Artykuły

Poczet aktorów krakowskich: Krzysztof Jędrysek

Ma w swym dorobku ponad 170 ról teatralnych, 200 filmowych i telewizyjnych, a także 80 choreografii do spektakli. - Te liczby uświadomione mi przez panią zagrażają mojemu ciśnieniu - żartuje KRZYSZTOF JĘDRYSEK, aktor Teatru im. Słowackiego nieprzerwanie od 1975 roku.

A dodać jeszcze należy pracę pedagogiczną w krakowskiej PWST, w której jest profesorem, a był dziekanem Wydziału Aktorskiego.

- Nie miałem w rodzinie żadnych tradycji teatralnych, choć kto wie, czy wujek, będący aktorem w warszawskim teatrze lalkowym, w chwili gdy trzymał mnie do chrztu, nie naznaczył mnie tym zawodem. A wszystko zaczęło się dość banalnie: pierwszy wiersz powiedziany w szkole i zaskoczona rezultatem nauczycielka, która zasugerowała mi szkolę teatralną. Za tym sygnałem poszły kolejne konkursy recytatorskie, będące wówczas przepustką w dorosłe życie aktorskie. Od tego momentu zaczęła się moja mozolna droga ku zawodowi. Mozolna, bo do krakowskiej PWST dostałem się dopiero za trzecim razem - wcześniej brakowało miejsc. Przez trzy lata uciekałem przed wojskiem, wykonywałem różne prace, nawet górnika w kopalni. Kiedy szczęśliwie otrzymałem indeks, w tajniki aktorstwa wprowadzali mnie m.in. Halina Gryglaszewska, Irena Babel, Halina Zaczyk i Edward Dobrzański, "żelazny dziekan", jak go nazywaliśmy. Wiele im zawdzięczam: od nauki alfabetu aktorskiego po umiejętność budowania aktorskiej indywidualności.

Po ukończeniu z wyróżnieniem szkoły teatralnej - otrzymał nagrodę prezydenta - aktor "zdezerterował" do Płocka, mimo że miał propozycję angażu do "Słowackiego". Jak twierdzi, bał się nieznajomości krakowskich układów, a tamtejszy teatr rozbudzał wielkie nadzieje. - Wytrzymałem zaledwie kilka miesięcy i, skruszony, wróciłem do Canossy, czyli do "Słowackiego". Od razu podjąłem zastępstwo w "Lilii Wenedzie" w reżyserii Krystyny Skuszanki, spektaklu granym 370 razy.

Ale prawdziwym wielkim debiutem aktora na krakowskiej scenie była rola Henryka w nagrodzonym "Ślubie" Gombrowicza, także w inscenizacji Skuszanki. A potem poszedł jak burza. Praktycznie nie schodził ze sceny, wchodząc z obsady w obsadę. Był m.in. Proklusem i Michałem Archaniołem w "Historyi o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim" w reżyserii Kazimierza Dejmka, Księdzem Michotem w "Dziewięćdziesiątym trzecim" Przybyszewskiej, Nieznajomym w "Mazepie", Klaudiuszem w "Hamlecie", Edkiem w "Tangu", Szarikowem w "Psim sercu" Bułhakowa, Wielkim Księciem w "Nocy listopadowej", Kalibanem w "Burzy" czy Karmazynem w "Wyzwoleniu". Jak sam przyznaje, wychowywany był z jednej strony na teatrze realistycznym, z drugiej zaś na mistycznym, pozwalającym aktorowi dotknąć owej tajemnicy w budowaniu postaci i sięganiu w głąb człowieka. Aktorowi pomagały spotkania z Jerzym Grotowskim i fascynacja jego teatrem. - Ale zawsze też lubiłem, i nadal lubię, pracę nad rolami charakterystycznymi, wymagającymi poczucia formy. Być może dlatego, że od lat jestem belfrem w szkole teatralnej, gdzie uczę studentów ruchu scenicznego i pantomimy. Ważnym doświadczeniem było też przygotowywanie choreografii do wielu spektakli, a miałem szczęście współpracować m.in. z takim mistrzem, jak Jerzy Jarocki przy "Ślubie" Gombrowicza.

W życiu niemal każdego aktora istnieją istotne momenty, owe słupy milowe wyznaczające kolejne etapy pracy twórczej. Krzysztof Jędrysek także doświadczył na swej drodze spotkań z reżyserami, którzy kształtowali jego aktorską osobowość. - Niewątpliwie byli nimi m.in. Krystyna Skuszanka i Jerzy Krasowski. Praca z panem Jerzym przy "Dekłaracji 76", w której za rolę Panea otrzymałem nagrodę prezydenta Sianów Zjednoczonych, była dla mnie wielkim wyzwaniem. Rysowanie postaci ostrą kreską przy niemal filmowym montażu spektaklu stanowiło nową jakość w mojej pracy nad rolą. Z kolei w "Mieszczanach" reżyserowanych przez znakomitą Irinę Mołostową spotkałem się z modelem teatru rosyjskiego, poststanisławowskiego. Trudno też nie wspomnieć o pracy z Rudkiem Zioło przy "Psim sercu" Bułhakowa wystawionym w stanie wojennym i dość szybko zdjętym przez ambasadę radziecką. Wraz z Rudkiem i Jankiem Peszkiem, z którym graliśmy główne postaci, byliśmy wówczas młodzi i ciekawi w poszukiwaniu nowych form artystycznego wyrazu.

Doprawdy nie sposób wspomnieć nawet o najważniejszych etapach w moim dochodzeniu do istoty aktorstwa. Ale chciałbym nawiązać do niezwykle ważnej dla mnie Sceny Format, która w tamtych latach istniała w Krakowie. Tam przygotowywaliśmy spektakle oparte o współczesne teksty zachodnich autorów, które wymagały od nas zupełnie innego, nowoczesnego aktorstwa. Zrealizowaliśmy też "Cesarza" wg książki Kapuścińskiego, który bardzo cenił to przedstawienie. Z kolei za rolę w "Wyspie" Fugarda otrzymałem nagrodę aktorską na Festiwalu Małych Form w Szczecinie. "Format" stał się również wspaniałą szkołą monodramu, którego mistrzem był "Bułeczka" Kopczewski. Jednak przyznam się pani, że kiedy patrzę z perspektywy lat na moją pracę i ogrom różnorodnych ról, które zagrałem, to mimo wszystko zastanawiam się nieraz, czy aby na pewno robię w życiu to, co powinienem. Takie pytania wciąż wracają, choć nie tak często jak w młodości i bez względu na zdarzające się sukcesy. Przeżyłem też trudne chwile i różne teatralne zawirowania. Kiedy z zupełnie nieznanych mi powodów zostałem w trakcie prób odsunięty od pracy nad główną rolą - przypłaciłem to poważną chorobą."Rehabilitacja zajęła mi trzy lata. Ale pracy w teatrze nie przerwałem. Pan Krzysztof "zaliczył" w swej karierze dziesięciu dyrektorów. I jak to często w życiu bywa, nie wszyscy spełniali jego artystyczne oczekiwania. Może dlatego, że jest wymagający przede wszystkim wobec siebie, ale także wobec innych. Często krytycznie ocenia swoje dokonania i nie daje się łatwo zwieść pochlebstwom. Przyznaje, że przez wiele lat, przy pomocy Haliny Gryglaszewskiej, wyzbywał się w pracy nad rolą nadmiernej samokontroli, która niejednokrotnie nie pozwala do końca otworzyć się na kreowaną postać. - Pomagają w tym partnerzy w teatrze, ale i obserwacja mijanego człowieka na ulicy, próba znalezienia w nim głębi, rozterek, tych różnych pokładów dobra i zła, które mamy w sobie. Choć mówiąc o tym, nie chcę mistyfikować miejsca, jakim jest teatr. Zawsze miałem pewien dystans do środowiska, w którym pracowałem. Mimo że przez pierwsze młodzieńcze lata byłem bez reszty oddany teatrowi, to jednak z czasem doceniłem, iż rodzina zajmuje w moim życiu niezwykle istotne miejsce. To ona ustawia hierarchię wartości. A w pracy potrafiłem narzucić sobie reżim. Przez wiele lat, i teraz to się zdarza, przychodziłem do teatru o ósmej rano, by spotkać się sam ze sobą i postacią, nad którą pracowałem. Pamiętam, jak próbując Henryka w "Ślubie", wchodziłem w środku nocy na scenę, portier zapalał mi niewielkie światło, a ja ćwicząc monologi patrzyłem, wraz z teatralnymi duchami, na pustą widownię. To było niezwykłe przeżycie. Wtedy mieszkałem blisko "Słowackiego", w sąsiedztwie starszego aktora, pana Klimczaka, który był człowiekiem biesiadnym, wprowadzał mnie w arkana teatru i w życie towarzyskie. Uczyłem się od niego teatralnej kuchni, szacunku do starszych kolegów i szczególnego umiłowania sceny. Można powiedzieć, że czerpałem z najlepszych wzorców. A jednym z nich był niezapomniany, legendarny profesor Eugeniusz Fulde. Kiedy dość szybko, jako początkujący pedagog, rozpocząłem pracę w PWST - byłem jego asystentem. To on mnie naznaczył swoim następcą. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy wrócił po chorobie ze szpitala. Zaprosił mnie do swojego mieszkania na ulicę Szeroką. Z radości, że wreszcie jest w domu, popijaliśmy przez całą noc. Był w dobrej formie i do głowy mi wtedy nie przyszło, iż za dwa tygodnie nie będzie już żył. I takich momentów doświadczałem.

Obecnie Krzysztofa Jędryska można oglądać w Teatrze im. J. Słowackiego m.in. jako Liebiediewa w "Idiocie", Doktora w "Dziadach", Jajecznicę w "Ożenku" czy Szywarowa w "Bułhakowie" Wojtyszki, za którą to rolę otrzymał nagrodę aktorską na Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Jest także w próbach "Pułapki" Różewicza. - Z Krzysiem Babickim, reżyserem spektaklu, spotkaliśmy się przed laty przy "Hiobie ". To był piękny w swej prostocie i niezwykłej atmosferze spektakl, ze znakomitym Jurkiem Nowakiem w roli tytułowej. A mnie przyszło wtedy zagrać - mój Boże - Pana Boga.

O dziesiątkach ról zagranych przez pana Krzysztofa w filmach i Teatrze Telewizji, m.in. u Macieja Wojtyszki, Kazimierza Kutza, Barbary Sass, Macieja Dejczera nie sposób opowiedzieć w kilku zdaniach. Jedno jest pewne: były dla aktora wspaniałym doświadczeniem i przygodą, bo lubi kamerę i jej wnikliwe oko sięgające w głąb człowieka. Z dużym sentymentem wspomina wstrząsający film Barbary Sass "W klatce" opowiadający o przemianach ludzi w czasach transformacji. Żałuje jedynie, że choć obraz nagrodzony był na festiwalu w Stanach Zjednoczonych, to w Polsce nie jest znany szerokiej publiczności.

- Jednym z ciekawszych moich doświadczeń była praca w niemieckim filmie. W czasach głębokiego socjalizmu dostałem z ówczesnego NRD propozycję zagrania dużej roli. Sytuację miałem komfortową, bo każdorazowo opłacano mi samolot do Krakowa, gdzie przecież grałem przedstawienia. Za dzień zdjęciowy dostawałem 900 marek - gigantyczne wówczas pieniądze. Wtedy poczułem, co to znaczy mieć zachodnie honorarium we wschodnich Niemczech.

Nie tak dawno wielką przygodą dla Krzysztofa Jędryska była współpraca z Aleksandrem Fabisiakiem nad spektaklem "Korczak" realizowanym w Japonii i z japońskimi aktorami. - Tamtejszy kult dziecka sprawił, że Japończycy o Korczaku wiedzą niemal wszystko. Znają i tę dramatyczną historię, kiedy pisarz, z tulącymi się do niego dziećmi, wchodził do komory gazowej w Oświęcimiu. Oprócz wspaniałych przeżyć artystycznych poznałem też niezwykły kraj, wcześniej mi bliski, gdyż przez cztery lata byłem zawodnikiem judo. Jednego marzenia nie spełniłem do dziś: nie odwiedziłem Indii, choć właśnie z historii teatru hinduskiego pisałem pracę magisterską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji