Sen nocy letniej
Jeszcze tak niedawno "Sen nocy letniej", grywany albo w stylizacji na antyk albo jako baśniowa feeria, uważany był powszechnie za jedną z najpogodniejszych komedii Szekspira. We wstępie do jubileuszowego wydania "Dzieł", które ukazały się na rynku przed sześciu laty i z założenia obejmowały najnowsze badania nad {#au#136}Szekspirem{/#}, "Sen nocy letniej" został zaprezentowany jako komedia "weselna w nastroju, pogodnie przedstawiająca sprzeczki i nieporozumienia zakochanych, roztaczająca baśniową atmosferę lasu, w którym w noc świętojańską dzieją się różne dziwy" A główny wątek sztuki "stanowi miłość romantycznie przeżyta przy łaskawej pomocy Puka i jego czarodziejskiego kwiatu".
Jesteśmy dziś już dość daleko od takiego rozumienia tej komedii. Nie tylko za sprawą Konrada Swinarskigo, który w Teatrze Starym w Krakowie pokazał zupełnie inną twarz tego utworu. Także dzięki współczesnej, i to polskiej, szekspirologii odczytującej "Sen" poprzez Freuda i najnowsze zdobycze psychologii. Rzecz okazała się ani tak pogodna, ani tak niefrasobliwa, jakby to wynikało z wieloletniej tradycji teatralnej. To, co dzieje się w ateńskim lesie w noc świętojańską, zamiany partnerów - dziewczyna ta sama, ale chłopak inny - mówi Puk; szaleństwo Tytanii zakochanej w ośle ma inne znaczenie niż to chcieli jeszcze tak niedawno widzieć komentatorzy i teatry.
Jeden z naszych szekspirologów tak pisze: "U Szekspira... miłość spada jak jastrząb... kochankowie widzą tylko siebie. Miłość... jest zachwyceniem i pożądaniem. W 'Śnie' z tych miłosnych pasji pozostaje tylko nagłość pożądania".
Krakowskie przedstawienie "Snu nocy letniej" stało się głośne w kraju. Jest to niewątpliwie jeden z ciekawszych Szekspirów na naszych scenach. Zacznijmy od scenografii Krystyny Zachwatowicz. Pusta scena wybita białym gładkim płótnem ma, jak się wydaje, świadczyć o całkowitej umowności scenerii wszystkiego co się tu będzie działo. W środku zielony trawniczek, na którym spotykają się dwór Tezeusza i Hipolity i świat Tytanii i Oberona. Las ateński to wielka gałąź drzewa, na której pogodzona para władców nocy odjedzie do góry z chwilą, gdy rozpocznie się dzień. Krystyna Zachwatowicz ubrała dwór Tezeusza i Hipolity w polskie stroje renesansowe (Hipolita, królowa Amazonek, wygląda wręcz jak Barbara Radziwiłłówna). Tytania i Oberon noszą się tak, że swobodnie mogliby przejść do przedstawienia "Snu" w operze z muzyką Mendelssohna. Natomiast elfy i Puk to owłosione dziwne stwory z nocnych majaków, włochate, piersiaste, z nagimi pośladkami, z małżowinami uszu zamiast skrzydeł, z martwymi twarzami wyrastającymi znad pleców, z tyłu, kiedy z przodu, tam gdzie by się można twarzy spodziewać, są tylko splątane kołtunki. Puk obrośnięty do pasa, od pasa nagi, ma warkocz i wieniec na głowie. Rzemieślnicy ubrani są w nieomal współczesne nam, robocze ubrania. Już ten opis eklektyzmu kostiumów mówi, jak mają się do siebie trzy światy "Snu" w przedstawieniu Swinarskiego. Dwór Tezeusza to polityka, konwenans, zakazy i nakazy. Reżyser wprowadził dwie postacie nieistniejące u Szekspira: Orientidesa i Orientadesa, tajniaków bacznie pilnujących tego, co dzieje się na scenie i na widowni. Nie mówią ani słowa. Są i obserwują. Królestwo Tytanii i Oberona jest królestwem nie bajki czy snu, lecz ostrej erotyki, pełnym erotycznych symboli; rzemieślnicy - to ludowa codzienność, to podwładni, obywatele, ci, którymi się rządzi. W miłosnym korowodzie "Snu nocy letniej" bierze udział kilka par. Tezeusz i Hipolita, Lizander i Hermia, Demetriusz i Helena, Tytania i Spodek, Oberon i wykradziony przez Tytanię paź. Każda z tych par przeżywa tę noc w innej tonacji. Miłosne zaczadzenie ma różny wymiar. Między Tezeuszem i Hipolitą jest to po prostu dobrze rozumiana wspólnota interesów. Lizander kocha Hermię, Demetriusz nienawidzi Heleny, wystarczy trochę czarów nocy, aby układy się zmieniły. Tytania z ramion Oberona przechodzi w ramiona Spodka z oślą głową. Miłość jest szaleństwem, namiętność jest ślepa, wzajemne przyciąganie niczym nie da się wyjaśnić. "Ludzie są obłąkani" - mówi Puk, chociaż nie tylko ludzie ulegają erotycznym omamom. A Tezeusz:
Miłość z obłędem ma
wspólne podłoże
I wyobraźnia, która
fantazjuje
Więcej niż chłodny rozum
pojąć może
Przedstawienie Konrada Swinarskiego rozpoczyna się wręcz banalnie. Pierwsze sceny (na dworze Tezeusza) płyną powoli i niemrawo. Reżyser prowadzi je tak, jakby chciał pokazać jak nieciekawe jest to konwencjonalne książęce małżeństwo, ta para młodych, których chce rozdzielić ojciec. Dopiero gdy zapada noc, gdy młodzi dostają się do królestwa Puka, Oberona, Tytanii, zaczyna się coś dziać. Swinarski z mistrzowską precyzją kondensuje atmosferę aż do orgii, która kończy część pierwszą. (Bardzo dobra muzyka Zygmunta Koniecznego). Część druga ma znów wolniejsze tempo i znowu powraca do konwencji pierwszych scen. Znakomicie wypadli rzemieślnicy, grający historię Pyrama i Tyzbe przed książęcą parą (są to też sceny najciekawsze aktorsko!). Ale to już nieomal reguła. Nawet w nieudanych przedstawieniach zdarza się, że właśnie te partie wybijają się ponad poziom całości. Swinarskiemu jednak udało się coś więcej, niż tylko zgrabne zamknięcie jeszcze jednym akordem, tym razem zdecydowanie dysonansowym, cyklu miłosnych perypetii. To jeszcze raz ten sam temat, z którego utkana jest cała komedia tyle, że w tonacji buffo, ostrej groteski. Szekspir pokpiwa tu także i z siebie, temat do historii Pyrama i Tyzbe, zaczerpnięty z Owidiusza, posłużył mu już do tragedii "Romeo i Julia".
Swinarski prócz tego wygrał w tych scenach stosunek między dworem a ludem, między panującymi a poddanymi. "Gdybym przyszedł jako lew faktyczny - mówi stolarz Spój - to by mnie zaraz z punktu powieszono." Każda ze stron czuje się jakoś przez tę drugą zagrożona. Ściera się tu obawa o władzę ze strachem przed władzą. Takiej możliwości nikt chyba do tej pory nie zauważył w tej komedii. A rzeczywiście jest. Już to ktoś powiedział - w Szekspirze jest wszystko.