Artykuły

Ja tu nie jestem ważna

- Im dłużej pracuję, tym bardziej wiem, że ja tu nie jestem ważna. Tylko temat. I to on mi daje takie niesamowite alibi. Nawet do obnażania biustu w moim wieku - mówi STANISŁAWA CELIŃSKA, aktorka TR Warszawa, gość festiwalu Dwa Teatry w Sopocie.

Z aktorką Stanisławą Celińską [na zdjęciu], gościem festiwalu Dwa Teatry w Sopocie rozmawia Ryszarda Wojciechowska:

Drzemie we mnie wilk stepowy - tak pani mówi o sobie. Ten temperament to po przodkach?

- Kaskader Jerzy Celiński uparcie twierdzi, że jesteśmy rodziną. A to Cygan. I coś w tym musi być. Bo ja nie tylko uwielbiam tę muzykę. Ale jestem takim dziwnym pomieszaniem domatora z włóczęgą. Lubię posiedzieć w domu, ale też mnie wieczne gdzieś niesie. Uwielbiam podróżować pociągiem. A pociąg to trochę taki wóz cygański. Więc chyba Celiński ma rację.

Trzeba bardzo kochać ten zawód, żeby moc przeżyć to, co pani - bycie na szczycie i na samym dole. Za co pani kocha aktorstwo?

- Za to, że można coś ludziom powiedzieć przez ten zawód. Przekazać im pewne prawdy Nigdy nie zapomnę tego, jak grałam w "Księdze Hioba", w tłumaczeniu Miłosza. To było w czasach, kiedy zginął ksiądz Popiełuszko. I nie mogliśmy tego nazwać nawet "Księgą Hioba", tylko dla wykiwania cenzury - "De Profundis". Ludzie po tym przedstawieniu wstawali i stali w milczeniu. Jakby chcieli uczcić czyjąś pamięć. Pewnie myśleli o księdzu, o Bogu, o wielu sprawach związanych z wiarą. Ten spektakl był rodzajem misji, właściwie mszy świętej. Ja nie czułam się jak aktorka. Tylko raczej jak kapłanka, która odprawia misterium.

Na ile aktor może się obnażyć przed widownią?

- Myśli pani o roli w "Oczyszczonych"? Kiedyś sobie zapisałam maksymę aktorki z filmu niemego: tylko prawda i jeszcze raz prawda pozwala stworzyć aktorowi kogoś, kto nie jest z papieru. Kogoś żywego i autentycznego. Ja zawsze szukam tej prawdy w postaci granej przeze mnie. Moja bohaterka w "Oczyszczonych" obnaża piersi. I ja wiem, że to czemuś służy. Obnażam je więc na scenie.

Bez zażenowania, lęku, tremy?

- To bohaterka naraża się na śmieszność. To do niej przychodzi mężczyzna i tego chce. A ona mu to ofiarowuje. To szalenie ludzkie, co przeżywa grana przez mnie postać. Pragnienie miłości. Zresztą teraz te granice dotyczące kobiet się przesuwają. Kobiety coraz później rodzą, coraz śmielej o pewnych rzeczach mówią. Na przykład o tym, że mają prawo do miłości. I do seksu też. Do końca życia. A nie tylko wtedy kiedy są młode. Oczywiście, na początku miałam tremę, wychodząc na scenę. Jak młodzi aktorzy. Trema mnie nieco hamowała. Ale im dłużej pracuję, tym bardziej wiem, że ja tu nie jestem ważna. Tylko temat. I to on mi daje takie niesamowite alibi. Nawet do obnażania biustu w moim wieku.

Na jednym biegunie jest teatr, a na drugim komedia czy telenowela. Pani jakoś godzi te dwa tak różne światy. A może nie różne?

- Życie mnie nauczyło, że płodozmian dla aktora jest bardzo szczęśliwy Z "Oczyszczonych" np. z przyjemnością uciekałam do mojej serialowej Janiny.

Zawsze, kiedy panią widzę, mam ochotę zapytać - czy "Pieniądze to nie wszystko?*.

- Coś pani powiem. Ja tę rolę ogromnie lubiłam. Zresztą dostałam za nią wiele nagród, m.in. na festiwalu w Szanghaju.

Czyli były też z tego pieniądze?

- Nie, jedynie statuetka i splendor. Cieszyło mnie to, że się Chińczykom podobam.

I uśmiałam się do łez, słysząc, jak moja bohaterka mówi po chińsku. Bardzo chciałam ożywić tę postać. Nie chciałam, żeby była taka papierowa. Uczepiłam się jednego, że dla niej najważniejsza jest ta krówka. Julek Machulski krzyczał na mnie, że ja się tą krową za mocno na planie interesuję. A ja wołałam: - nie za mocno. To moja krówka. I pamiętam, że mało mi serce nie pękło w scenie z pożarem. Mało się nie spaliłam albo nie udusiłam, kiedy podczas zdjęć leciałam jak oszalała, żeby ratować swoją krówkę.

Monolog "Jak te ludzie brudzo" czy piosenka "Uśmiechnij się" w pani wykonaniu to majstersztyk. Pani ma chyba ogromne poczucie humoru.

- Poczucie humoru i łapanie dystansu jest bardzo ważne w życiu. Kiedy je straciłam, to wtedy właśnie było ze mną bardzo źle. Najbardziej siebie lubię taką, jaką byłam na zdjęciu z dzieciństwa. Taka mała Zorba. Dziewczynka, z szeroko rozwiniętą sukienką. Uśmiechnięta do słoneczka od ucha do ucha. To mój prawdziwy obraz. Nie powinnam była nigdy stracić tego tańczącego dziecka w sobie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji