Artykuły

Mamy obowiązek dawania świadectwa prawdzie

- Myślę, że w wielu wypadkach teatr nie dorasta do swojej znakomitej tradycji i nie wykorzystuje tych szans, jakie ma widowisko właśnie w tworzeniu, przekazywaniu, nauczaniu wartości - mówi KAZIMIERZ BRAUN, reżyser, pisarz, profesor na Uniwersytecie Stanu Nowy York w Buffalo.

Z Kazimierzem Braunem, reżyserem teatralnym i telewizyjnym, pisarzem, profesorem na Uniwersytecie Stanu Nowy York w Buffalo, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler.

Jakimi wartościami kieruje się Pan, tworząc swoje przedstawienia?

- Jestem człowiekiem wierzącym. Uważam się za katolika, bardzo niedoskonałego, ale jednak uparcie dążącego śladami Chrystusa. A zatem we wszystkim, co robię, co tworzę i co piszę, wartości ewangeliczne są dla mnie najważniejsze.

Jak zapatruje się Pan na to, co dzieje się dzisiaj w polskim teatrze, gdzie często prezentuje się antywartości i obraża uczucia religijne osób wierzących?

- Na te zjawiska, które znam, patrzę z ogromnym niepokojem, a także ze smutkiem. Myślę, że w wielu wypadkach teatr nie dorasta do swojej znakomitej tradycji i nie wykorzystuje tych szans, jakie ma widowisko właśnie w tworzeniu, przekazywaniu, nauczaniu wartości. Jest jednak ciągle bardzo wielu ludzi twórczych, odpowiedzialnych w polskim teatrze; jest wielu młodych ludzi, którzy są ogromnie wrażliwi na to, co dzieje się na świecie, na los swoich współobywateli. Dlatego też choć są istotnie dostrzegalne i nagłaśniane niepokojące zjawiska, to równocześnie dzieje się bardzo dużo dobrego. Zarówno w teatrze zawodowym, jak i w całej szerokiej infrastrukturze teatrów alternatywnych, a także teatrów amatorskich.

Co chce Pan przekazać za pomocą przedstawień teatralnych współczesnemu człowiekowi, na jakie problemy go uczulić?

- Jest wiele takich problemów i zadań. Myślę, że jeden z nich to stałe podtrzymywanie i odbudowywanie tradycji narodowej. Jak wiadomo, tylko pamięć o przeszłości pozwala jasno wytyczać sobie cele na przyszłość. Drugi problem to przekazywanie wizji człowieka złożonego, a więc nie tylko kierującego się odruchami biologicznymi, nie tylko człowieka, który coś bardzo dramatycznie odczuwa, ale także człowieka, który ma życie duchowe; który kieruje się wyborami moralnymi, dokonywanymi świadomie. Jest to wizja człowieka pełnego, skomplikowanego przy tym. Warto też na pewno podtrzymywać związek z historią, w tym z historią polskiego teatru. Jest w niej ogromne bogactwo wartości i tradycji, warto do nich nawiązywać. A wyzwania współczesnego świata są ogromnie złożone i skomplikowane, trzeba więc umieć rozpoznawać zagadnienia, które teatr powinien podejmować, prowadząc dialog ze swoimi widzami.

Dlatego nie bez przyczyny tak często sięga Pan do Norwida...

- Tak. W tradycji narodowej Norwid stanowi dla mnie ogromne, inspirujące źródło. To źródło dziś bije nadal, niestety stosunkowo rzadko w ostatnich latach twórcy teatru do niego sięgają. Innym takim źródłem jest przecież Wyspiański, kolejnym Różewicz. Ten, nad którym pracuję obecnie - to Brandstaetter.

Jakich dramatopisarzy polskich ceni Pan najbardziej?

- Wymieniłem tych, do których mam największe zaufanie. Naturalnie trzeba by dodać do nich cały wielki skarbiec narodowej klasyki, do którego zawsze warto sięgać. Tam są wartości uniwersalne, transhistoryczne.

Mieszka Pan od lat w Stanach Zjednoczonych. Czy i tam wystawia Pan swoje sztuki?

- Owszem, tak.

Jak przyjmowane są tam nasze wielkie narodowe dzieła?

- Swoją pracę teatralną, w tym pisarską, traktuję jako służbę. Uświadomiłem sobie, że jest potrzeba przekazywania publiczności polonijnej, ale także Amerykanom, wartości polskiej kultury, w tym w szczególności postaci wielkich, znaczących zarówno dla nas, jak i w świecie Polaków. Powstał z tego cały cykl, który ostatnio zebrałem w książce, wydanej przez wydawnictwo Norbertinum w Lublinie, noszącej tytuł "Sztuki o Polakach". Znalazły się w niej sztuki, które były już wystawiane w języku polskim za granicą oraz te wystawiane w języku angielskim. Za każdym razem, gdy je prezentowałem w Stanach Zjednoczonych, okazywało się, że następowało jakieś bardzo silne zjednoczenie zespołu aktorskiego i widzów, którzy reagowali bardzo żywo na przedstawiane im postacie wielkich Polaków i problematykę, jaką oni wnoszą, a także wartości, jakie reprezentują.

Porównajmy współczesny teatr w Polsce z teatrem amerykańskim. Czy i tam nurt nihilizmu i postmodernizmu ma obecnie decydujący głos w sztuce?

- On jest wyłącznie marginesem, pojawia się w teatrach alternatywnych, tzw. offowych. Natomiast w głównych nurtach amerykańskiego teatru nie występują takie przedstawienia, które ku mojemu zdziwieniu pojawiają się na poważnych polskich scenach.

Czy często wystawia Pan swoje sztuki w Polsce?

- Rzadko. Cieszyłbym się, gdyby do tego dochodziło częściej, ale to jest zawsze wyłącznie oparte na inicjatywie jakiegoś teatru, który chciałby mnie widzieć w swoim zespole i chciałby udzielić mi swojego warsztatu pracy.

17 czerwca br. o godz. 18.00 na scenie Teatru im. L. Solskiego w Tarnowie odbędzie się premiera dramatu Romana Brandstaettera pt. "Upadek kamiennego domu" w Pana reżyserii, połączona z jubileuszem 70-lecia Pana urodzin i 45-lecia pracy teatralnej. Dlaczego wybrał Pan na swój jubileusz właśnie tę sztukę?

- Wybraliśmy tę sztukę wspólnie z dyrektorem Teatru im. Solskiego w Tarnowie, Wojciechem Markiewiczem. Tak się złożyło, że jestem w pewien sposób tarnowianinem. Wiele by o tym mówić... Należę do pokolenia, które traciło domy. Ja sam albo przenosiłem się za pracą jako reżyser, bo to zawód wędrowny, albo musiałem mój ostatni dom w Polsce opuścić w wyniku utraty pracy w okresie stanu wojennego. W Tarnowie mieszkało pokolenie mojego ojca: mój stryj Jerzy Braun, wspaniały poeta, filozof, mąż stanu, stryj Kazimierz, legionista, lotnik, który zginął w 1920 roku, ciotka Jadwiga Domańska, aktorka, dyrektor teatru II korpusu, wreszcie mój ojciec. W tym mieście pielęgnowana jest tradycja mojej rodziny. Gimnazjum nr 4 nadano nawet imię mojego stryja Jerzego Brauna. Z tej okazji teatr tarnowski zaprosił mnie trzy lata temu, abym wystawił jego sztukę "Europa". Tak jakoś głęboko zakorzeniłem się w Tarnowie, że odkryłem go jako swój dom. Kiedy okazało się, że w tym roku będą miały miejsce okrągłe rocznice, a mianowicie 100-lecie urodzin wielkiego tarnowianina Romana Brandstaettera, a także mojej pracy, teatr tarnowski otworzył dla mnie znów swoje podwoje.

O czym opowiada "Upadek kamiennego domu". Co w tej sztuce jest szczególnie godne podkreślenia?

- To jest sztuka o sumieniu, sztuka problemowa. Takie przedstawienia są potrzebne i powinny być grane. Jestem przekonany, że widownia poszukuje w teatrze partnera do poważnej rozmowy. Ta sztuka zadaje pytania, jakimi kryteriami człowiek powinien się kierować, dokonując ważnych moralnych wyborów w swoim życiu, jest więc uniwersalna. To nowoczesny moralitet. Mam przekonanie, że zainteresuje ona szeroką publiczność, dotrze do różnych środowisk, bo przecież zagadnienie sumienia jest dla każdego ważne. Bardzo znaczący jest również udział w tym przedstawieniu znakomitej aktorki - Teresy Budzisz Krzyżanowskiej, w głównej roli.

Będąc twórcą katolickim, od lat porusza Pan w swojej pracy artystycznej tematykę religijną. Czy w dzisiejszych czasach dawanie świadectwa prawdzie na deskach teatru jest zadaniem trudnym?

- Myślę, że było zawsze trudnym, może poza średniowieczem, kiedy religia inaczej była postrzegana i inaczej funkcjonowała, inne miejsce zajmowała w życiu społeczeństw. Poza tym okresem było na pewno zawsze trudne. Tak samo dzisiaj jest to trudne świadectwo. Niemniej wydaje mi się, że mamy obowiązek, idąc śladami Ewangelii, takie świadectwo dawać. Ci, którzy sobie to uświadamiają, mają taki obowiązek. I dlatego takich wyborów dokonuję w swojej pracy, tak piszę. Jednym z ważnych dowodów jest na pewno moja powieść "Dzień świadectwa", wydana przez Wydawnictwo św. Wojciecha w Poznaniu, która słowo "świadectwo" ma w tytule nieprzypadkowo. Powieść ta słusznie nazywana jest przez krytyków powieścią o Papieżu Janie Pawle II.

W USA jest Pan prezesem Polskiej Fundacji Kulturalnej, a także członkiem Komisji Polskiej przy Episkopacie amerykańskim. Czym zajmują się obie organizacje?

- Polska Fundacja Kulturalna to jedna z tradycyjnych organizacji polonijnych, która zajmuje się pomaganiem tym ludziom, którzy zainteresowani są kulturą polską, propagowaniem języka polskiego. Staramy się dawać stypendia studentom polskiego pochodzenia, a także tym, którzy piszą prace na tematy związane z Polską. Staramy się wspomagać również polskie szkolnictwo w Stanach Zjednoczonych, zbierając pieniądze i przekazując je w dobre i godne ręce. Sponsorujemy też przedstawienia polskie w USA. Jest to zarazem organizacja społeczna i wszyscy jej członkowie pracują w pełni społecznie. Co do mojej pracy w Komisji Polskiej: zajmujemy się szerokimi zagadnieniami pracy ewangelizacyjnej wśród Polonii, która ma specyficzne potrzeby duszpasterskie; ostatnio angażowaliśmy się w urządzanie muzeum Jana Pawła II w Waszyngtonie.

Poza reżyserowaniem przedstawień teatralnych, a także telewizyjnych, których ma Pan w swoim dorobku ponad 140, pisze Pan książki z dziedziny historii i warsztatu sztuki teatru, dramaty oraz powieści. Oprócz tego pracuje Pan na Uniwersytecie Stanu Nowy York w Buffalo. Która praca Pana najbardziej absorbuje i satysfakcjonuje?

- Swego czasu w Polsce praca teatralna absorbowała mnie najbardziej. Kiedy znalazłem się w Ameryce, kontynuowałem pracę teatralną i kontynuuję ją do dziś. Jednak na pierwszy plan wysunęło się pisanie. Publikuję nadal w Polsce powieści, dramaty i ciągle prace z dziedziny historii i warsztatu sztuki teatru. Przykładem jest ostatnia moja książka, która ukazała się w Wydawnictwie Naukowym Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu pt. "Krótka historia teatru amerykańskiego", pierwsza w Polsce całościowa historia teatru w Stanach Zjednoczonych. A równocześnie dla czytelnika amerykańskiego, m.in. dla moich studentów, nie tak dawno napisałem całościową historię teatru polskiego i opublikowałem ją w języku angielskim. To także pierwsza całościowa historia teatru polskiego po angielsku wydana w Stanach Zjednoczonych. Jest także praca uniwersytecka. Od lat zajmowałem się nauczeniem na uniwersytetach i w szkołach teatralnych. Bardzo cenię sobie pracę z młodymi ludźmi.

Jakie nowe przedstawienie będzie Pan reżyserował w najbliższym czasie?

- Jesienią tego roku będę reżyserował w Stanach Zjednoczonych "Kartotekę rozrzuconą" Tadeusza Różewicza. To pierwsza jej realizacja w języku angielskim.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji