Artykuły

Pytanie o Fortynbrasa

Każda inscenizacja "Hamleta" jest wydarzeniem. Inscenizacja telewizyjna to wydarzenie do N-tej potęgi. N-tej, to znaczy niewiadomej, bo nie wiemy dokładnie, ile osób zasiada przed włączonym telewizorem - jedna? pięć? jeszcze więcej?, a co ważniejsze, nie wiemy, Jakie były ich reakcje, co ze spektaklu odbierały, jaki ślad po nim zachowały w psychice.

Z małej, prywatnej "sondy" jaką przeprowadziłam, wynikałoby, że "Hamlet" w reżyserii Jana Englerta podzielił telewizyjną widownię: jednym się podobał, innych - znudził. Z tym że bardziej chyba podobał się kobietom niż mężczyznom. Czy dlatego, że jesteśmy mniej krytyczne, łatwiej też ulegamy emocjom? Czy innej jeszcze, równie prostej przyczyny: tej mianowicie, że odtwórca roli tytułowej Jan Frycz, należy do niewielu "gwiazdorów" młodszego i najmłodszego pokolenia, dysponujących klasycznymi warunkami amanta: wysoki, zgrabny, o regularnych rysach i wyrazistych oczach? A to się jednak liczy. Tak, jak się liczy, że Ewa Domańska - Ofelia, to wiotkie dziewczę, a nie grenadier płci żeńskiej, do którego to typu należy znakomita większość lansowanych ostatnimi laty primadonn sceny i ekranu. A że Domańska podobna jest do Starosteckiej? Mnie to nie przeszkadza, zwłaszcza że Starosteckiej nie było dane zagrać Ofelii, tylko "trędowatą" i w tej roli podbić rzesze widzów chińskich. Więc może i "Hamleta" z taką Ofelią uda się nam wyeksportować?...

Ale, mówiąc serio, "Hamleta" obejrzałam istotnie z zainteresowaniem i uważam, że to spektakl wart odnotowania, a co więcej - zastanowienia.

Jan Englert, znakomity aktor, występujący w roli reżysera, dał przedstawienie aktorskie, któremu zabrakło finezji wizualnych, jakie znajdujemy w telewidowiskach, tworzonych np. przez Szlachtycza czy Adamika. Za to akcja była wartka (przynajmniej w moim odczuciu), zaś obsada ciekawa w tym sensie, że zasadnicze przesłanie wynika właśnie z doboru aktorów, a co za tym idzie - z charakteru postaci, z zachodzących między nimi relacji.

A więc przede wszystkim kim nie jest, a kim jest "syn Danii" w wykonaniu Jana Frycza? Nie jest: intelektualistą, neurotykiem, kabotynem, wariatem, sadystą i nie ma (tak często przypisywanego tej postaci) kompleksu Edypa, to znaczy nie żywi kazirodczej miłości do własnej matki. Jest zwyczajnym, młodym człowiekiem, zakochanym pierwszą liryczną miłością, a równocześnie przywiązanym do obojga rodziców i takim dosyć prostodusznym chłopakiem, któremu nagle ziemia usuwa się spod nóg. Tale, Jak Ofelia Domańskiej to młodziutka, krucha dziewczyna, naiwna, zakochana, początkowo utną i szczęśliwa, a potem złamana przez los. Tym losem w dużej mierze jest jej własny ojciec.

Bo w tym spektaklu rola pierwszoplanowa przypada właśnie Poloniuszowi. Jest to wybitna kreacja Mieczysława Voita, który gra dworaka spod znaku Makiawela (autor "Księcia", jak mu ostatnio wypomniał pewien francuski historyk, też był dworakiem). Dworaka, to znaczy cynicznego lizusa, szpicla (szpieguje nawet własnego syna) i donosiciela. Tacy ludzie są nieszczęściem i własnych dzieci, i - przede wszystkim - władców, których oplątują. Oplątanym władcą wydaje mi się król Klaudiusz Tadeusza Huka: człowiek nie do końca znieprawiony, w którym jednak przemożna żądza władzy, podsycana przez dworackie otoczenie - bierze górę nad skrupułami. Klaudiusz nie pożąda bratowej - namawia ją na małżeństwo, by z jej ręką przejąć tron, należny bratankowi. Przyznam się, że Gertruda Ewy Dałkowskiej zrazu nieco mnie zdetonowała, ale po namyśle doszłam do wniosku, że to ciekawy pomysł obsadowy: ta Gertruda nie jest stworzona ani na królową typu Bony, ani na wielką miłośnicę w stylu Fedry, nieprzytomnie zadurzoną w młodym, przystojnym szwagrze. To po prostu kobiecina, która daje się; manipulować. Klaudiusz, otruwszy brata, prawdopodobnie przekonał bratową, że ich związek zapobieże czy to wojnie domowej, czy - przede wszystkim - wojnie z Norwegią, która wszak wisi w powietrzu.

I tu zaczyna się sprawa najważniejsza - sprawa Fortynbrasa. U Szekspira sytuacja jest taka, że Danię i Norwegię dzieli tradycyjna wrogość. Stary Hamlet-ojciec walczył ze starym Fortynbrasem; ich synowie z natury rzeczy (i praw honoru...) byliby skazani na kontynuowanie tych rodowych waśni.

Wskutek takiego nie innego przebiegu wydarzeń (koniec dynastii Hamletów) na placu boju pozostanie jedyny kandydat do władzy - młody Fortynbras, tak, że walka dwu krajów może zakończyć się unią personalną.

Kim jest młody Fortynbras?

W spektaklu ukazano go nam jako jednoznaczny czarny charakter, czyniąc to wbrew tekstowi Szekspira, który jest wieloznaczny. Hamlet, konając, "daje głos za Fortynbrasem'', a Fortynbras rozpoczyna panowanie apoteozą Hamleta:

"Niech czterech dowódców

Złoży Hamleta jako bohatera

Na wywyższeniu, niewątpliwie bowiem

Byłby był wzorem królów się okazał

Dożywszy berła..."

Od interpretacji finału, od charakteru jaki przypisuje się młodemu Fortynbrasowi, rówieśnikowi Hamleta, zależy cały sens sztuki, którą można traktować bądź jako dramat absurdu, bądź jako tragedię, to znaczy utwór, w którym cierpienie zostaje zwaloryzowane jako czynnik rozwoju moralnego w skali historycznej. Wszystkie największe tragedie Szekspira można - i moim zdaniem należy - czytać w tym duchu. Ale to jest kwestia punktu widzenia, przede wszystkim Intuicji oraz doświadczeń osobistych interpretatora. Odnoszę wrażenie, jak gdyby Jan Englert uległ tu wpływowi interpretacji absurdalnej, lansowanej swego czasu przez Jana Kotta, czy może naciskowi nastrojów (Środowiskowych. Ale w tym właśnie punkcie zawiódł go (a może właśnie - nie zawiódł?) instynkt aktorski: przecież Machalica-junior wielokrotnie sprawdził się w rolach ludzi arcyprzyzwoitych i ani rusz nie uwierzę, aby w tym zacnym chłopcu był materiał na ponurego dzierżymordę. Zwłaszcza że obok ofiar niewinnych w hekatombie padli wszyscy, starsi i młodsi, dworacy-lizusi, zaś doradcą nowego władcy z natury rzeczy zostanie hamletowy przyjaciel, Horacy, tu - Adam Ferency, specjalista od postaci "pozytywnych", co w sercu, to na dłoni.

Więc na przekór nieprzekonującemu finałowi obejrzeliśmy chyba jednak tragedię w wyżej wyjaśnionym sensie tego słowa.

Tragedię, a więc utwór, którego braknie w naszym ojczystym repertuarze, zdominowanymi przez dramaty, melodramaty i - przede wszystkim - przez komedie: Fredro, Zapolska, Witkacy, Mrożek. A chyba jednak jest w nas tęsknota za tragedią, to znaczy za Szekspirem w jego pełnym, nie "zabsurdyzowanym" wydaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji