Artykuły

Częstochowa. Teatr Machalicy i Dorosławskiego

- To na pewno nie będzie teatr Henryka Talara ani Marka Perepeczki. To będzie teatr Piotra Machalicy - mówi Robert Dorosławski. Od 1 lipca będzie nowym dyrektorem naczelnym Teatru im. Mickiewicza, ale już teraz zaczyna się pojawiać w pracy

Tadeusz Piersiak: Zaczyna Pan pracę przed podpisaniem angażu?

Robert Dorosławski: Uznaliśmy z obecną dyrektorką Katarzyną Deszcz, że to niedobrze, byśmy z Piotrem Machalicą [nowy dyr. artystyczny - przyp. red.] pojawili się w teatrze po raz pierwszy 1 lipca. Trwa wtedy przerwa urlopowa. Mimo że dyrektorami jeszcze formalnie nie jesteśmy, zaczynamy już organizować sobie naszą przyszłą pracą. Katarzyna Deszcz przekaże mi pewne rzeczy, które wymagać będą kontynuacji. Chcę się spotkać z kierownikami działów, by poszczególne służby przygotowały dla mnie pracę domową na wakacje - żebym nie musiał trzymać w pracy całej załogi, a miał materiał, nad którym będę mógł pracować.

Co chciałby Pan kontynuować z repertuaru Katarzyny Deszcz?

- Wszystko co dobre. Które to będą przedstawienia, określimy z Piotrem Machalicą po uzgodnieniach z działem promocji, który podpowie, co i na ile jest zgrane. Na pewno wrócą bajki, "Iwona, księżniczka Burgunda", "Piaskownica" grana w plenerze. Może pokazywać będziemy ją od sierpnia w gminach. Zachowane będą też wszystkie działania związane z edukacją teatralną: czytanie dramatów w Utopii, salony poetyckie itd. Bo się sprawdziły i mają grono fanów, chociaż nie przynoszą zysków, ale promują teatr. Ale oczywiście ostateczna decyzja należy do dyrektora artystycznego. Prawdopodobnie jest też sporo rzeczy natury administracyjnej, które trzeba dokończyć: regulaminy pracy, wynagradzania, uporządkowanie spraw własności obiektów teatralnych.

Jest Pan postrzegany jako kontynuator linii Marka Perepeczki. Co w związku z tym zdarzy się w teatrze?

- Czy kontynuator - nie wiem. W teatrze przepracowałem prawie dziewięć lat pod kierownictwem najpierw Henryka Talara, później Marka Perepeczki. To dwie różne osobowości teatralne i różne linie programowe. Można powiedzieć, że w sensie teatru instytucjonalnego jestem wychowankiem obu. Dlatego kiedy zdecydowałem się przyjąć posadę naczelnego i miałem zaproponować dyrektora artystycznego, moje myśli skierowałem ku aktorom, a nie reżyserom. Znając trochę historię naszego teatru, łatwo zauważyć, że kiedy dyrektorami byli znani aktorzy: August Kowalczyk, Tadeusz Bartosik czy Talar lub Perepeczko, było tu nie najgorzej. Ale w kategorii wizji artystycznej to na pewno nie będzie teatr ani Talara, ani Perepeczki, tylko Machalicy. Dużo o tym rozmawialiśmy i nie musieliśmy się przekonywać. Nie może to więc być teatr komedii, współczesny, młodego widza. Musi w jakiś sposób realizować wszystkie te formy, proponować szeroką paletę konwencji. A do dyrektora artystycznego należy wyważenie proporcji.

Jeszcze niedawno pracował Pan dla agencji sprowadzającej spektakle do naszej filharmonii. Czy nie znajdzie się Pan teraz w trudnej sytuacji, kiedy jakaś agencja będzie sprowadzać komedie z Warszawy?

- Pewnie będzie sprowadzać, i to niejedna. Ale to znak czasu. Gdy pracowałem w teatrze przy Talarze czy Perepeczce, podobne agencje działały nawet w większym zakresie. Trzeba po prostu nauczyć się żyć z tym, co nieuniknione. Starać się być konkurencyjnym. A ja nie widzę w agencjach zagrożenia dla Teatru im. Mickiewicza. Często przecież bywa tak, że ktoś, kto nie chodzi do teatru, przyjdzie na jakąś lżejszą formę i stwierdzi, że to dobry sposób na spędzanie wieczorów. Po czym przyjdzie do Teatru im. Mickiewicza. Jeśli nie można walczyć ze zjawiskiem sprowadzania spektakli, trzeba je oswoić - starać się współpracować, choćby otwierając teatr na spektakle zewnętrzne. Żeby jak najwięcej teatru było na naszych scenach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji