Artykuły

Wyszła książka Marcina Rychcika o Romanie Wilhelmim

Bardini śmiał się z niego, Hanuszkiewicz nie dawał mu szans w aktorstwie, koledzy mówili o nim: alkoholik... Książka o aktorze Romanie Wilhelmim już za chwilę w księgarniach.

Czy można lubić Wilhelmiego? Grał zwykle odpychające, apodyktyczne, przygnębiające i podejrzane postaci. Pocił się na scenie, gestykulował, nie kontrolował emocji. Przez wiele lat recenzenci wystawiali mu niepochlebne recenzje. Postać Romana Wilhelmiego opętała jednego człowieka, młodego aktora teatru Rampa Marcina Rychcika. To opętanie doprowadziło do napisania książki, którą autor nazywa "biografią zawodową swojego mistrza".

Autor zebrał ogromną liczbę relacji, wspomnień, anegdot, opinii o aktorze i wkomponował je umiejętnie w całość. Z książki wyłania się Roman Wilhelmi od A do Z: niesforny dzieciak, utalentowany aktor, człowiek o wielkiej wrażliwości, szaleniec, pracoholik, samotnik i dusza towarzystwa, idiota i mędrzec, bufon i szczery chłop, depresyjny alkoholik i żywiołowy optymista.

Książki Rychcika nie da się czytać bez emocji: wzruszenia, śmiechu, smutku, złości, żalu. Autorowi udało się stworzyć biografię, która nie jest workiem pełnym dat i suchych faktów z życia bohatera. Rychcik wskrzesił wielkiego komedianta i ocalił od zapomnienia.

Z autorem książki czytelnicy "Metra" będą mogli się spotkać 15 marca w Traffic Clubie (Bracka 25) o godzinie 17. Do księgarń książka trafi już w najbliższą sobotę.

Roman Wilhelmi, ur. się 6 czerwca 1936 r. w Poznaniu, mówiono o nim "żywe srebro" albo "diabeł wcielony". W Poznaniu ukończył średnią szkołę teatralną oraz liceum; w 1954 r. dostał się do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (przeciwko jego przyjęciu protestował tylko jeden z egzaminatorów - Hanuszkiewicz); był fanem Marlona Brando, marzył o Oscarze; miał dwie żony i jednego syna. Wilhelmi należał do aktorów, którzy unikali łatwych interpretacji, jego gra wręcz z ekshibicjonizmem. Przez 30 lat aktor związany był z Teatrem Ateneum, zagrał ponai 150 ról filmowych i teatralnych, np. Nikodema Dyzmę ("Kariera..."), kelnera Roberta Fornalskiego ("Zaklęte rewiry"), stróża Anioła ("Alternatywy 4") i Olgierda Jarosza ("Czterej pancerni i pies"). Odszedł 3 listopada 1991 r. (chorował na raka wątroby), do końca nie wierzył, że umiera.

Barbara Pietkiewicz: - Na scenie ogromnie się pocił. Kiedy grat wielkie sceny teatralne, woda spływała z niego ciurkiem.

Liliana Kęszycka: "- ...lubił kobiety i to bardzo, ale one najzwyczajniej w świecie męczyły go i nudziły (...) Jeśli powiedział do którejś: - cipek to już był komplement.

Matka Wilhelmiego, Stefania: - Gdy zostawał sam... rozrabiał. Nie potrafiłam go ukarać. Patrzył mi głęboko w oczy t z miną skruszonego rozrabiaki, mówił: - Mama, ja już tego nigdy nie zrobię.

Grażyna Barszczewska: - Po premierze "Huśtawki..." przyznał z całą swoją rozbrajającą szczerością, że nie przypuszczał, iż będę aż tak dobra, że będę lepsza od niego! Z mieszaniną zachwytu, zazdrości, uwielbienia i zaskoczenia powiedział mi komplement, jakiego nigdy w życiu od nikogo nie słyszałam: - Grażyna! - ty... ty... chuju!!!

Henryk Łapiński: - Romkowi wiele uchodziło na sucho, miał spontaniczny wdzięk. Kupował tym wszystkich. Gdy komuś dokuczył, to przychodził, obejmował, patrzył w oczy; już miał wybaczone. Uchodziło mu nawet u Śląskiej. Inni na jego miejscu byliby wdeptani w podłogę.

Henryk Talar (o narzekaniu Wilhelmiego przed spektaklem "Ryszard III"): - Ten kurdupel (o reżyserze spektaklu) każe mi przyklejać wąsy, brodę i jeszcze do tego jakieś bokobrody. Ja rozumiem, że aktor musi, ale po ch... mi ta broda, kto Romusia rozpozna?

Danuta Wilhelmi-Machalica (była żona; o pewnym letnim wieczorze, kiedy się mocno upiła): - Resztę nocy spędziłam na przyzbie, mając u boku już nie męża, ale opiekuńczego, doświadczonego brata, przewrażliwionego przyjaciela i znawcę tematu, który przejęty mówił z największą troską: - Rzygaj dziecinko, rzygaj, zaraz ci będzie lepiej.

Tomasz Zygadło: - Romek trudno wpisywał się w pracę zespołową, nie współdziałał, był trudny (...) Któregoś ranka, a było to w roku 1983, wszedłem do teatru i spotkałem go na schodach wiodących na widownię i scenę. Siedział z ciastkiem w dłoni, obok stała zapalona świeczka. Romek sam obchodził swoje 25-lecie pracy w Ateneum.

Wszystkie anegdoty i cytaty pochodzą z książki Marcina Rychcika "Roman Wilhelmi. I tak będę wielki! Rytm 2004.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji