Artykuły

Gabriela Muskała: Dbam o swój wolny czas

Aktualnie oglądamy ją na dużym ekranie w filmie "7 uczuć", a niebawem zobaczymy w "Fudze", do której również napisała scenariusz. W Teatrze Narodowym w Warszawie trwają próby do sztuki "Jak być kochaną", w której zagra główną rolę - rozmowa z Gabrielą Muskałą.

Bohdan Gadomski: Jest pani kolekcjonerką nagród. Kilka dni temu otrzymała pani kolejną.

Gabriela Muskała: Zostałam nagrodzona za drugoplanową rolę żeńską na Festiwalu Aktorstwa Filmowego we Wrocławiu, za rolę Weronki Porankowskiej w filmie Marka Koterskiego "7 uczuć". A dziś dowiedziałam się o kolejnym wyróżnieniu -od jury Festiwalu Avant Garden w Atenach, które uhonorowało mnie za rolę Alicji w nagrodzonym tam filmie "Fuga" w reż. Agnieszki Smoczyńskiej. Teraz to pani uczy sztuki aktorskiej w PWSFTviT w Łodzi. Czy będąc studentką tej uczelni, kiedykolwiek pomyślała pani, że znajdzie się w gronie jej pedagogów?

- Nigdy nie podejrzewałam, że drzemią we mnie pedagogiczne instynkty. Co więcej, dopóki dziekan wydziału aktorskiego Zofia Uzelac nie zaproponowała mi, żebym wykładała w Szkole Filmowej w Łodzi, byłam przekonana, że uczenie aktorstwa to ostatnia rzecz, którą chciałabym robić. Zaciekawiła mnie jednak oryginalna formuła zajęć, które mi zaproponowano. Okazały się one nie tylko rozwijające dla studentów, ale również niezwykle inspirujące dla mnie. Złapałam pedagogicznego bakcyla.

Czego pani uczy?

- Przez 5 lat wraz z moją siostrą Moniką Muskała prowadziłyśmy improwizacje z III rokiem wydziału aktorskiego. Z tych improwizacji pisałyśmy sztukę, którą na koniec semestru w ramach egzaminu wystawialiśmy jako spektakl. Tematy sztuk były niezwykle osobiste, a proces wspólnego przechodzenia od realistycznych opowieści poprzez improwizacje do spektaklu, były dla nas wszystkich piękną - nie tylko artystyczną - podróżą. Od tego roku prowadzę już inne zajęcia, ale znów ich formuła jest bardzo ciekawa. Wraz z reżyserką Justyną Celedą mamy zajęcia łączone z trzema wydziałami: aktorskim, reżyserii i scenariopisarstwa. Zajmujemy się reportażem - w tym roku tematem są sprawy sądowe.

Jak godzi pani te zajęcia ze swoją rozbudowaną pracą w filmie i teatrze?

- Też zadaję sobie to pytanie... (śmiech)

To jeszcze nie wszystko, bo przecież pisze pani sztuki teatralne, reżyseruje, napisała scenariusz do filmu, a teraz pracuje nad książką. Tyle talentów odziedziczyła pani po rodzicach?

- Chyba trafił pan w dziesiątkę (śmiech). Zawsze uważałam, że moi rodzice mają niesamowitą wyobraźnię, wspaniale potrafią opowiadać, a do tego są nieodkrytymi talentami aktorskimi, z dramatycznym emploi ale też ogromną vis comicą.

Jakiej specjalności lekarzami są rodzice?

- Okulistka i kardiolog.

Na pewno chcieli, żeby poszła pani w ich ślady?

- Oczywiście! Tata dopóki nie zobaczył mnie na scenie, wszelkimi sposobami próbował mi wybić z głowy aktorstwo. Mnie to jednak nie zrażało. Wiedziałam, że chcę być aktorką i wiedziałam, że nią zostanę. Byłam zdeterminowana.

Jaki zawód przewidzieli dla pani siostry Moniki?

- Monika też zbojkotowała medycynę i poszła na germanistykę. Jest wybitną tłumaczką z języka niemieckiego. Tłumaczy bardzo trudnych autorów, takich jak Bernhardt, Turini, Schwab czy Jelinek.

Napisałyście razem cztery sztuki teatralne. Co było punktem wyjścia?

Pamięć i tożsamość - temat, który pojawił się w naszej pierwszej sztuce i stał się motywem przewodnim wszystkich następnych.

Czy to prawda, że bohaterką pierwszej waszej sztuki była wasza babcia?

- Tak. "Podróż do Buenos Aires" powstała z inspiracji monologami naszej babci, która chorowała na Alzheimera. Babcia mieszkała z nami, kiedy byłyśmy nastolatkami.

Czym była inspirowana historia o Alicji, bohaterki filmu "Fuga", który czeka na premierę?

Kobieta, którą zobaczyłam w telewizyjnym programie

"Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". Nie wiedziałam kim jest, ani jak ma na imię. Była mniej więcej w moim wieku, nie mogła więc mieć Alzheimera, który dotyka starsze osoby. Jak się okazało, cierpiała na zaburzenie zwane fugą dysocjacyjną, a które pojawia się, gdy żyjemy przez dłuższy czas w stresie, w sytuacji z której nie potrafimy znaleźć wyjścia. Często tacy ludzie decydują się popełnić samobójstwo, wyjeżdżają gdzieś daleko, a później budzą się w jakimś obcym mieście na ławce w parku i nie wiedzą kim są. Bardzo często wraz z fugą zmienia im się też całkowicie osobowość.

Gra pani w "Fudze" tytułową bohaterkę filmu?

- Tak, gram Alicję, która jest silną, dziką, bezdomną kobietą. Nie wie, że tak naprawdę ma na imię Kinga i że dwa lata temu straciła pamięć i opuściła swój dom, w którym teraz czekają na nią mąż i syn. Napisałam ten scenariusz trochę z tęsknoty za naszymi pierwotnymi instynktami, z którymi rodzimy się jako dzieci, a które w wyniku tzw. dobrego wychowania są w nas często tłamszone. Film "Fuga" zobaczymy w kinach dopiero na początku grudnia.

Teraz oglądamy "7 uczuć". Jak pracowało się pani z jego reżyserem Markiem Koterskim?

- Marek ma do aktorów genialnego nosa. Bardzo często okazywało się, że niezwykle trafnie obsadził nas pod względem podobieństw do granej postaci. Już na planie mówił dokładnie, jak chciałby, żeby wyglądała scena, a na koniec dodawał: "A resztę dacie od siebie". Po każdym ujęciu przychodził do nas, a jeśli miał jakieś indywidualne uwagi, podchodził do każdego z osobna. Wielka klasa.

Krążą legendy na temat sposobów jego pracy. Podobno reżyser pisał do aktorów listy z historiami postaci i ich charakterystykami?

- Tak, napisał też, że chciałby abyśmy nie grali dzieci, tylko żebyśmy nimi byli. Okazało się, że to jest możliwe i że ta dziecięca energia, którą w sobie dla potrzeb filmu obudziliśmy, jest największą jego siłą. Czy to był dobry pomysł?

To ocenią widzowie, ja jednak uważam, że film ma bardzo mocne przesłanie i że powinni zobaczyć go wszyscy rodzice i nauczyciele.

Czy to on stworzył postać Weronki, czy zrobiliście to razem?

- I jedno, i drugie. Bo przecież to Marek stworzył postać Weronki Porankowskiej, ale ja dałam jej swoją osobowość. I z dnia na dzień - od naszej z Markiem korespondencji, naszych pierwszych prób i wreszcie pracy na planie - czułam, jak wyrastają mi do tej postaci skrzydła.

Lubi pani kino Marka Koterskiego?

- Uwielbiam! Ten rodzaj tragikomicznego przedstawiania świata, widzenia absurdu tam, gdzie pozornie jest siermiężna rzeczywistość, są mi bardzo bliskie. Kilka razy słyszałam: "Gabrysia, ty powinnaś się do niego zgłosić! Jesteś stworzona do jego filmów!". Oczywiście nigdy tego nie zrobiłam i myślałam, że pewnie się w tym jego świecie nie spotkamy. Aż tu pół roku przed zdjęciami do "7 uczuć" zadzwonił do mnie sam Marek: "Pani Gabrielo, ja zawsze myślałem, że pani jest aktorką wybitnie dramatyczną, ale zobaczyłem panią w "Moich córkach Krowach"... i pani jest tam taka śmieszna!... Chciałbym zaproponować pani rolę w moim nowym filmie." To był jeden z najcudowniejszych telefonów w moim zawodowym życiu.

Pani życie to wyłącznie praca?

- Nie, nie chciałabym umrzeć na scenie, ani na planie filmowym, jeśli o to pan pyta... (śmiech)

Co pani robi. gdy czuje, że narzucone tempo pracy zaczyna ją przerastać?

- Staram się przede wszystkim do takiego stanu nie dopuścić. Bardzo uważnie dobieram role, dbam o swój wolny czas, o niezależność, zdrowie i kontakty z bliskimi. Mam swoje priorytety.

Jest pani dojrzałą kobietą. Jak smakuje dorosłość?

- Wspaniale. Im jestem starsza, tym lepiej się ze sobą czuję. I nie ma w tym cienia kokieterii.

Nie boi się pani upływającego czasu?

- Boję się utraty pamięci. Może dlatego, że wiem, jak bolesne dla człowieka i jego najbliższych są jej konsekwencje. To temat, którym w swojej twórczości zajmuję się od lat.

Podobno niebawem zmierzy się pani z legendarną rolą Felicji w sztuce według opowiadania Brandysa "Jak być kochaną", pamiętaną do dzisiaj z filmowej adaptacji W. Hasa, którą grała sama Barbara Krafftówna. Czy obawia się pani obecności legendarnej aktorki na swojej premierze?

- Będę zaszczycona, jeśli pani Barbara przyjmie zaproszenie. To wybitna aktorka. A jej Felicja z filmu Wojciecha Hasa jest jedną z najpiękniejszych ról kobiecych w polskim kinie, jakie widziałam.

***

Gabriela Muskała

Ur. 11.061969 r. w Kłodzku. Absolwentka PWSFTviT (1994). Wystąpiła i gra w łódzkich i warszawskich teatrach: Powszechnym oraz im. S. Jaracza. Kwadrat i Dramatycznym. Z siostrą Moniką tworzą autorski duet 'Amanita Muskaria". Żona reżysera Grega Zglińskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji