Artykuły

"Hamlet" bez słowa

Teatr Rzeczypospolitej ponownie w Katowicach. Od 2 bm. przez trzy dni na scenie Teatru Śląskiego gościliśmy Wrocławski Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego. Dwa i pół roku temu poznaliśmy jego "Syna marnotrawnego". powtórzonego przed rokiem, wraz z "Rycerzami króla Artura", podczas I Spotkań Teatru Wizji i Plastyki. Wreszcie mogliśmy zobaczyć "Hamleta, ironię i żałobę", program którego premiera odbyła się w lipcu 1979 r. Dobrze, iż uregulowany został ten "dług"; tym ciekawiej, że mamy właśnie "Hamleta" na katowickiej (dramatycznej) scenie.

Do dziś wielu jest takich, którzy - jak niegdyś J. W. Goethe, później E. G. Craig - utrzymują, iż W. Szekspir pisał sztuki dla czytelnika. nie zaś dla widza w teatrze. "Szekspir po sprawiedliwości należy do historii poezji; w historii teatru występuje tylko przypadkowo (...) Cała metoda stosowana przez Szekspira w rozwijaniu akcji sprawia, że przenosząc jego sztuki na scenę napotyka się wiele trudności niemożliwych do pokonania" - pisał wielki weimarczyk. Dramaty Szekspira są poetyckimi dziełami, takimi należy je więc traktować i przedstawiać - to może być klucz do zrozumienia, dlaczego za arcydzieło słowa, jakim jest "Hamlet", tak łacno brali się ludzie pantomimy i tańca. Jeszcze zanim po raz pierwszy pokazał W. Bogusławski "Hamleta" na scenie polskiej, w Wenecji miała sztuka już swoją wersję baletową.

Teatralna rzeczywistość często trywializuje słowa. Oderwana od nich, pozwala zgłębić ich poezję, zasugerować wszystko nienazywalne, czy zawarte między wierszami. Trudno realistycznie ujmować tragedię, w której Istotną rolę odgrywają duchy czy widma. Taniec i pantomima ułatwiają więc owo odrealnienie, a zatem i dopełnienie scenicznej wizji dzieła. Tylko wszakże dopełnienie. "Hamlet, ironia i żałoba" - choć bardzo pięknym - tego właśnie wydaje się mi być przykładem. Brykiem z Szekspira i to dla tych, którzy jego dzieło już poznali. Henryk Tomaszewski, który z literatury brał zawsze, jakby o tym uprzedza, określając swój spektakl jako opracowanie pantomimiczne "Hamleta". Dla wielbicieli wrocławskiego artysty to mało. Kochamy przecież Henryka Tomaszewskiego za to, iż czerpiąc z olbrzymiej skarbnicy kulturowej, podsuwa nam swoje widzenie świata i przede wszystkim zawsze człowieka. Tym razem jakby tylko sugerował, że Szekspir jeszcze się nie zestarzał. Przy tej próbie ilu wszakże już "poległo"? Tomaszewski może mówić tu o sukcesie!

W znakomitej scenografii Kazimierza Wiśniaka (pyszne kostiumy, funkcjonalne, mobilne zastawki! dał spektakl o niemal filmowej wartkości, rozgrywany interesująco w wielu planach. Całym arsenałem wyrazowych środków pantomimy znakomicie zbudował sceny zbiorowe (świetna trupa aktorów i wojsko Fortynbrasa) jak i poszczególne postacie, z których najwyraźniej i najpiękniej zapisują się w pamięci m.in. Poloniusz (Zygmunt Rozlach), Duch ojca (Zbigniew Szymczyk), Leartes (Leszek Rosołek), Ofelia (Elżbieta Sulecka), Eminencja (Marek Abramowicz), Aktor (Ryszard Choroszy) i Aktor oraz Ministrant (Łukasz Jurkowski). Hamleta grał Marek Oleksy, Gertrudę - Urszula Hasiej, Klaudiusza - Jerzy Reterski; jakby nie do końca przekonująco. Jak zauważyłem - to odczucie nie tylko moje. A może to tylko ułomność tych, dla których Hamlet bez "być albo nie być" jakoś nie może zaistnieć? Ciekawe czy kiedykolwiek Henryk Tomaszewski pozwoli w swoim teatrze rozbrzmieć choć jednemu słowu? To nieprawdopodobne, po "Hamlecie" wydaje się jednak możliwym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji