Artykuły

Markietanka w laboratorium

- Byliśmy jego dobrze opłaconymi królikami doświadczalnymi. Trzeba pisać o ludzkiej prawdzie, o tym, jaką cenę płaciliśmy za to, że Grotowski jest znany na całym świecie - mówi Teresa Nawrot o Jerzym Grotowskim, dwadzieścia lat po jego śmierci.

NATALIA PRÜFER: Chciałam zacząć naszą rozmowę od wydanej w 2012 roku książki "Wolne", która jest zbiorem wywiadów przeprowadzonych przez Remigiusza Grzelę. Wśród takich bohaterek, jak Julia Hartwig, Wanda Wiłkomirska, Teresa Torańska, Hanna Krall czy Agnieszka Holland, znalazłaś się również ty i twoja historia. Opowiedziałaś o niebie i piekle, jakim było twoje życie z Teatrem Laboratorium oraz z Jerzym Grotowskim. Niebo to podróże, kariera, wysokie honoraria, sława. Piekło to emocjonalne wyczerpanie, kryzysy zdrowotne, samotność, współpraca z aktorami, którzy często mieli problemy alkoholowe czy psychiczne, aż w końcu toksyczna miłość i związek z Ryszardem Cieślakiem. TERESA NAWROT: Nie opowiedziałam wszystkiego.

Mam nadzieję, że jeszcze będziesz miała okazję. Opowiedz jednak najpierw, z jakimi reakcjami spotkałaś się po ukazaniu tej publikacji?

- Słyszałam bardzo dużo głosów. To książka o niezwykle ważnych polskich kobietach, nie tylko o mnie. Te kobiety są w Polsce bardziej znane niż ja. Sama krótko w ogóle pracowałam w Polsce. Czytałam wiele opinii na temat książki w internecie. Monika Sołubianka, żona niedawno zmarłego Władysława Kowalskiego, zadzwoniła do mnie zapłakana, by podziękować za odwagę. Autor książki Remigiusz Grzela namawiał mnie dwa lata na tę rozmowę. Nie mogłam się przez ten czas zdecydować, by opowiedzieć prawdę. Ja naprawdę przeżyłam piekło w teatrze Grotowskiego, zresztą nie tylko ja. Nikt nie chciał nigdy o tym mówić, a teraz już nikt nie może.

Dlaczego nie chciano o tym mówić?

- Grotowski był dyktatorem. U nas w zespole nie było demokracji. Grotowski decydował o wszystkim i zabraniał mówić o tym, co się dzieje. Nie tylko w pracy, ale również poza nią. Wyobraź sobie piętnaście, a przez ostatnie dziesięć lat - dziewięć osób, które są ze sobą ciągle razem, ciężko pracują, razem podróżują, w działaniach parateatralnych przekraczają granice ludzkiego organizmu, nie mają przy sobie partnerów, często nie mają domu, tylko przenoszą się z hotelu do hotelu, z kraju do kraju. Nie było możliwe, by wewnątrz zespołu nie działy się rzeczy bardzo różne. Przez czternaście lat przebywałam w tym zamkniętym gronie. Były takie momenty, że kochałam, i takie, że nienawidziłam. Pracowaliśmy na bardzo silnych emocjach, to miało potem wpływ na prywatne relacje. W przeciwieństwie do innych polskich teatrów w tamtych czasach byliśmy bardzo zamkniętą grupą, ale też dobrze zarabialiśmy jak na polskie warunki. To nas wyróżniało. Grotowski dbał o nas, jak tylko mógł. Sobie wszystkiego odmawiał, a nam dawał pieniądze. Niczego nie potrzebował, był pustelnikiem. Opiekował się nami, ale wymagał za to od nas rzeczy ponad ludzkie możliwości. A myśmy byli tylko ludźmi, młodymi ludźmi. Kochałam go jak własnego ojca. Mój tato wcześnie odszedł, był po wojnie schorowany, często jeździł do sanatorium. W naszym domu dominowała matka. Nie doświadczyłam za bardzo opieki ojca. Kochałam Grotowskiego jak córka swojego tatę. Tak jak zresztą prawie wszyscy. Zdaję sobie sprawę z tego, że byłam czarną owcą w tym zespole. Inni nie mówili nic, bo nie było wolno, a ja sama chciałam decydować o swoim życiu i o nim opowiadać. Mimo to, strasznie trudno było mi mówić o tym "piekielnym" życiu w zespole Grotowskiego.

Twoje wypowiedzi o Grocie, ale również na przykład film Karola Radziszewskiego "Książę" z 2014 roku, burzą mit Grotowskiego.

- Tak, ja go cały czas burzę. Od prawie 35 lat.

Jesteś też za to w Polsce krytykowana. Jak się z tym czujesz?

- Sądzę, że wielu ludzi, jak na przykład niedawno zmarły Zbigniew Osiński czy inni, którzy się na nim wzorują, niepotrzebnie stawiają Grotowskiego na piedestale, każąc się niemal do niego modlić. Trzeba pisać o tym, co robił dla ludzi. Sam wszystkiego nie zdobył. Miał nas - swój zespół. Byliśmy jego dobrze opłaconymi królikami doświadczalnymi. Trzeba pisać o ludzkiej prawdzie, o tym, jaką cenę płaciliśmy za to, że Grotowski jest znany na całym świecie, że jego technika wciąż jest studiowana. Należy opisywać nie tylko jego poglądy na życie, ale też relacje z ludźmi, jego obyczajowość. Trzeba brać to, co nam się dzisiaj może przydać. On stworzył genialną technikę aktorską, która jest wciąż aktualna. Grotowskiego trzeba "robić", a nie tylko o nim pisać.

Ja postanowiłam się tym zająć, tylko przez 35 lat żadna polska instytucja mi w tym nie pomogła. Niemcy mi nigdy nie przeszkadzali i pomogli bardziej niż Polacy. W Polsce pomagają mi osoby, nie instytucje, jak na przykład Zofia Uzelac - dziekan Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi - czy inni przyjaciele, dziennikarze z Warszawy. Dostałam dwa medale [Zasłużony dla kultury polskiej - od Ambasady Polski w Berlinie - przyp. red.], które leżą teraz w szafie. Czynnie nikt nie zainteresował się moją pracą. Wciąż tylko pisze się o Grotowskim i o tym, jaki był wspaniały, a nie o tym, że jego technika jest niezbędna w pracy aktora, na przykład w filmach akcji.

Od 35 lat jako jedyna uczę tej techniki, a nikt się tym w Polsce nie interesuje. Wykształciłam setki ludzi, moi absolwenci, w tym setka Polaków, występują w kinie i w teatrze. Tylko studenci łódzkiej szkoły filmowej, dzięki zaangażowaniu dziekan Zofii Uzelac, profesor Agnieszki Kowalskiej, profesor Basi Panek mogli poznać tę technikę, poza nimi nikt. Gdy żyli jeszcze moi profesorowie, na przykład Tadeusz Łomnicki, Andrzej Łapicki, Zygmunt Hübner czy Zbyszek Zapasiewicz, to zapraszano mnie do Akademii Teatralnej w Warszawie. Później na stanowiskach zasiedli moi koledzy i udawali, że mnie nie ma, a teraz w szkole warszawskiej nikt mnie już nie zna. Dziś wiele osób uważa, że może wykładać technikę aktorską Grotowskiego. To nieprawda. Grotowski prowadził próby za zamkniętymi drzwiami. Nikt poza nim i jego aktorami nie miał możliwości uczestniczenia w naszych przygotowaniach. Można śmiało powiedzieć, że jedynie jego aktorzy, czyli dziś żyjący jeszcze: Rena Mirecka, która odeszła dawno temu od teatru, Andrzej Paluchiewicz, Zbyszek Kozłowski oraz ja - możemy wykładać technikę Teatru Laboratorium. Poza nami jeszcze trzej stażyści: Zbyszek Spychalski, Richard Nieoczym i Eugenio Barba. Co innego, jeśli chodzi o technikę głosem według Grotowskiego. Odbywały się różne seminaria na ten temat, są źródła. Jeśli ktoś się tym tematem interesował i nad tym pracował, owszem, może mieć coś na ten temat do powiedzenia i przekazania dalej. Z techniką aktorską nie ma takiej możliwości.

Zdaję

O Grotowskim mówi się dzisiaj i pisze tylko z perspektywy antropologicznej, filozoficznej, egzystencjalnej, teoretycznej. Nie mówi się o nim jako o człowieku, lecz od razu jako o fenomenie. Nie ma biografii, wspomnień, tylko teorie. Co o tym myślisz?

- Ja w książce Remigiusza Grzeli "Wolne" opowiedziałam o tych ludzkich, przyziemnych sprawach. Oczywiście, Grotowski to był genialny umysł. Ale to jest tylko jedna prawda. Druga jest taka, że to był również nieszczęśliwy samotnik, niepotrafiący się określić seksualnie mężczyzna. Żyliśmy w najgorszych czasach: katolicko-socjalistycznych. Po sztuce "Apocalypsis cum figuris" Grotowski został wyklęty przez Kościół. Karol Radziszewski w swoim filmie "Książę" poruszył inny ważny wątek z życia Grotowskiego, który nie spodobał się teoretykom i wielbicielom Grota: jego fascynację pięknym męskim ciałem i poszczególnymi aktorami. Żadna kobieta nie zagrała u Grotowskiego głównej roli: ani w życiu, ani w teatrze. Było za to zafascynowanie Zbyszkiem Cynkutisem, z czego powstały "Tragiczne dzieje doktora Fausta", był czas Zygmunta Molika - powstało "Akropolis", była fascynacja Ryśkiem Cieślakiem, to powstał "Książę niezłomny" i "Apocalypsis cum figuris". W okresie parateatralnym mężczyznom nie przypadały główne role, ale grali oni głównych wodzów, prowadzących. Nam - osobom przygotowującym parateatr od 1971 do 1975 roku - w zespole nie wolno było nawiązywać jakichkolwiek kontaktów seksualnych. Co mi jakiś teoretyk teatrolog będzie mówił, że tak nie było, jak ja to pamiętam. Tylko o tym się nie mówi.

Teresa Nawrot / fot. Natalia Prüfer

Pamiętasz swoje ostatnie spotkanie z Grotem, nazywanym przez was Bossem?

- Tak, oczywiście. Przeżywałam zawodowy kryzys, tu w Berlinie. Zrezygnowałam z pracy w Theater am Ufer, który założyłam za 40 tysięcy marek, jakie dostałam od niemieckiego senatu w nagrodę za moją pierwszą inscenizację "Idioty" Dostojewskiego w Berlinie (obecnie to znany teatr państwowy HAU3). To był rok 1987 i zaczęłam budować szkołę od nowa. Pojechałam do Grotowskiego w 1988 roku. Przyjął mnie wraz z moim mężem z honorami w Pontederze. Potrzebowałam porady. Prawie wszyscy z naszego zespołu jeszcze żyli i Grotowski im pomagał. Ryśkowi Cieślakowi załatwił na przykład rolę u Petera Brooka w spektaklu "Mahabharata". Ja miałam wtedy 40 lat. Zapytałam, czy mógłby również mnie zaprotegować u Brooka. Zdziwił się, że o tym w ogóle wiem. Zabronił o tym opowiadać i powiedział, że jestem już za stara.

Czyli ci nie pomógł?

- Nie. I to było nasze ostatnie spotkanie. Potem pisaliśmy do siebie listy, chciałam go ściągnąć do Berlina, ale był już coraz bardziej schorowany. Wyniszczał nas, ale najbardziej wyniszczał sam siebie. Nie pił, ale strasznie dużo palił. Załatwiałam mu relanium, pomagała mi w tym mama lekarka. On żył jak robot. Jak szedł spać, to brał tabletkę na spanie. Wstawał i brał coś innego na pobudzenie. Wyniszczał swój i tak chory organizm. Jako asystentka mieszkałam z nim prawie dwa lata pod jednym dachem. Powoli likwidował wszystko, zostawił czajnik i śpiwory. I tak mieszkaliśmy. Miałam tego strasznie dosyć, dodatkowo czułam się jak markietanka dla kolegów z zespołu. Prosiłam go: "Zrób coś. Nie mam czasu założyć rodziny ani normalnie żyć, to chociaż ożeń się ze mną". Odpowiedział, że gdyby był w stanie zapewnić mi to, co mąż powinien zapewnić swojej żonie, to byłabym pierwszą, z którą by się pobrał. Nigdy nie miał kobiety. Dwie spoza teatru się w nim podkochiwały, wiem o tym.

Sama byłaś z nim emocjonalnie długo związana.

- Nie pomógł mi nigdy wtedy, nie pomógł po śmierci. Ucząc jego techniki, nie powtarzam tylko tego, co on robił, bo tę technikę też trzeba było uwspółcześnić. Uczyniłam to, ale swoją ciężką pracą. Grotowski mi w tym nie pomógł. Ale znajomość jego techniki, wieloletnie doświadczenie, które uzyskałam w Teatrze Laboratorium, wpłynęły na moje całe zawodowe życie. Pomogły mi założyć szkołę w Berlinie i utrzymać ją już przez 35 lat. Wówczas wszyscy młodzi kandydaci na aktorów znali Grotowskiego i byli głodni jego techniki. Dzisiaj gdy rozmawiam z młodymi ludźmi przy okazji egzaminów wstępnych, to zawsze pytam, co wiedzą o Stanisławskim, o Strasbergu, o Grotowskim i o Johnstonie. Nie wiedzą o nikim nic.

Twoja szkoła w Berlinie - Reduta Schauspielschule - będzie obchodzić 35-lecie działalności.

- Tak, przygotowujemy się do dużych obchodów. Zaprosiłam wiele polskich instytucji, ważne osobistości z Austrii, Czech. Próbuję zebrać fundusze, niestety, nie jest to łatwe. Wszyscy studenci, absolwenci i wykładowcy pomagają. Mam nadzieję, że się uda.

fot. Natalia Prüfer

Trzymasz w domu pamiątki po Grotowskim? Masz jeszcze jego zdjęcia, listy?

- Tak. Obiecałam, że ci je pokażę. Zacznijmy od zdjęć, wszystko jest w tej szufladzie.

[Teresa Nawrot otwiera szufladę, w której uporządkowane w koperty i w albumy leżą zdjęcia, wyjmuje niektóre i pokazuje, opowiadając, gdzie i w którym roku zostało wykonane zdjęcie. Wśród zdjęć znajduje się wiele rodzinnych, z dzieciństwa oraz teatralnych. Moją uwagę przykuwają czarno-białe zdjęcia drewnianego i murowanego budynku otoczonych ze wszystkich stron drzewami, krzewami].

To Brzezinka?

- Tak, po naszym remoncie. A tu cały plik zdjęć ze sztuki "Thanatos polski", w której grałam od 1979 do 1981 roku. Na festiwalu w Palermo na Sycylii ta sztuka zdobyła w 1981 roku pierwszą nagrodę. Gdy zmarł aktor Antoni Jahołkowski, umarł również spektakl. W Teatrze Laboratorium role budowano na własnych osobowościach, w związku z tym niemożliwością było dalsze granie spektaklu. A jeżeli zostałby zaangażowany ktoś nowy, musielibyśmy tworzyć spektakl na nowo. Tu proszę, zdjęcie "świętej trójcy": ja od tyłu, Jędrzej Sell (dyrektor administracyjny Teatru Laboratorium) i Grotowski. Zobacz, jakie miałam piękne włosy. [Cisza]. O, a tutaj gotuję dla grupy. Nie pamiętam co chyba jakąś zupę. Pokażę ci jeszcze listy i notatki. O, to na przykład list od Grota, napisał go na pocztówce ze swoim zdjęciem, na którym jest z Peterem Brookiem. A tu jego notatka, którą napisał do mojej mamy i podpisał się pełnym nazwiskiem. To znowu list, który mi przysłał zaraz po śmierci moich dzieci.

On ży

Czy jako szef i ojciec interesował się waszym życiem prywatnym? Waszymi problemami, tragediami?

- Nie rozmawiałam z nim na ten temat. Dość szybko się zorientowałam, że on nie ma bladego pojęcia o takim przyziemnym, zwykłym życiu. Bardzo kochał swoją matkę, która była osobą niezwykle dominującą. Spod jej skrzydeł poszedł do szkoły teatralnej w Krakowie, potem był w Moskwie. Niewiele o tym opowiadał. Mam jeszcze inne pamiątki: naszyjnik z jego inicjałami lub płachtę, która grała ważną rolę w "Thanatosie polskim". [Teresa Nawrot powoli rozwija złożony w kostkę materiał, ze środka wypada nóż z czarną rączką, sypie się spopielona ze starości czerwona farba]. Zobacz, to zakrwawiona płachta, którą przecinaliśmy tym nożem. Przed każdym spektaklem malowaliśmy ten materiał czerwoną farbą. A to kostium Reny Mireckiej. Moje ubrania Cynkutis wyrzucił, bo mnie nienawidził. A tu inna pamiątka. Egzemplarz "Idioty" Dostojewskiego z dedykacją od Cieślaka.

W styczniu 2019 roku minie 20 lat od jego śmierci. Czy z twojej prywatnej perspektywy to dużo, czy mało?

[Cisza] - To właściwie nie ma dla mnie znaczenia, że zmarł 20 lat temu. To, co się o nim pisało i pisze dzisiaj, jest identyczne.

***

Teresa Nawrot

Urodziła się w Olkuszu (woj. małopolskie) w 1948 roku. W latach 1967-1971 studiowała w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie, w czasie studiów występowała w warszawskich teatrach, statystowała w filmach. Po obejrzeniu spektaklu dyplomowego z jej udziałem Jerzy Grotowski zaproponował jej pracę w Instytucie Aktora Teatru Laboratorium, w którym Nawrot została do 1984 roku, pełniąc funkcję aktorki oraz w latach 1974-1976 asystentki Grotowskiego. Brała udział m.in. w takich spektaklach parateatralnych, jak "Special Project", "Góra Płomienie", "Droga", "The University of Research - Theater of Nations", "Drzewo Ludzi", w spektaklu "Thanatos polski". Od 1973 roku uczy pracy nad głosem i techniki aktorskiej opartej na technice Jerzego Grotowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji