Artykuły

Ballada o Wojciechu Jaruzelskim

Spektakl "Generał" Jarosława Jakubowskiego miał swą premierę przed kilku laty w teatrze IMKA, przeszedł bez echa i to byłoby na tyle. Aż tu w ubiegły poniedziałek w programie ITVP w wieczornym paśmie optymalnej oglądalności ukazała się telewizyjna adaptacja tego przedstawienia, jakby nikt nie zauważył, że utwór jest kiepski, koncept wydumany, dramaturgia mierna, a pomysł na przedstawienie osoby Generała ahistoryczny i nieprzekonywający - pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.

Kreowanie Wojciecha Jaruzelskiego - zwłaszcza w sensie negatywnym - na postać z tragedii antycznej jest przedwczesne, ryzykowne, a przede wszystkim nieuprawnione. Tragedia stanu wojennego zamknęła się liczbą około 40 ofiar i 10 tysięcy internowanych, co trudno zestawić z hekatombą wielu współczesnych ludzkich nieszczęść. Sztuczność konceptu przedstawienia negatywnego bohatera Grudnia'81 oblężonego w swym domu po klęsce w gronie rodziny i wspólników zasiadających do libacji ogranicza narrację i dramaturgię zdarzeń.

Postać Barbary Jaruzelskiej zagrana przez Małgorzatę Maślankę nie ma nic wspólnego z autentyczną generałową. W czasie rozgrywającej się akcji była ona już osobą o wiele starszą, dystyngowaną, zachowującą się z umiarem i powściągliwością, a nie młodą, rozwydrzoną, a nawet nachalnie rozpasaną sekretarzową.

Również córka Monika zagrana przez Natalię Kalitę nawet nie nawiązuje do oryginału. Nie wiem, czy była wegetarianką, mieszkała z kobietą (o tym aż dwukrotnie) i przyjaźniła się z Grzegorzem Przemykiem. Ale wszystko to można sprawdzić, bo właśnie została radną Warszawy, a taka konfrontacja mogłaby dla autora spektaklu być kłopotliwa.

Najbliższe autentycznym postaciom są role Czesława i Floriana zagrane przez Janusza Chabiora i Roberta Wabicha. Poznajemy w nich Kiszczaka i Siwickiego, a więc "czarne charaktery" epoki Jaruzelskiego, nakreślone całą paletą negatywnych słów i gestów, nie mówiąc już o aparycji.

Szkoda, że autor w takiej sytuacji nie mógł znać komentarzy niegdysiejszej królowej polskiej sceny Ireny Eichlerówny, która swym kasandrycznym głosem wieszczyła: "Przecież my żyliśmy wtedy i wiemy, jak było!".

Nie żyła jeszcze wtedy reżyserka tego pandemonium Magdalena Popławska, natomiast żył już Marek Kalita, współreżyser i wykonawca roli tytułowej. Wziął na siebie trudne zadanie. Wcielić się w archetypiczną, powszechnie zapamiętaną i trudną do odtworzenia postać, zarówno w sposobie mówienia, jak i w specyfice sylwetki, to zabieg wymagający nadzwyczajnych aktorskich i mentalnych kwalifikacji. Podołał, ale nie w pełni przekonał.

Tworzenie sylwetek scenicznych znanych z historii kryje szereg pułapek. Jeżeli są to bohaterowie lat dawnych, konstruowanie ich osobowości pozwala na dość dużą dowolność, opartą wszakże na przekazach kronikarskich, literackich, pamiętnikarskich, ikonograficznych, wreszcie na niepisanej, ale zakodowanej w narodzie tradycji. Tak postąpiono z Kazimierzem Wielkim w serialu "Korona królów", gdzie ostatniego Piasta gra kolejno dwóch wykonawców, a ja - przy wielu mankamentach tej produkcji - oczu od ekranu oderwać nie mogę.

Tak więc spektakl o generale Wojciechu Jaruzelskim jest na poły powierzchowną, na poły ambitną próbą podsumowania politycznej klęski tego nieszczęsnego przywódcy. Próbą nieudaną, bo podjętą z powodów historycznych za wcześnie, z powodów emocjonalnych - zbyt tandetnie, a z powodów poznawczych wręcz nieudolnie, jako że o tej postaci wiemy o wiele więcej, niż opowiedział nam autor. Poza tym nie ze wszystkim, co prezentuje spektakl - łącznie z zawartym w nim przesłaniem - można się zgodzić.

Tak więc amatorom przyszłej publicystyki teatralnej na temat niedawnych lub aktualnych polityków sugerowałbym umiar, dystans i pogłębioną refleksję. Natomiast realizatorom i wykonawcom radziłbym rezygnację z deformacji, karykatury i ośmieszania postaci, które żyją lub jeszcze niedawno żyły.

Gdyby autor omawianego wydarzenia Jarosław Jakubowski miał talent do rymowania, niechby stworzył - jeśli nie mógłby inaczej - próbę poematu poetyckiego o Generale. Tymczasem powstała prozaiczna, niepotrzebna ballada o Wojciechu Jaruzelskim, którą nie wiadomo po co państwowa telewizja umieściła na antenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji