Artykuły

Noszę kapelusz, by nie widać było rogów

- W Domu Zarazy zbiera się arystokracja ducha. Promujemy pozytywne działania, pokazujemy dobrych i inteligentnych ludzi, cichych bohaterów, którzy robią coś dla innych. Każdy może tu przyjść i zarazić się kulturą - mówi Danuta Poczman, prezeska Stowarzyszenia "Stara Oliwa" i szefowa Domu Zarazy, w którym siedzibę ma Teatr z Polski 6.

Nikt nigdy nie widział jej bez kapelusza. - Noszę kapelusz, by nie było widać rogów - śmieje się Danuta, prezeska Stowarzyszenia "Stara Oliwa", szefowa oliwskiego Domu Zarazy, spoglądając znacząco na rzeźbę kobiety z ogromnymi rogami, która przyciąga wzrok na wystawie "Charakter-emocja-natura" Klaudii Nachumeniuk.

- Kilka kapeluszy zniszczył mi kot, który lubił się w nich wylegiwać. Nie miałam serca, by mu tego zabronić. Gdy zakończył życie, pochowałam go w ulubionym kapeluszu.

Gwarzymy sobie o kapeluszach i kotach, bo w Domu Zarazy dozwolone są wszystkie tematy z wyjątkiem polityki.

- Rozmowy o polityce nie wychodzą nam na zdrowie. Prowadzą do niesnasek, kłótni, awantur - mówi Danuta Poczman, prezeska Stowarzyszenia "Stara Oliwa". - Mnie nie interesuje, jakie kto ma poglądy, czerwone, białe, zielone czy w kratkę! - Zaprasza wszystkich do Domu Zarazy, by rozmawiać o kulturze. Bo szeroko rozumiana kultura jest tematem znacznie ciekawszym niż polityka. Elity polityczne! - prycha. - Co to za elity? W Domu Zarazy zbiera się arystokracja ducha. Promujemy pozytywne działania, pokazujemy dobrych i inteligentnych ludzi, cichych bohaterów, którzy robią coś dla innych. Każdy może tu przyjść i zarazić się kulturą. Na przykład słuchając koncertu. Występują tu grupy punkowe, reggae, metalowe, czasem można trafić na samego Leszka Możdżera. - W takim przypadku można mówić o gotyku ociekającym jazzem - śmieje się zadowolona z bon-motu. - A jeśli nie spotkasz Leszka, to na pewno jego siostrę Jadwigę, tancerkę i choreografkę.

Dom Zarazy nazywany też Domem Bramnym to dawna główna brama oliwskiego klasztoru cystersów zbudowana z czternastowiecznej cegły gotyckiej. Przejeżdżali przez tę bramę polscy królowie, choćby Jan Kazimierz, który trzeciego maja 1660 roku podpisał w opactwie cystersów pokój ze Szwecją. Pokój oliwski zakończył ich najazd zwany "potopem", ale Szwedzi narabowali tyle dzieł sztuki, że Polska do tej pory nie może się ich doliczyć.

A nazwa Dom Zarazy powstała w XVIII wieku, kiedy podczas szalejącej epidemii tyfusu zachorowało kilku zakonników i w bramie urządzono miejsce kwarantanny.

W 1945 roku budynek częściowo spłonął, po odbudowie przez jakiś czas mieściły się w nim biura. Obecnie znajdują się tam mieszkania oraz siedziba Stowarzyszenia "Stara Oliwa".

Siedziba - to brzmi dumnie, ale chyba tylko sama Danuta Poczman wie, ile kosztowało to pieniędzy i pracy. Ją i najstarszych członków stowarzyszenia, którzy własnymi rękami remontowali zrujnowane pomieszczenia.

- Czy to prawda, że na Dom Zarazy przeznaczyła pani wygrany na giełdzie milion złotych? - indaguję, a ona potwierdza, uśmiechając się tajemniczo.

Gra na giełdzie wciągnęła ją w latach dziewięćdziesiątych. Jeszcze dziś pamięta ten dreszcz emocji.

- Miałam kilka celnych strzałów i zarobiłam kupę kasiory! - opowiada.

Mogła te pieniądze przeznaczyć na przykład na podróże, co podpowiadali jej przyjaciele, ale założyła Stowarzyszenie "Stara Oliwa" i zajęła się nim z wielkim zaangażowaniem. Zaprosiła do współpracy architektów i artystów, bo chciała ocalić od zapomnienia oliwskie zabytki i dzieła sztuki. Było naturalne, że się tymi tematami interesowała bo sama jest architektem. Dom Zarazy użyczyły stowarzyszeniu władze Gdańska w 2002 roku. Potem dorzuciły pieniędzy. Była szczęśliwa.

Rozmawiamy w sali, w której niegdyś była cysterska kaplica pod wezwaniem św. Bernarda. Dziś można tu posłuchać poezji najwyższego lotu, którą prezentują aktorzy Krystyna Łubieńska i Ryszard Jaśniewicz.

- Jaśniewicz to po prostu fenomen - cieszy się pani prezes. - Zasłużył na tytuł olivianina honoris causa. Jaśniewicz (aktor, twórca Teatru z Polski 6) recytuje w Domu Zarazy od jedenastu lat i nadal nie brak mu fanów. Stworzył całą szkołę recytatorską i raz w miesiącu pozwala chętnym na przedstawienie swojej interpretacji wiersza. Stale znajdują się chętni do udziału w poetyckich warsztatach.

- Pamięta pani wyreżyserowaną przez niego "Antygonę" Sofoklesa?

- Wspaniałe przedstawienie! Kreona grał inżynier ze stoczni... przypominam sobie.

- A w Antygonę wcieliła się bibliotekarka. Jaśniewicz potrafi wziąć na warsztat Sofoklesa czy Gałczyńskiego ("Teatrzyk Zielona Gęś" bił rekordy popularności) pomieszać, dodać swoich przypraw i wychodzi z tego interesujący monodram. Może zabrać się za Diderota, choćby za "Kubusia fatalistę i jego pana". Recenzentka "Dziennika Bałtyckiego" Grażyna Antoniewicz pisała:

"Jaśniewicz stworzył teatr z tego, co znalazł na scenie. Sznurek, kij od miotły, taboret i... koń jak żywy. Szablę - więc ruszamy do boju! Chyba że pada deszcz, wtedy zostajemy, sączymy winko i snujemy opowieści".

W ciągu ostatnich dziesięciu lat aktor w Domu Zarazy, premierowo, wystawił 13 monodramów. Grał na wielkich scenach, w Teatrze Polskim we Wrocławiu, w Teatrze Wybrzeże, nawet w Theatre Les Dechargeurs w Paryżu, ale to maleńką scenę w Domu Zarazy ukochał ponad życie. Drugiej takiej nie ma, tak uważa.

Gdy w 2004 roku Oliwa wraz z całą Polską weszła do Unii Europejskiej, Danuta Poczman zorganizowała pierwszą EuroOliwiadę czyli cykl imprez (wystawy, debaty, spacery, spotkania) uświetniających to wiekopomne wydarzenie. Powstał wtedy zbiorowy portret oliwian przed katedrą. W tłumie można odnaleźć także najbardziej znanego w Polsce i świecie olivianina Lecha Wałęsę. Jego syn Jarosław pojawił się w Domu Zarazy dopiero w 2018 roku podczas kampanii wyborczej do samorządu. I dobrze, że przyszedł: dowiedział się, co się tu dzieje! Niewykluczone, że jeszcze go kiedyś zobaczymy. Opowie nam o Unii Europejskiej, bo EuroOliwiady są coraz bardziej potrzebne.

Snujemy z panią Danutą opowieść o premierach książek, które się tu odbywają, więc oczywiście pojawiają się nazwiska Pawła Huellego, który czytał tu fragmenty swojej ostatniej książki "Śpiewaj ogrody", której akcja dzieje się przy ulicy Polanki, nieopodal Domu Zarazy. Opisał w niej też schadzkę Rainera Marii Rilkego z Lou Andreas Salome w Parku Oliwskim, o dwa kroki stąd!

Lubią do Zarazy wpadać także Krystyna i Stefan Chwinowie.

- Niezwykła kobieta, nietuzinkowa - ocenia Danutę Poczman Krystyna Chwin. - Chce sprawić, by ludzie przekraczali swoje niemożności, by interesowali się czymś więcej, nie tylko zmagali się z codzienną egzystencją. Aby coś razem budowali.

Ostatnio Chwinowie czytali w Domu Zarazy swoje utwory. On - fragmenty świeżo wydanych zabawnych i ironicznych "Opowiadań dla Krystyny", ona - swoje pełne uczucia wiersze, które pisała dla niego. "Grzeje nas miłość/ jak kaflowy piec"... - pani Poczman otwiera tomik "Proste wiersze o szczęściu" Krystyny Lars (pseudonim literacki Chwinowej). I dalej: "Czekam więc jestem/szczęśliwa/bo mam na kogo czekać/ Krzyczę więc jestem szczęśliwa/bo mam na kogo krzyczeć"...

- Zachwycają mnie jej wiersze - wyznaje Danuta - mogłabym je czytać bez końca.

Skoro weszłyśmy w sferę uczuć, opowiada mi o swoim mężu, nieżyjącym już Jerzym Poczmanie. Młoda architektka Danusia Rolke wybrała się do Warszawy po buty, bo jak wiadomo w PRL prawdziwe szpilki można było dostać tylko u prywaciarzy przy ulicy Chmielnej. Jechała z ówczesnym narzeczonym. W pociągu narzeczony spotkał znajomego, właśnie Jurka Poczmana. Zdobyła szpilki, porzuciła narzeczonego, nie skończyła tomu "W cieniu zakwitających dziewcząt" Prousta, który właśnie czytała. Wyszła za mąż za Poczmana, kapitana żeglugi wielkiej, z którym zwiedziła niemal cały świat.

No i zdarła te szpilki kupione u prywaciarza przy Chmielnej. Gdy urodziła Ewę, przestała pływać. Zajęła się dzieckiem i architekturą. Ewa Lewicka została kardiologiem, cenioną specjalistką, nominację profesorską otrzymała z rąk prezydenta Dudy.

- Najbardziej w życiu udała mi się córka - konstatuje z matczyną dumą pani Poczman.

Wspominamy wydarzenie pod nazwą "Kobiety sukcesu". Za sprawą Danuty wielkie fotosy pań, które osiągnęły w życiu sukces, zawisły na płocie oliwskiego parku. Nie wszystkim się spodobały, kilka portretów zniszczył jakiś mizogin.

- Danusia jest trochę szalona - ocenia Krystyna Łubieńska. - Oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa, bo mamy do czynienia z osobą nieszablonową. Łączy ludzi, pozwala im rozwijać skrzydła i wzbić się w górę. Nie wszyscy to doceniają, czasem spotykają ją przykrości. Ludzie, którzy się wybijają ponad przeciętność, nie mają łatwego życia...

Bożena Kisiel, prezeska oddziału pomorskiego Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej, opowiada mi o spotkaniach wilnian w Domu Zarazy. Zawsze jest dobra atmosfera, wykłady, śpiewy, debaty, wystawy, wspomnienia. Czasem pojawiają się wileńskie potrawy, a przynajmniej razowiec ze słoniną i kwas chlebowy do popicia. Pani Poczman nigdy nie odmawia gościny, trochę krępujące jest to, że nie bierze pieniędzy za wynajem sali, a przecież wiadomo, że nic nie jest za darmo...

- Podoba mi się jej międzypokoleniowe myślenie, które także mnie nie jest obce. Chcę rozpocząć akcję 3T, czyli Transgeneracyjna Transmsja Tradycji. Danuta Poczman nazywa to krótko i dowcipnie: Juwenalia i Piernikalia.

Nie wszyscy lubią chleb ze słoniną. Na przykład weganie, którzy także miewają tu swoje spotkania. W grudniu zorganizowali Wigilię Bożego Narodzenia. Bigos wegański smakował nadzwyczajnie, także ciasto marchewkowe i pierniczki były pyszne.

- Proszę spróbować naszego chlebka naan - ciągnie nas do stołu młody człowiek. Jest członkiem AIESEC, jednej z największych międzynarodowych organizacji studenckich. Wolontariusze z różnych krajów, którzy przyjechali do Gdańska, by uczyć swoich języków polskich nastolatków, spotykają się w Domu Zarazy. Zapoznają gdańskich kolegów ze swoją kulturą, by w ten sposób zabić w nich strach przed innymi.

- Stara Oliwa na świat wypływa - cieszy się pani Danuta.

Ryszard Jaśniewicz po swojemu portretuje prezeskę Starej Oliwy: - Hołduje idei, by niemożliwe stało się możliwe. I potrafi dokonać cudów, zrobić coś z niczego. Jak mało kto, umie pozyskać ludzi do swoich szalonych pomysłów, wzbudzić w nich entuzjazm. Sama jest jak gejzer! Często kłócimy się, żadne nie odpuszcza, ale po tych burzach powstają rzeczy wyjątkowe. Potrafi walczyć i nie spocznie w walce. Charakterna, nieugięta, konsekwentna, niezniszczalna. Silna, a jednocześnie krucha i wrażliwa, twórcza i serdeczna. Kto inny mógłby stworzyć Dom Zarazy?!

- Sama nie wiem, skąd we mnie, kurczę, tyle siły! - zastanawia się Danuta Poczman.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji