Artykuły

Spektakl bez powodu

"Strefa działań wojennych" w reż. Natalii Korczakowskiej w TR Warszawa. Pisze Marcin Kościelniak w Tygodniku Powszechnym.

Czwarta odsłona TR/PL: trwa eksperyment, co z wizytówką?

"Strefa działań wojennych" jest kolejną, ostatnią w tym sezonie premierą w ramach TR/PL. To spektakl ambitny i ryzykowny, poszukujący oryginalnego języka teatralnego. Poszukujący, niestety, bezskutecznie.

Dramat Michała Bajera to rozpisany na trzy głosy dialog pozbawiony linearnej fabuły, chronologii, pełnowymiarowych bohaterów. Nawet nie dialog, ale trzy niezależne monologi, które przeplatają się ze sobą i tylko miejscami zazębiają w krótkie rozmowy. Z rozsypanych, niedokończonych, często urwanych w połowie zdań możemy wyłowić zarys poszczególnych wydarzeń, odszyfrować zależności łączące bohaterów - jednak rezultat będzie tylko fragmentaryczny. W dramat Bajera nie wpisana jest bowiem żadna konkretna, zamknięta historia. To mozaika złożona z okruchów codzienności, przypominająca trochę niektóre "metacodzienne" dramaty Helmuta Kajzara. Rwana, pozornie bezładna struktura dramatu odzwierciedla sposób percepcji bohaterów, ich bezradne poszukiwanie własnego miejsca w labiryncie trywialnych wydarzeń, którego nie sposób scalić ani ogarnąć.

Bajer wybrał formę interesującą i trudną, choć - mam wrażenie - nie do końca zgodną z jego literackim temperamentem. Siłą jego poprzednich utworów ("Verklärte Nacht", "Zjedz serce wroga") były wyraziste dialogi, dowcipne i błyskotliwie napisane. Bliższa tradycyjnej forma dramaturgiczna świetnie "leży" Bajerowi, który nieco gorzej sprawdził się jako autor lirycznych monologów. Wartością dramatu jest brak tendencyjności, wrażliwość na błahe, zupełnie niewidowiskowe aspekty życia, które składają się na naszą codzienność, prywatne pole walki.

Natalia Korczakowska zainscenizowała "Strefę" tak, by niczego w niej nie dopowiadać ani nie domykać. Na scenie znajduje się kilka sprzętów: umywalka, toaleta, rycerska zbroja, poza tym parę drobiazgów: puszki, gazety, plastikowe figurki porozrzucane po kątach. Całość rozmieszczona została na wyrysowanym na podłodze planie mieszkania: jedno duże pomieszczenie w środku i wyznaczony przez biały pas korytarz poprowadzony wzdłuż ścian. Umowna przestrzeń nie imituje żadnej realistycznej scenerii. Reżyser nie buduje sytuacyjnego kontekstu, w którym poszczególne wydarzenia znalazłyby swoje miejsce, nie szuka też psychologicznych motywacji dla zachowań bohaterów. Inscenizacja daje się więc odszyfrować i uporządkować wyłącznie na planie teatralnej gry.

Problem w tym, że jest to gra pozbawiona konsekwencji i wyraźnego, obejmującego całość pomysłu. Budowana w pierwszych minutach atmosfera dziwności ? la David Lynch ustępuje miejsca sytuacjom o zacięciu groteskowym, całość zaś kończy się sceną zwyczajnej, niemal rodzajowej pogadanki na kanapie (z początkowej dziwności w finale zostaje tylko zbroja, w którą ubrany jest jeden z bohaterów). Spektakl rozpada się na pojedyncze epizody, które "załatwia się" w różny, za każdym razem inny i - co najważniejsze - zgoła przypadkowy i dowolny sposób. Reżyserka nie potrafiła ich uporządkować, uzasadnić, zgłębić, zrytmizować; nie tworzą układu napięć, który poprowadziłby widza przez spektakl. Poza tym dużo jest tu scen niedbale ogranych, ledwie zamarkowanych, na które zupełnie brakło pomysłu.

Wydaje się, że Korczakowska postąpiłaby słuszniej, gdyby spróbowała znaleźć dla dramatu Bajera konkretny, realistyczny punkt odniesienia. Zarysowane w tekście szczątkowe relacje między bohaterami można by rozwinąć w interesującą grę zależności. To tylko jedna z możliwości, częściowo zresztą podjęta. W ostatniej scenie na chwilę tworzy się ciepła, rodzinna zażyłość, która w perspektywie rozkrzyczanej, pełnej wybuchów całości spektaklu zyskuje charakter ukojenia, pogodzenia. Tyle że następuje to - znowu - dosyć przypadkowo. Aktorzy budują postaci wyraziste, a jednak zupełnie osobne; jedyne, co da się wydobyć z ich wspólnego bytowania na scenie, to garść emocji - trudniej powiedzieć, przez co wyzwalanych. Spektakl kończy się nagle i bez powodu.

***

"Strefa działań wojennych" to czwarta i ostatnia w tym sezonie premiera zrealizowana w ramach TR/PL. Projekt będzie kontynuowany w przyszłym roku, więc nie pora jeszcze na podsumowania i weryfikację postawionych przez pomysłodawców założeń. Choć już teraz można zaryzykować kilka stwierdzeń. Z pewnością na uznanie zasługuje dobór prezentowanych tekstów - nie dlatego, żeby były dobre (były gorsze i lepsze), ale dlatego, że bardzo różnorodne. Szczęśliwie, wpisane w nazwę projektu "PL" nie oznaczało wyłącznie dramatów otwarcie zaangażowanych politycznie i społecznie, ale także takie, w których polski kontekst jest ledwie zarysowany. Dotychczasowe realizacje są nierówne, ale, zgodnie z obietnicą, "poszukujące" - próbują różnych form teatralnych i dramaturgicznych. Choć nie są to próby tak radykalne i bezkompromisowe, jak sugeruje batalistyczny język promujący przedsięwzięcie.

Ceną, jaką płaci się za status eksperymentu, jest fakt, że przedstawienia powstałe w ramach TR/PL są do pewnego stopnia warsztatowe, niepełnowartościowe. To oczywiste. Tyle że nie jest to projekt poboczny, studyjny, ale jedyne źródło repertuaru warszawskiego teatru. Jako eksperyment

TR/PL jest z pewnością ciekawy i godny uwagi - jako wizytówka jednej z najważniejszych scen w Polsce już niekoniecznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji