Artykuły

Zabawa z Mrożkiem

Trzech studentów warszawskiej PWST podbiło "Zabawą" festiwale w Szczecinie i we Wrocławiu. Teraz dostali się na Scenę jednego z najważniejszych warszawskich teatrów.

Taka kariera powinna być normalnym mechanizmem, jak w teatrach angielskich czy amerykańskich, gdzie najlepsze inscenizacje spoza oficjalnych scen są przenoszone do sławnych teatrów zawodowych. W Polsce należy to jednak do rzadkości, tym lepiej świadczy więc o Teatrze Powszechnym decyzja, by przenieść studencką "Zabawę" na Matą Scenę. O tym, że takie ryzyko może się opłacić, świadczy sukces aktorskiego dyplomu "Miłość i gniew" Osbome'a na tej samej scenie, który okazał się jedną z najważniejszych premier ubiegłego sezonu.

"Zabawa" Sławomira Mrożka (1962) wystawiona w Kole Naukowym PWST przez Agnieszkę Warchulską i Piotra Ziniewicza pod opieką artystyczną Jarosława Gajewskiego, a nagrodzona na festiwalach teatralnych w Szczecinie i Wrocławiu, łączy perfekcyjne aktorstwo zespołowe z prostotą inscenizacji.

Trzej Parobcy miotają się po opustoszałej świetlicy w poszukiwaniu zabawy, która prawdopodobnie dawno już się skończyła. Adam Krawczuk, Rafał Rutkowski i Maciej Wierzbicki umieją wykorzystać swoją siłę komiczną i różnicę w temperamentach, aby pokazać falowanie nastrojów, strach i pęd do zabawy, które na przemian opanowują Parobków. Używają do tego kilku najprostszych rekwizytów: stołu, pustej butelki i pudla po akordeonie, które gra rolę trumny.

Wszyscy stroją na tę samą, ironiczną nutę mrożkową, dając jej współczesne brzmienie. W kulminacyjnej scenie spektaklu, gdy na znalezionych w kącie instrumentach udaje im się zagrać siarczystą melodię, zachowują się jak rockmani, którzy podczas koncertu w transie trzęsą się i rzucają po scenie. W chwilę później nie potrafią już powtórzyć nawet jednego taktu i tacy zostają w pamięci - rozczarowani i bezsilni, wsłuchani w "Requiem" Mozarta.

Umieją przy tym wyważyć gagi. i głębszy sens sztuki, która jest przewrotną odpowiedzią Mrożka na "Wesele". Spektakl rozpoczyna gwizdana pieśń Chochola, jeden z Parobków demonstruje białe mokasyny, które specjalnie kupił na zabawę ("Trza być w butach na weselu"), a jego koledzy udatnie naśladują wiersz Wyspiańskiego. Chwilami zdaje się, że "Zabawa" jest dowcipnym komentarzem młodych aktorów do ponurej inscenizacji "Wesela", granej piętro niżej na głównej scenie Powszechnego.

Druga część wieczoru - "Skarb" Stanisława Tyma - nie dorównuje "Zabawie" poczuciem humoru ani sprawnością dramaturgiczną. Jest to skecz, który sztucznie rozrósł się do wymiarów jednoaktówki. Opowiada o nieudanym skoku na ukryty w kasie skarb. Głównym chwytem jest tu podział ról: jeden z bohaterów przez cały czas namawia do skoku drugiego, który się ociąga i wynajduje wciąż nowe powody, by nie brać w nim udziału. Z czasem namowy jednego i wymówki drugiego stają się monotonne, jak ciągnący się dowcip bez puenty (której zresztą łatwo się domyślić).

Ale Krawczuk, Rutkowski i Wierzbicki zrobiliby teatr nawet z książki telefonicznej i mimo dłużyzn "Skarb" daje się oglądać. Występ tej trójki w Powszechnym to najlepszy debiut w tym sezonie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji