Artykuły

Bardzo kiepski Molier

Za recenzencki nietakt uchodzi porównywanie dwóch przedstawień. Niech i tak będzie, popełnimy ten nietakt. Dwa najważniejsze polskie teatry dały premiery tej samej sztuki w krótkim czasie, w tym samym przekładzie. Trudno, porównania same cisną się pod pióro.

"Tartuffe" Moliera. Arcydzieło komedii. Gorzka rozprawa z obłudą, co nie poprzestaje na celebrowaniu samej siebie, lecz gotowa jest do najgorszej zbrodni, a popełnia ją z niezmiennie pobożną miną. Rzecz u nas całkiem na czasie. Nowy przekład tej arcysztuki - dzieło Jerzego Radziwiłowicza. Teatr Narodowy w Warszawie i Narodowy Stary Teatr w Krakowie. W Warszawie w marcu reżyserował Jacques Lassalle, którego pamiętamy z fenomenalnych francuskich interpretacji "Mizantropa" i"Don Juana" pokazywanych gościnnie kilka lat temu w tym samym Narodowym. W Krakowie - reżyser niezapomnianego "Opisu obyczajów" i "Trans-Atlantyku", mistrz ostrej groteski, budziciel sumień narodu - czyli sam dyrektor Starego Mikołaj Grabowski.

Remis? - zapytają Państwo. A tu sprawa nie jest taka prosta.

W Warszawie "Tartuffe" to gorzka tragikomedia o manipulowaniu ludźmi, wyzuwaniu ich ze wszystkiego, co jest im najdroższe, przedstawienie o świecie, w którym zabrakło miejsca na wszelkie złudzenia. Wielkie role Stenki, Radziwiłowicza i Malajkata, nie wspominając już o reszcie zespołu. Wzorzec aktorstwa teatralnego i gry zespołowej. Spektakl o precyzyjnie wycyzelowanym dialogu, w którym każda kwestia charakteryzuje daną postać, nie ma pustych miejsc, jedenastozgłoskowiec Radziwiłowicza z kolokwialnymi wyrażeniami, niepełnymi rymami brzmi absolutnie czysto i organicznie. W pamięci zostaje po tym przedstawieniu kilka scen, w tym ta służąca zdemaskowaniu Tartuffe'a, scena będąca tak naprawdę brutalnym gwałtem na Elmirze, co na scenie nie osuwa się w dosłowność i wulgarność. Przedstawienie wzorzec interpretowania wielkiej literatury. Tak jest w Warszawie.

W Krakowie przekładu Radziwiłowicza słucha się z rosnącym zdumieniem. To, co w Warszawie płynęło wartko ze sceny - w Krakowie brzmi chropawo, zniknęła tamta potoczystość. Czy to wina tłumacza? Nie. Aktorzy w przedstawieniu Grabowskiego mówią swoje kwestie mechanicznie, z tych słów nie składa się dialog. Nikogo nie opisuje, nie charakteryzuje. Słynne miłosne niemal pytanie Orgona: "A Tartuffe?" Krzysztof Globisz wypowiada bez żadnego zaangażowania, bardziej zajęty grepsem polegającym na sypaniu do herbaty dziesiątej łyżeczki cukru. Tak zresztą prowadzona jest cala ta rola, ona się tylko mówi, a za tą deklamacją nie stoi właściwie nic. Nie ma w Orgonie zaślepienia, nie ma przemiany, nie ma tragedii. A Tartuffe? - żeby zapytać Molierem. Ano, mały człowieczek. Zbigniew W. Kaleta nie zdecydował się, czy grać skrajny cynizm, czy niespełnioną miłość do Elmiry. W swej pierwszej scenie jest w niej (chyba) naprawdę zakochany, bo wylewa na widzów ze dwa kubły aktorskiej ekspresji. Potem jest już tylko zdawkowy, czyli tytułowa postać - która powinna przerażać - nagle staje się bytem drugoplanowym. Jedynym prawdziwym człowiekiem na scenie Starego jest komornik Godzić Romana Uliny - z pozoru układny, współczujący, o miłym i ciepłym głosie, mimo wszystko wykonujący swoje zadanie z bezdusznością biurokraty. Jedna epizodyczna rola na całe przedstawienia Po co więc ono powstało?

Być może dla zamanifestowania, że Moliera można grać "na nowocześnie". Specjalnością Starego są przecież od pewnego czasu modne dekonstrukcje, "rewizje", reinterpretacje. Tym razem jest to nowoczesność cokolwiek znoszona. Manifestuje się głównie we współczesnych ubiorach i znanym dobrze niechlujstwie mowy, zacieraniu wiersza, czyli aktorskim działaniu przeciw samym sobie. Znana to prawidłowość - seniorzy radzą sobie z wierszem bardzo dobrze. Do samobójstwa prze młodzież. Smutną palmę pierwszeństwa dzierży Katarzyna Warnke, która jako córka Orgona Marianna przeszłaby zapewne przez ten spektakl niezauważona i nieusłyszana, gdyby nie wykonywany przez nią striptiz, którym Grabowski "ubogacił" swoje przedstawienie. Być może chodziło o zrobienie ze Świętoszka świntuszka, tu jednak trzeba zauważyć, że nikogo to już nie szokuje. Moda na "rozbiórki" w postępowych polskich teatrach minęła jakieś trzy sezony temu i dziś nawet Jacek Poniedziałek w Rozmaitościach chodzi zapięty pod samą szyję. Chwytem na ponowoczesność miała być pewnie oprawa muzyczna składająca się w dużej części z koncertu fortepianowego Mozarta w wersji na użytek hipermarketów, czyli z obowiązkową perkusją. Mozarta wdzięcznie uzupełnia cokolwiek zapomniany Adriano Celentano, cover starego hitu "California Dreamin'" oraz - uwaga! - Arcangelo Corelli Jego muzyka pojawia się w najtragiczniejszym momencie. Nie było by w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nieszczęście zapowiada... początek słynnego "Koncertu na Boże Narodzenie". Autorem tej szczególnej oprawy muzycznej jest sam reżyser.

Znów przypomina się przedstawienie Lassalle'a.

Barokowe motywy muzyczne przeplatają się z minimalistycznymi frazami Jacka Ostaszewskiego. Ta muzyka rozbrzmiewa w oszczędnej, monumentalnej scenografii Doroty Kołodyńskiej, muzyka i dekoracje stanowią absolutną i nierozerwalną całość z przedstawieniem. U Lassalle'a gra się w kostiumie z epoki - i jest to przedstawienie na wskroś nowoczesne. Lassalle czerpie z epoki Moliera, ale nie czerpie bezmyślme, wybiera te elementy, które mają podkreślić interpretację. U Grabowskiego rzecz dzieje się w niby-empirowym saloniku zabierającym nie wiedzieć czemu czwartą część widowni, a dramaty, które się tam rozgrywają, mają wagę serialu "Moda na sukces". "Tartuffe" ze Starego to tak naprawdę niezbyt udany falsyfikat artystycznej nowoczesności.

Gdy pod koniec marca opuszczaliśmy Teatr Narodowy - wiedzieliśmy, że spektakl Lassalle'a trafił na szczególny moment, że to przedstawienie podstawiło lustro pod nos różnym tartuffom, którzy bardzo u nas okrzepli. Przedstawienie Grabowskiego z niczym nie walczy. Jest bytem całkowicie zbędnym. Tylko czemu bilet na zbędny fakt artystyczny kosztuje aż 40 złotych?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji