nie mogły się przeciąć. A jednak krzyżowały się, o czym świadczą choćby oryginalne zapisy partytur przechodzące w dzieła plastyczne. O jego muzyce nie da się powiedzieć: poważna. Co chwila wymyślał ją na nowo. W ten sposób powstała "muzyka graficzna", "muzyka ponadparametrowa", "muzyka utopijna". A każda niezwykła.

W przyszłym roku Schaeffer będzie świętował 90. urodziny. I ma co podsumowywać: przeszło pół tysiąca kompozycji muzycznych, jeszcze więcej prac graficznych, ok. 20 książek, ponad 40 dramatów. Od 10 lat jego dorobek jest pretekstem do spotkań twórców z całego świata, którym bliski jest teatr, taniec, muzyka, sztuka wizualna czy performance. Co roku Fundacja Przyjaciół Sztuk Aurea Porta organizuje festiwal Era Schaeffera. W tę sobotę odbędzie się jubileuszowa 10. odsłona.

Telefon od trzynastolatka

Pytam reżysera festiwalu Macieja Sobocińskiego, co dla niego się kryje pod tytułową zbitką słowną. - Mamy ambicję pokazania, z jak zróżnicowaną twórczością obcujemy. Schaeffer jest jak planeta rezonująca na cały kosmos. Era ma być początkiem innego spojrzenia na świat, oczywiście widzianego oczami naszego bohatera - wyjaśnia.

Festiwal nie ma stałej sceny. Wędruje po całej Warszawie. Raz korzysta z gościnności Muzeum Kolejnictwa, innym razem Muzeum "Polin", Teatru Studio, a w tym roku Domu Kultury "Kadr". Każda edycja chce się różnić od poprzedniej. Sobociński wnikliwie studiuje dramaty Schaeffera i zastanawia się nad scenariuszem następnego festiwalu. Dwa lata temu tematem przewodnim był dzień z życia artysty: o tym, jak z niczego zrobić coś wielkiego.

Sobociński jest 46 lat młodszy od Schaeffera. - Kiedy miałem 13 lat, chciałem zostać aktorem - wspomina. - Zobaczyłem "Scenariusz na trzech aktorów" Schaeffera i postanowiłem skontaktować się z panem Bogusławem. Jakoś zdobyłem numer, zadzwoniłem i opowiedziałem o swoich planach zawodowych. Ku mojemu zaskoczeniu Schaeffer powiedział, że mi pomoże. Aktorem nie zostałem, ale trafiłem do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, gdzie skończyłem reżyserię. Cały czas towarzyszyła mi muzyka Schaeffera. Jego msza elektroniczna to dzieło, którego za każdym razem słucham z wielkim wzruszeniem.

Najmilszy pisk tramwajów

Co roku na Erze Schaeffera pojawiają się twórcy z różnych parafii artystycznych. Niektórzy są tu pierwszy raz, inni - jak znakomity akordeonista Marcin Wyrostek czy wybitny jazzman Michał Urbaniak - przyjeżdżają regularnie. Ślad po sobie zostawili tu raper L.U.C., Agnieszka Duczmal ze swoją kameralną orkiestrą radiową czy nagrodzony Grammy pianista Włodek Pawlik.

- Emocjonalny, przekorny, wywrotowy wizjoner - mówi o Schaefferze Wyrostek. - A zarazem skrupulatny twórca, który dba o każdy szczegół. Żadnego dźwięku nie pozostawia przypadkowi, tylko obsadza go w konkretnej roli. Jest jak wódz na polu bitwy, który patrzy na wszystko czujnym okiem. Zachowuje przy tym duży dystans do tego, co robi i co robią inni. Pytany o zdanie po jednym z filharmonicznych koncertów powiedział, że najbardziej podobał mu się pisk przejeżdżających nieopodal tramwajów.

Ostatni album Wyrostka "Polacc" jest hołdem dla twórców o różnej przynależności muzycznej. Na płycie znalazła się rockowa piosenka "Do kogo idziesz" autorstwa Tadeusza Nalepy, muzyczny motyw z serialowego "Janosika" Jerzego Matuszkiewicza, wyciąg z folklorystycznej klasyki Karola Szymanowskiego i Wojciecha Kilara plus kompozycja napisana na cześć Schaeffera. - Nie mogliśmy przejść obojętnie wobec twórczości tego kompozytora, dlatego płyta zawiera nasz autorski utwór "Tango Schaeffera". I m.in. ten numer wykonamy na festiwalu - być może w postaci cytatów, być może jako rozbudowany temat muzyczny. Nigdy nie gram dwa razy tak samo - podkreśla Wyrostek.

Da Vinci naszych czasów

Michał Urbaniak ma osobiste wspomnienie z twórczością Schaeffera: - W 1963 r. razem ze Zbyszkiem Namysłowskim wystąpiliśmy na Warszawskiej Jesieni, grając na saksofonie utwory Pendereckiego i Schaeffera. Trzeba było sobie poradzić bez nut, bo nie było partytur. Musieliśmy na poczekaniu wymyślać muzykę do obrazów. Totalna awangarda! Ale Schaeffer taki właśnie był - genialny.

Urbaniak organizuje warsztaty estradowe Urbanator Days. Tam też nie ma podziału na style i gatunki. Mogą przyjść amatorzy, studenci i zawodowcy. Śpiewać, rapować, swingować. Na 10. edycję festiwalu znakomity jazzman wejdzie niemal wprost ze sceny Urbanator Days. Co zagra u Schaeffera? - Nie wiem. Zresztą popełniłbym faux pas wobec mistrza, gdybym przyjechał przygotowany - mówi.

Schaeffer to światowa marka - jest znany i ceniony w Wielkiej Brytanii, Japonii, nawet w Afryce. Organizatorom Ery Schaeffera udawało się parokrotnie wyeksportować festiwalową ideę za granicę - do Madrytu czy Edynburga, w tym roku w planach jest wyjazd do Paryża. Sobociński: - Chcemy jeździć jak najwięcej, ale na to potrzeba pieniędzy. Dobrze by było, gdyby nasz festiwal został objęty mecenatem. Bo na to zasługuje. A sam Schaeffer to - jak mawiał śp. Marek Frąckowiak, aktor i wieloletni prezes Aurea Porta - Leonardo da Vinci dzisiejszych czasów.

Festiwal Era Schaeffera, 29 września, Dom Kultury "Kadr", ul. Gintrowskiego 32, godz. 19

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji