Artykuły

"BRAT MARNOTRAWNY" (Teatr Mały)

Czy zestarzał się ten "Birbant" jak tłumaczono najpierw, "Brat marnotrawny", jak nazwano go po niej Wilde`a? O, bardzo. A może to nie on się postarzał tylko my? Może on właśnie zachowuje beztroską młodość na podobieństwo portretu Doriana Graya, a my, przeciwnie, staliśmy się zgorzkniali, zrzędliwi i zblazowani? Trudno orzec, ale i niepodobna zaprzeczyć, że między tę najlepszą komedię Wilde'a a dzisiejszą publiczność zakradło się jakieś nieporozumienie.

Podziwiamy poziom intelektualny sztuki, jej ciągle żywy dowcip, ale śmiejemy się śmiechem, który by Wilde'owi nie sprawil zadowolenia. Bo przyznajemy sztuce inny kaliber, niż chciał jej nadać autor.

"Ustawiamy" się z początku do utworu jak do komedii, ale po kilku scenach okazuje się, że na tym planie nie znajdziemy zadowolenia, że trzeba się przestawić na farsę. I od tej chwili wszystko, co dzieje się na scenie, przerabiamy sobie wewnętrznie na farsę i choć to i owo zbija nas czasem z tropu, dopiero teraz wychodzimy na swoje. Widzimy, że Wilde zbyt wilee zainwestował w swój utwór, zbyt wielkie poniósł koszta, jak na wymagania farsy, ale, niestety, komedią sztuka nie jest. Nieszczęsny Lord Paradox, operując znakomitym aparatem umysłowym, mając wyrafinowany smak, nie potrafił niestety zorientować się w błahości własnej twórczości.

Nie przejął na siebie troski metafizycznej, bez czego nie ma prawdziwego pisarza. "Brat marnotrawny" wydaje się nani zresztą zbiornikiem wszelakiego rodzaju rekwizytów. Ta kwoka, pełna przesądów stanowych, ale łasa na pełny trzos, to opiekuństwo młodego kawalera do wzięcia nad dorastającą panną, owe nieporozumienia między dwiema parami zakochanych, ow uległy bunt panny z dobrego domu, owa sentymentalna guwernantka, wzdychająca do proboszcza,cały ów świat, cały konflikt, oparty na qui pro quo młodzieńców prowadzących podwójne życie, wszystko to nie wybiega wiele poza typ komedii dziewiętnastowiecznej i to w czasie, kiedy przez scenę przesuwały się już głębokie zagadnienia epoki, kiedy subtelniała sztuka psychografii szukały nowego wyrazu środki artystyczne.

Słyszymy często pogląd, że Wilde jest mistrzem dialogu, a dialog jest "sztuka samą, w sobie". Ale wątpić można, czy dialog da się ocenić w oderwaniu od treści, czy jest jakiś poza treściowy, "dadaistyczny" plan wartości artystycznej dialogu. Wilde ma bez wątpienia talent pani domu, umiejącej prowadzić rozmowę, zdolność zapełniania czasu słowem, będącym elementem życia towarzyskiego, tyle z niezbędnym i niezauważalnym, co powietrze dla organizmu ludzkiego.

Przepływ tych słów jest bez wątpienia potoczysty, - ale nurt ich jest płytki. Ta rozmowa o wszystkim i o niczym, rozwijająca się według nieodmiennego szablonu, nie odpowiadająca żadnej rzeczywistości, a więc nie mająca satyrycznych celów na oku, bilska natrętnej manierze, nasuwa to ówdzie podejrzenia o grafomanię. A przecież sam Wilde powiedział: "społeczeństwo często przebacza zbrodniarzowi, ale nigdy grafomanowi".

Wartość dialogu da się oznaczyć takimi cechami, jak potoczystość, naturalność, dowcip, ale niepodobna wydać ostatecznego sądu, dopóki nie zbadamy, jaki jest stosunek zamysłu autorskiego do wykonania, jak została wyrażona istotna myśl pisarza. A gdy tej myśli braknie, dialog, choćby miał bardzo wiele zalet, raczej męczy i drażni, jak pusta paplanina pani domu, usiłującej za wszelką cenę bawić gości, starającej się ich zatrzymać samym faktem mówienia.

Czy zestarzała się więc komedia Wilde`a? Myślę, że była już stara w chwili narodzin. I nie dożyła drugiej młodości. Młoda jest tylko orchidea w butonierce nieszczęśliwego dandy, rozwiniętego z naturą i epoką lorda Paradoxa...

"Brat marnotrawny" znalazł w Teatrze Małym wybornych wykonawców. P. Przybyłko-Potocka z nieubłaganą konsekwencją demonstrowała w szczególny egzemplarz ludzki, jakim jest ciotka Augusta. Prosto "pastelowo", zagrała swoją rolę p. Nakoneczna, z dowcipem i temperamentem p. L. Wysocka. Pp. Wojtecki i Ziembiński (zarazem reżyser) walczyli o lepsze w dystynkcji, swobodzie rozmowy i poczuciu komizmu.

Przekład B. Gorczyńskiego brzmi jak zawsze. doskonale. Pada tylko ze sceny błędny neologizm "żonotrop" jako przeciwstawienie "mizantropa". Nie mam pod ręką egzemplarza angielskiego, nie mogę więc orzec, kto to sądził, ale "mizantrop" składa się z członów "mizan" "trop" i to "trop" właśnie oznacza niechęć czy nienawiść. Autor, tłumacz, czy może figura w sztuce?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji