Jan Paweł II umiał wręcz zahipnotyzować słowem
- Karol Wojtyła nigdy nie przestał być aktorem, w dobrym znaczeniu tego słowa - mówi Zdzisław Kordecki, były aktor Teatru Rapsodycznego.
Głos Karola Wojtyły, który cały świat usłyszał 40 lat temu z okna Pałacu Watykańskiego był głosem aktora i poety.
Karol Wojtyła długie lata szkolił głos. Na tyle długo, że każde wypowiadane przezeń słowo miało wymiar aktorski. Niezwykłym wydarzeniem był, w 1966 roku, jubileusz 25-lecia Teatru Rapsodycznego, jego ukochanej, krakowskiej sceny poezji, gdzie występował w czasie wojny. Wystawiono "Akropolis" Wyspiańskiego. W katedrze wawelskiej Wojtyła, wtedy metropolita, odprawił mszę i wygłosił wzruszającą mowę przed trumną św. Stanisława. Pośrodku świątyni stał dyrektor teatru, przyjaciel metropolity Mieczysław Kotlarczyk. Później przed katedrą biskup Wojtyła witał się ze wszystkimi aktorami. Byłem w tym gronie. Mimo że ja byłem aktorem Teatru Rapsodycznego lata po Wojtyle, ośmielam się powiedzieć, że w jakimś sensie był moim kolegą z teatru.
Teatr go ukształtował, zawsze to podkreślał.
Miał świadomość wypowiadanego słowa. Jego wagi i brzmienia. Wiedział, że pauza czasem znaczy więcej niż słowo. Umiejętnie operował głosem, który - co nieraz się podkreśla - miał niepowtarzalną barwę, ujmujący tembr, który zapadał w ucho na lata i do dziś jest rozpoznawalny, słyszalny. To było mówienie sugestywne, słowem potrafił wręcz hipnotyzować.
Wychował się w tradycji polskiego dramatu, rodzimej poezji.
Uwielbiał przede wszystkim Norwida. Do Kotlarczyka pisał w 1939 roku: "Ja się w tych wierszach uczę mówić, zanim zacznę rozmawiać. Zresztą myślę obrazami bardzo teatralnymi".
Nigdy nie przestał być aktorem, artystą?
Kiedy mówił: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi" - był to prawdziwie mistrzowski sposób recytacji! Poprzez poetyckie słowo górował, będąc jednocześnie bardzo blisko ludzi. Posiadał instynkt, inteligencję i intuicję sceniczną. Nigdy nie przestał być aktorem - w dobrym znaczeniu tego słowa, na pewno.