Artykuły

Niezobowiązujący rachunek sumienia

Może na pierwszy rzut oka zdumiewać, że na pozór -przestarzała sztuka sprzed kilkudziesięciu lat, "Pan inspektor przyszedł" Johna Boyntona Priestleya, wróciła na polską scenę.

Jej niegdysiejsza równoległa premiera w Londynie i Moskwie (1946 r) odbiła się szerokim echem Wkrótce trafiła do wielu krajów europejskich; do polskiego teatru przywędrowała już rok po prapremierze: w doborowej obsadzie na deskach warszawskiego Teatru Polskiego znaleźli się Aleksander Zelwerowicz (inspektor; także reżyseria), Maria Dulęba, Czesław Wołłejko, Mieczysław Milecki Potem sztukę grano dość często i chętnie, aż do lat 60. Dwukrotnie trafiła do Teatru TV (inspektorami byli Gustaw Holoubek i Jeny Harnaś) i dramat odłożono do lamusa.

Okazało się jednak, że przedwcześnie. Utwór przetrwał próbę czasu, a pomysł Priestleya, aby stworzyć nowy typ dramatu, który realistyczną formę łączy z odrobiną metafizyki i studium ludzkiej duszy, zachował silę. Krzysztof Zaleski, sięgając po tę nieco zapomnianą sztukę (ale w nowym tłumaczeniu, stąd też w użyciu maile i komórki), nieomylnie wybrał utwór, którego treść rymuje się z nowymi czasy triumfalnej ofensywy kapitału, zaniku wrażliwości społecznej, ryzykownych powiązań biznesu i polityki Wokół tych spraw toczy się śledztwo inspektora, który przychodzi, aby ustalić, kto z członków należącej do elity szczęśliwej rodziny Biriingów, do której ma wejść właśnie narzeczony córki zawinił samobójczej śmierci pewnej dziewczyny Przybycie tajemniczego inspektora (Tomasz Dedek) otwiera pole rozmaitym domysłom, ale przede wszystkim wiwisekcji dusz, dawno nie sprzątanych, w których niemało mniejszych i większych występków. Napisane to inteligentnie i inteligentnie zagrane - w spektaklu błyszczą zwłaszcza Leonard Pietraszak w roli pana domu, sytego biznesmena, po trosze furiata, nie znoszącego sprzeciwu i niszczącego po drodze wszystkich, którzy stają mu na zawadzie, i Grzegorz Damięcki jako narzeczony, skrywający swoje prywatne piekiełko, na zewnątrz poukładany i wzorcowo zafałszowany. Jego rola to prawdziwy majstersztyk analizy psychologicznej.

Warto też zwrócić uwagę na rolę nieco wojowniczego, skłonnego do alkoholu Eryka, najmłodszego z Birlingów - debiutujący w Ateneum Wojciech Solarz może okazać się bardzo cennym nabytkiem teatru, w jego roli nie ma żadnej przesady, kiedy oddaje niepokój młodego człowieka, pozbawionego wewnętrznej busoli. Swoje piekło przechodzą także córka Zuzanna (ekspresyjna Sylwia Zmitrowicz) i matka, oddająca się dwuznacznej misji charytatywnej (nazbyt ekspresyjna Elżbieta Starostecka). Kiedy inspektor wychodzi, kończy się niezobowiązujący rachunek sumienia Biriingów, ich życie powraca w stare koleiny. Ale to pozór, bo nic nie jest już takie samo.

Solidny spektakl, dający do myślenia, z niepasującym do całości początkiem: oto kiedy przygasa światło, na dekoracje rzucane są migotliwe obrazy z newsów (oczywiście sprzed lat). A potem zaczyna się normalne, grane po bożemu przedstawienie. Zaleski jest zbyt wytrawnym reżyserem, aby taki "brud" pokazywał - to zapewne jego żart, komentarz do mody teatralnej: prawie nie ma już dziś przedstawienia, w którym nie zagrałby obraz telewizyjny.

Zaleski swoim skromnym spektaklem dowodzi, że teatr może się obyć bez telewizora, że w teatrze można zainteresować sprawami kilku osób, pod warunkiem że jest w nich jakaś prawda Nie podejmując wielkiej obrony teatru dramatycznego, zaprasza na spektakl, który nie pozostawia widza obojętnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji