Artykuły

Prześmiewczy poemat obrzędowy

"Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie" Adama Mickiewicza w reż. Mikołaja Grabowskiego z Teatru Nowego w Poznaniu na 44. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych. Pisze Magda Mielke w Teatrze dla Wszystkich.

Wśród spektakli prezentowanych na 44. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych znalazł się "Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie" z Teatru Nowego w Poznaniu. To trzecia już inscenizacja tej epopei zrealizowana przez Mikołaja Grabowskiego. Pierwsza miała premierę osiem lat temu w Starym Teatrze w Krakowie, druga trzy lata temu w lubelskim Teatrze im. J. Osterwy.

Główni twórcy tego przedsięwzięcia pozostają za każdym razem ci sami. Mikołaj Grabowski reżyseruje tekst adaptowany wraz z Tadeuszem Nyczkiem, Jacek Ukleja odpowiada za scenografię i kostiumy, a Zygmunt Konieczny za muzykę. W efekcie, za każdym razem otrzymujemy ten sam spektakl. Ze scenerią placu budowy - betoniarką i rusztowaniem ustawionymi w tle, z barwnym korowodem pielgrzymów we współczesnych, codziennych strojach, z rytuałem przebierania Zosi w sukienkę itd. Także kwestia upływu czasu zdaje się nie dotykać kolejnych inscenizacji. Reaktywacja spektaklu po paru latach, w trakcie których rzeczywistość wokół nas uległa przemianom, nie zmienia niczego w jego wymowie. Zważywszy jednak, że dla wielu widzów, wśród których przeważający odsetek stanowią zapewne uczniowie, jest to pierwsze zetknięcie z "Panem Tadeuszem" Grabowskiego, nie przesądza to o bezsensie wtórnej inscenizacji.

Aktorzy poznańskiego Teatru Nowego wprowadzają nową perspektywę w postrzeganiu "zespołu" teatralnego. To ich muzykalna siła przejawiająca się w mówieniu, śpiewaniu, krzyczeniu i szeptaniu trzynastozgłoskowca buduje energię spektaklu. Dynamizuje to muzyka Koniecznego. Gorzej z samym aktorstwem, które opiera się na dystansie do swojej postaci. Co oczywiste, skutkuje to chłodem czy rezerwą odbiorcy wobec scenicznej narracji.

Ciekawym pomysłem adaptacyjnym jest pominięcie dwóch ostatnich ksiąg "Pana Tadeusza", o najsłabszym potencjale dramaturgicznym. Zakończenie opowieści na dziesiątej księdze, puentuję wymowę spektaklu figurą dziecka we mgle, którą można odczytać jako metaforę niedojrzałego narodu, niewiedzącego, w którą stronę ma się udać. Grabowski pokazuje radykalną rzeczywistość, bez jej jednoznacznego opisu i budowanych na siłę, bezpośrednich odniesień do dzisiejszej sytuacji politycznej. Pozostawia to widzowi, któremu świat sam dostarcza nowych skojarzeń do odczytywania utworu. Ponadczasowe pozostaje również przesłanie, że nic tak nie łączy jak wspólna nienawiść. Wszystko to podane z olbrzymią dawką ironii i karykaturalnego spojrzenia na szlachecko-sarmacką polskość oraz eksponowaniem cech, których nikt dostrzegać nie chce. Są to jednak obserwacje mickiewiczowskie, których zastosowane przez Grabowskiego środki nie ukazują w nowym, aktualniejszym świetle.

Odczarowywanie wielkich, narodowych dzieł poprzez odzieranie ich z jedynego słusznego, wyuczonego w szkole odczytania jest dziś bodajże najczęstszym sposobem "radzenia sobie" z klasyką. Nie inaczej jest z poznańską realizacją, do cna przesiąkniętą ironią. Problem w tym, że przejawia się ona w dość oczywistych, momentami wręcz prymitywnych gagach. Z czasem ich natężenie zaczyna nużyć "zabawnością" polskich kabaretów, niechybnie ocierając się o granice pustej parodii. Dowodem na to choćby fakt, że największy aplauz publiczności wzbudza scena, w której Konewka, grany przez dawnego Ministranta, wypija jednym haustem butelkę wódki. Wszystko zdaje się tu bazować na nadmiernej dosłowności. Ironiczny potencjał poetyckiego tekstu niknie w gąszczu prymitywizacji. Reżyser usprawiedliwia to faktem, że sam Mickiewicz postępuje przekornie w "Panu Tadeuszu", pokazując nieustanną walkę postu z karnawałem w opisach oszalałego świata. Jednak czy rapujący ksiądz Robak znajduje uzasadnienie w synkretyzmie gatunkowym?

Świat przedstawiony nie jest tu jednoznacznie dramatyczny, ani komediowy. Humorystycznym scenkom, tematycznie skupionym wokół obrzędów (picie kawy, grzybobranie, polowanie, burza czy nawet zakładanie przez Zosię sukienki) towarzyszą statycznie recytowane poważniejsze fragmenty mickiewiczowskiego dzieła. Na zasadzie lejtmotywu powracają nieustannie słowa epilogu, będące spowiedzią emigranta. Ta jedna z najgorszych opowieści emigracyjnych to płaszczyzna, przez którą odczytywany jest cały utwór Mickiewicza. Na zasadzie kontrapunktu pokazuje to skąd wziął się "Pan Tadeusz", dlaczego zakorzeniona tak mocno w pisarzu tęsknota za ojczyzną, z paryskiej perspektywy zyskała tak zaściankowy obraz. Drobiazgowa penetracja małej społeczności stała się uniwersalnym i bliskim wielu pokoleniom obrazem świata. Tak jest do dziś. Każdy z nas odczuwa rzeczywistość poprzez swój własny, mały zaścianek - dom, ulicę, miejscowość, w których wzrastał. Pod tym względem adaptacja Nyczka i Grabowskiego pozostaje modelem uniwersalnym, który sprawdził się już trzykrotnie.

**

Magda Mielke - absolwentka Dziennikarstwa i studentka Filmoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim. Recenzentka filmowa i teatralna, miłośniczka współczesnej literatury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji