Artykuły

Konrad Pawicki: W dużo można więcej

Konrad Pawicki, debiutował w 1989 roku na scenie Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Aktor od ukończenia studiów jest aktorem Teatru Współczesnego w Szczecinie i jak przyznaje - nie bardzo chciałby się przenieść.

Konrada Pawickiego niedawno oglądaliśmy w "Pijanych" czy "Fanny i Alexander", które zamykały rok, w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, a już rozmawiamy o "Seksie dla opornych" czy "Godzinie Spokoju", które otworzyły rok.

Agata Maksymiuk: Gdyby musiał Pan wybrać pomiędzy graniem przez całe życie wyłącznie ról komediowych, a graniem w spektaklach dramatycznych, na co by padło?

Konrad Pawicki: Wybrałbym role komediowe. W ostatnim czasie tak się poukładało, że dość często jestem w nich obsadzany i dobrze się z tym czuję. Szczerze mówiąc, nigdy nie przypuszczałem, że będzie to moja "specjalizacja", mój znak rozpoznawczy. Nie sądziłem, żebym miał szczególne predyspozycje do grania w komediach. Przyznam, że zawsze zazdrościłem mojemu serdecznemu koledze z garderoby - a wcześniej ze szkoły teatralnej - Arkowi Buszko, który oprócz charakterystycznej vis comica ma jeszcze to nieuchwytne "coś". Wchodzi na scenę i już jest śmiesznie. A tu proszę, większość komediowego repertuaru na moich barkach. Przepraszam - na barkach moich koleżanek i kolegów oraz moich.

Trudno rozśmieszyć naszą publiczność? Z jednej strony uwielbiamy kabarety, ale z drugiej kochamy pogrążać się w depresji i nadmiernej patetyczności.

- Myślę, że ludzie przychodzą do teatru, żeby "zapomnieć o tym całym ciężkim świecie na zewnątrz" (cyt. "Fanny i Alexander"). Z drugiej strony staramy się oferować nie tylko zapomnienie, ale też czasami przypominać pewne ważne rzeczy. O nas, o tym jacy jesteśmy i z czym się zmagamy. Śmiech dla samego śmiechu to nieraz trochę za mało. Chociaż też jest potrzebny. Tak, mamy dziś istny zalew kabaretów. Zdarzają się wśród nich prawdziwe perły, ale ogólnie rzecz biorąc sztuka kabaretowa chyba poszła w ilość.

W teatrze nie ma spektakli robionych tylko dla śmiechu?

- To nie tak, oczywiście, że zdarza nam się tworzyć spektakle, których głównym celem jest rozrywka. Wystarczy przywołać "Wszystkie dzieła Szekspira", które gramy na Zamku Książąt Pomorskich z Pawłem Niczewskim i Arkiem Buszko już od 15 lat. Pamiętam jak prezentowaliśmy ten spektakl na festiwalu "Walizka" w Łomży. Wróciliśmy z tego wydarzenia nie tylko z nagrodą, ale też z najcelniejszą i najcenniejszą recenzją autorstwa nieżyjącej już Hanny Baltyn. Napisała - cytując: "zaczyna się jak u cioci na imieninach, a kończy jak na ostrej popijawie w burdelu. Słowem - dzicz". I tak jest. Chociaż proszę sobie wyobrazić, że okazało się, iż spektakl mający nieraz cechy bardzo jarmarcznej rozrywki, może mieć też funkcję terapeutyczną. To właśnie po przedstawieniu "Dzieł Wszystkich..." pani Małgorzata, która pojawiła się na widowni "aby zapomnieć o ciężkim świecie na zewnątrz", założyła grupę CZESŁAW. Wyszła z teatru zupełnie odmieniona.

Podobno równie skutecznie działa "Seks dla opornych"?

- "Seks dla opornych" zagraliśmy już chyba 120 razy i z wiarygodnych źródeł wiemy, że uratowaliśmy kilka małżeństw. Na widowni zasiadają różni ludzie, różne pary, związki w różnym stanie. Granie komedii jest najtrudniejszym z zadań z jakim aktor może zmierzyć się w teatrze, ale jeśli się to uda, będzie to najwdzięczniejsze zadanie. Nagroda pojawia się od razu. Widzimy, jak ludzie wychodzą z teatru po "Seksie dla opornych" i wyglądają, jakby ubyło im lat i kłopotów.

Teatr Współczesny przygotował kilka propozycji, które mają wprowadzić nas w dobry nastrój wraz z Nowym Rokiem. W repertuarze znajdziemy choćby "Godzinę Spokoju" czy wymieniony "Seks dla opornych". Do którego ze spektakli ma Pan większy sentyment?

- Trudno powiedzieć, nawet bardzo trudno. Jeśli powiem, że "Seks..." poczuję, że nie doceniam "Godziny spokoju". A jeśli powiem, że "Godzinę...", to pewnie przypomni mi się "Pocałunek", w którym uwielbiam grać, a którego w styczniu jeszcze nie ma w repertuarze. Chyba wymigam się od tej odpowiedzi (uśmiech).

A dla społeczeństwa? Który spektakl szybciej trafi do osób. które na pytanie - kiedy ostatni raz byłeś w teatrze, odpowiadają - w szkole podstawowej?

- Myślę, że obie sztuki, ponieważ w równym stopniu bawią i są dobrze przyswajalne, a do tego dają widzom to "coś". "Seks dla opornych" to historia, która doczekała się nawet swojego sequela. Jeśli chodzi o "Godzinę Spokoju", to historia o konsekwencji budowania swojego życia na kłamstwie. Główny bohater przeżywa tu absolutną katastrofę. Jest to katastrofa niezwykle śmieszna dla oglądających ją widzów i straszna dla bohatera. Myślę, że wielu osobom ta opowieść może być bliska.

Wprowadzenia do spektakli brzmią zachęcająco - z czego może wynikać strach ludzi przed przyjściem do teatru?

- Może z tego, że ludzie boją się, że czegoś nie zrozumieją, albo że będzie nudno. W końcu "lepiej pójść do kina, bo tam się dużo dzieje".

I to prawda. Czasem w kinie dużo się dzieje. Oczywiście to zależy od tego, co rozumiemy przez słowa "dzieje się". Dla jednych to auta i strzelaniny, dla innych relacje międzyludzkie. I to nie tak, że chodzenie do kina na filmy ze strzelankami to dyshonor dla konesera sztuki (śmiech). Ja również lubię kino, również takie ze strzelankami. Zdarza mi się być małym chłopcem. Bez przerwy mógłbym oglądać "Gwiezdne Wojny", najlepiej pierwszą trylogię. A teatr - absolutnie nadąża za wciąż zmieniającą się rzeczywistością. Nieustannie zmienia się sposób dotarcia do ludzi, zmienia się język teatru, zmienia się też technologia tworzenia spektakli. Powstają dziś tak zaawansowane technicznie i wizualnie atrakcyjne przedstawienia, że nawet dla zobaczenia tego czarodziejstwa warto wstąpić do teatru. Chociaż na poziomie międzyludzkich relacji niewiele zmienia się od tysiącleci i to też pokazuje teatr. Jest cały czas opowieścią o świecie. Opowieścią snutą na różne sposoby. To też jest jego wartość.

Po tak długim czasie spędzonym w Szczecinie zamieniłby Pan Teatr Współczesny na inny?

- Przyznam, że nawet niedawno zdarzyła mi się propozycja. Nie będę zdradzał szczegółów. Stanęło na tym, że jeśli pojawi się możliwość gościnnego występu w tamtejszym teatrze, którą będę mógł połączyć z pracą w Szczecinie, to chętnie ją przyjmę. Natomiast jeśli chodzi o przeniesienie się na stałe... raczej nie bardzo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji