Artykuły

Stracone złudzenia

Trzy siostry" Antoniego Czechowa w reż. Jacka Orłowskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Izabella Adamczewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Nie da się przeżyć życia na brudno. Zrealizowana w Jaraczu bez skreśleń adaptacja sceniczna jednej z najbardziej znanych sztuk Czechowa opowiada między innymi właśnie o tym.

Kiedy kurtyna się podnosi, widz dostrzega zastygły w półmroku "żywy obraz". Na pierwszym planie, odwrócona plecami, stoi ubrana na biało Irina, najmłodsza z sióstr (Paulina Walendziak). Średnia Masza (Magdalena Żak) - wciąż w żałobie po ojcu - pali zachłannie papierosa, siedząc w fotelu. W tle, tuż za wybujałym koszem pełnym kwiatów - długi stół, służąca zaraz zacznie pieczołowicie polerować kieliszki. Za chwilę dołączy najstarsza z sióstr, Olga (Anna Sarna), w granatowym, nobliwym kostiumie nauczycielki. Reflektory rozbłysną, ożywiając scenę.

Do Moskwy!

Pozowanie do pamiątkowego zdjęcia - taki motyw kilkakrotnie pojawia się w spektaklu Jacka Orłowskiego. Świat sprzed lat (Czechow wydał "Trzy siostry" w 1900 roku) ma barwy sepii, ale jednak jest nam bliski. Kiedy bohaterowie próbują wyobrazić sobie przyszłość, Tuzenbach podejrzewa: "Wtedy ludzie będą latali balonami, zmieni się krój marynarek, może odnajdą szósty zmysł i nawet go rozwiną, ale życie będzie wciąż takie samo".

Orłowski opowiada o uwięzionych na prowincji, marzących o wyprowadzce do Moskwy (czekających na nią jak beckettowscy bohaterowie na Godota) siostrach Prozorow w zgodzie z duchem oryginału, uczciwie i bez efekciarstwa, ale ponadtrzygodzinny spektakl nie nudzi. Wręcz przeciwnie - aktorzy dostają czas na rozwinięcie postaci, słowa - na wybrzmienie, a odbiorca na zastanowienie się. Tumany kurzu się nie wzbijają, bo Orłowski we współpracy z Waldemarem Zawodzińskim (scenografia) inteligentnie odtwarza Czechowa.

Inscenizacja jest niby historyczna, ale nie do końca. Meble w stylu empire, złoty samowar i kosz z kwiatami stoją jakby w próżni - ściany są czarne, sufit - szklany (dobre skojarzenie Zawodzińskiego).

Im bardziej świat będzie się rozpadał, tym wyraźniej będzie to widoczne w scenografii. Po pożarze akcja przeniesie się do pokoju Olgi, który wyposażony zostanie tylko w trzy parawany (każdy będący odpowiednikiem jednej z sióstr) i krzesła typu thonet (pierwsze meble pomyślane na masową skalę, "dla ludu"). W czwartym akcie - oryginalnie w ogrodzie - scena będzie pusta (to "olbrzymia pustka, której nie ma czym wypełnić", jak mówi Wierszynin). Podkreśleniu teatralności sprzyjają też zmiany dekoracji przy podniesionej kurtynie.

Wariatka na strychu

To spektakl o oszukiwaniu się. O nudzie, znanej ze świetnej powieści Alberta Moravii. O przemianach społecznych, które zapoczątkowały nasze "dziś" - awansie społecznym i pułapkach demokratyzacji (Natasza jako gorliwy uczeń stara się prześcignąć mistrza, imituje wyolbrzymiając; Agnieszka Skrzypczak zarysowała tę postać grubą kreską, bez litości - Czechow był jednak bardziej wyrozumiały). O potrzebie poszukiwania sensu w świecie go pozbawionym. Masza chciałaby go znaleźć w religii - dziś o to jeszcze trudniej.

Czechow opowiada też o emancypacji kobiet (które dopiero od stu lat mają prawa wyborcze!). Ten wątek Orłowski nieco podbił, każąc Andrzejowi, "rzepolącemu" na skrzypcach intelektualiście, pod pantoflem żony - przechadzać się po parku z wózeczkiem.

Najciekawsza postać - żona Wierszynina - pojawia się tylko w rozmowach. Psychicznie niezrównoważona, regularnie próbująca popełnić samobójstwo, nieopiekująca się dziećmi (zła matka!), wiecznie zaczytana i z rozwianym włosem. Słowem - kolejne wcielenie "wariatki na strychu" (Czechowa do napisania "Trzech sióstr" zainspirowała zresztą historia sióstr Bronte).

O każdej z ról można by było pisać, nie tylko o tytułowych. Wyróżniają się - i tu zaskoczenia nie ma - z lekka komediowo poprowadzone role Michała Staszczaka (Kułygin), Bronisława Wrocławskiego (doktor Czebutykin; nie wierzę, żeby człowiek pijany mógł z takim wdziękiem wypowiedzieć nazwisko "Protopopow"), Piotra Krukowskiego (Fierapont). Znakomity jest Solony Marcina Włodarskiego.

W programie podkreślono, że "Trzy siostry" realizowane są w 110. rocznicę polskiej prapremiery (to też podkreślenie ciągłości historycznej) i 20 lat po pierwszym po wojnie wystawieniu sztuki w Jaraczu. Najmłodszą z sióstr grała wtedy młodziutka Gabriela Muskała. Szkoda, że nie znalazła się w obsadzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji