Artykuły

Rezerwuję sobie "Trans-Atlantyk"

Kiedy ją ["Trans-Atlantyk"] przełożę, po szwedzku będzie dostępny prawie komplet dzieł Gombrowicza. Ten pisarz w Szwecji jest dziś klasykiem czytanym także przez studentów licznych szkół pisania. Choć wcześniej kojarzono go raczej z teatrem - mówi Anders Bodegard, szwedzki poeta i tłumacz literatury i poezji polskiej w rozmowie z Martą Dvorák w Gazecie Wyborczej.

Marta Dvorák: Kiedy pada stwierdzenie, że to Pan ułatwił wybór przyznającej literacką nagrodę Nobla Szwedzkiej Akademii w 1997 roku, stanowczo pan protestuje.

Anders Bodegard: Bo to nie ja wprowadziłem Szymborską do Szwecji! Zacząłem przekładać bardzo późno, a wiersze Szymborskiej już zamieszczono w pierwszej antologii poezji polskiej z 1960 roku. Ta poetka ma zreszta w Szwecji szczególną pozycję - czytana jest nie tylko przez grono specjalistów.

To znaczy, że pozostałą część polskiej literatury czytają tylko fachowcy?

- Bez przesady. W Szwecji sporo się czyta, więcej niż w Polsce. I jeżeli chodzi o tzw. małe literatury, to polska trzyma się lepiej od innych, jest nawet lepiej znana niż fińska, choć Finowie to nasi najbliżsi sąsiedzi. Myślę zresztą, że to zasługa samych autorów, macie wielką literaturę, która w Szwecji, z przerwą na międzywojnie, jest regularnie przekładana od końca XIX wieku. Sienkiewicz, Reymont dostali Nobla, Żeromski też mógł go dostać. A po wojnie szczególnie zaczęto przekładać polską poezję, zainteresowanie nią wzmogły moda na polski film i muzykę, zwłaszcza jazz, bo w pewnym momencie zrobiła się taka moda na polskie "produkty". Wiadomo, nikt nie kupiłby polskiego samochodu, ale filmy Wajdy chętnie się oglądało. Różewicz, Herbert, Miłosz, Szymborska, potem Zagajewski, Lipska, w jakimś stopniu Krynicki i Maj... no i prozaicy. Karierę zrobił Ryszard Kapuściński, którego Szwedzi cenią i za tematykę, i za to, jak pisze. Kiedy niedawno przyjechał na promocję do Sztokholmu, bardzo cieszyło go olbrzymie zainteresowanie.

Ale Pan wcale nie miał zamiaru zostać tłumaczem. Za to mógł Pan zostać radioszpiegiem...

- Radioszpiegiem byłem w wojsku. Wtedy największym wrogiem Szwecji był Związek Radziecki, więc co zdolniejszym chłopakom proponowano naukę rosyjskiego i ten rodzaj służby. Potem jednak rosyjski zarzuciłem, wybrałem Polskę. Albo odwrotnie... Zanim tu przyjechałem, uczyłem w 1967 roku szwedzkiego na uniwersytecie w Lyonie (jestem też romanistą), uczyłem mojego języka imigrantów, także z tych Polski, była taka fala, zwłaszcza wyrzuconych po 1968 roku Żydów. Miałem też polskich przyjaciół i interesowałem się "Solidarnością".

W 1981 roku przyjechał Pan więc do Polski na trochę dłużej i wtedy zaczęła się przygoda z tłumaczeniem.

Zacząłem przekładać - na potrzebę własną i na potrzeby polityczne Szwecji. W 1981 roku przetłumaczyłem pracę księdza Tischnera poświęconą etosowi "Solidarności". Kiedy już byłem w Szwecji, w 1983 roku okazało się, że w ciągu trzech tygodni trzeba przełożyć "Drogę do nadziei" Wałęsy. Tłumaczyłem to z francuskiego razem z Janem Stolpe, tłumaczem, którego bardzo cenię. Nie mieliśmy początkowo polskiej wersji. Wtedy też stwierdziliśmy, że trzeba koniecznie wznowić w Szwecji Gombrowicza, który właśnie dzięki Stolpemu zaistniał w moim kraju pod koniec lat 60.

Gombrowicz to największa Pana przygoda z tłumaczeniem...

"Dzienniki" to najważniejsza książka w moim życiu. Bardzo trudne, bardzo zastanawiające. Pracowałem nad tekstem i namawialiśmy wydawnictwo Bonniers, które na początku nie za bardzo chciało je wydać, ale w końcu się udało. 15 lat temu były seminaria, był szum wokół tej książki, a potem znowu dołek, spadek zainteresowania tym pisarzem. Potem, w związku z rocznicą dwa lata temu [stulecie urodzin i 35. rocznica śmierci Gombrowicza], udało mi się wydawcę namówić na wersję kieszonkową. To ważne, bo teraz te trzy tomy "Dzienników" połączono w jedną książkę, która zamiast kosztować 300 zł, kosztuje jakieś 30 zł. Równocześnie mój student Stefan Ingvarsson na seminarium zaczął przekładać "Kosmos", trzeba było więc znaleźć nowe wydawnictwo, które wznowiło też "Pornografię" i "Ferdydurke". Kilka tygodni temu wyszedł "Bakakaj", Stefan zrobił też "Opętanych". Pozostaje "Trans-Atlantyk". Oczywiście tę książkę zarezerwowałem dla siebie... Kiedy ją przełożę, po szwedzku będzie dostępny prawie komplet dzieł Gombrowicza. Ten pisarz w Szwecji jest dziś klasykiem czytanym także przez studentów licznych szkół pisania. Choć wcześniej kojarzono go raczej z teatrem.

Nad jakimi przekładami Pan, tłumacz nie tylko literatury polskiej, ale i francuskiej, pracuje obecnie?

- Teraz mam do przetłumaczenia korespondencję Prousta, sztukę "Partage de midi" Paula Claudela, "Trans-Atlantyk" Gombrowicza i jeszcze zamówienie na nowy przekład "Pani Bovary". Czyli za dużo...

***

Anders Bodegard, szwedzki tłumacz (tłumaczył m.in. poezje Wisławy Szymborskiej Czesława Miłosza, Adama. Zagajewskiego, Ewy Lipskiej, a także prozę Witolda Gombrowicza, Ryszarda Kapuścińskiego i Hanny Krall), w piątek został laureatem II edycji nagrody Transtatlantyk, przyznawanej przez Instytut Książki popularyzatorom polskiej literatury za granicą.

Na zdjęciu: Anders Bodegard (na fotelu) z Adamem Zagajewskim i Martą Saciuk z Kwartetu Okazjonalnego podczas wieczóru świętowania 60 urodzin Andersa Bodegarda w Krakowie w 2004 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji