Artykuły

Jazdowski menuet

Do sprawy konkursu na dyrektora Instytutu Teatralnego powraca Patryk Kencki w portalu Teatrologia.info.

Droga Madeleine!

Nie, nie jestem zaskoczony, że i na Tobie list pani Aldony Skiby-Lickel wywarł tak silne wrażenie. Konkurs na stanowisko dyrektora Instytutu Teatralnego przebiegał rzeczywiście w złej atmosferze. I ja z przykrością wspominam doświadczenia, które wówczas stały się moim udziałem. Skoro jednak nalegasz, abym opisał Ci, jak postrzegam przebieg owych zdarzeń, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ulec Twojemu życzeniu.

W zeszłym roku zakończyła się kadencja pani Doroty Buchwald. W związku z tym minister kultury i dziedzictwa narodowego, profesor Piotr Gliński, zapowiedział ogłoszenie konkursu na nowego dyrektora. Protest przeciwko decyzji ministra podpisało ponad tysiąc osób. Wielu przedstawicieli naszego środowiska dobrze oceniało dyrekcję pani Buchwald na Jazdowie, inni postanowili wykorzystać okazję do wyrażenia sprzeciwu wobec rządu, niecieszącego się przecież poparciem artystycznych kręgów. W końcu byli i tacy, którzy sygnowali to pismo, obawiając się represji ze strony wpływowych kolegów. Nie jest wszak rzeczą łatwą przeciwstawiać się swojemu środowisku.

Wspomniany list protestacyjny, który zechciało podpisać nawet kilku Twoich znajomych znad Sekwany, nie był najzręczniejszym posunięciem. Myślę, że kiedy ministerstwo powoływało komisję konkursową, nie mogło przecież zaprosić do niej żadnego z sygnatariuszy. Czyż nominuje się elektorów, o których wiadomo na kogo będą głosowali? W ten sposób już na wstępie zmniejszono szanse na przedłużenie kadencji pani Doroty.

Rozmowy konkursowe przewidziano na 6 grudnia zeszłego roku. Do konkursu obok ówczesnej pani dyrektor i mnie przystąpiła pani doktor Aldona Skiba-Lickel (dyrektor strasburskiego teatru), pan Jacek Zembrzuski (reżyser i publicysta) oraz pan Mirosław Pawłowski (aktor i urzędnik). W ostatnich dniach przed rozmowami sympatycy ówczesnej pani na Jazdowie rozpoczęli w mediach energiczną kampanię, starając się dowieść, że tylko ich kandydatka ma prawo do ubiegania się o to stanowisko. Znaczące, że w całej tej ofensywie szczególną rolę odegrał wortal E-teatr.pl, prowadzony przez Instytut Teatralny, a więc podlegający wówczas właśnie pani Buchwaldowej. Presję próbowano na nas wywierać zresztą na różne sposoby. W dniu, w którym po raz pierwszy zebrała się komisja konkursowa i w którym również wyciekły do mediów listy elektorów oraz kandydatów, otrzymałem od Zarządu Polskiego Towarzystwa Badań Teatralnych mail z informacją o udzieleniu rekomendacji pani Buchwald. Nie sądzisz, Droga Madeleine, że wiadomość tę mogłem potraktować jako formę nacisku mającą skłonić mnie do rezygnacji z udziału w konkursie? A jak Twoim zdaniem mogła go odczytać jedna z członkiń konkursowej komisji, która - jak się dowiedziałem - również ów mail otrzymała? Opresyjne działania okazały się w pewnym stopniu skuteczne, skoro pan Pawłowski w dniu konkursowych przesłuchań zrezygnował z kandydowania, podając przyczyny tej decyzji w publicznie ogłoszonym oświadczeniu (http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/268780.html).

Rozmaite formy nacisku musiały się przyczynić do dość zaskakującej decyzji komisji konkursowej. Otóż po zapoznaniu się z programami kandydatów i po odbyciu z nami rozmów członkowie komisji nie udzielili nikomu rekomendacji. A przecież przynajmniej dwaj spośród elektorów (prezesi związków aktorskich Paweł Królikowski i Maksymilian Rogacki) deklarowali się w późniejszym oświadczeniu jako zwolennicy pani Doroty. Czemu więc nie oddali głosów na swoją kandydatkę? Podejrzewam, że nerwowa atmosfera wokół konkursu nie pozwoliła komisji na spokojne podjęcie decyzji. W ten sposób, po raz drugi, sympatycy ówczesnej pani na Jazdowie utrudnili jej pozostanie w dyrektorskim fotelu.

Nie była to jednak ostatnia zmarnowana szansa. W patowej sytuacji redaktor naczelny miesięcznika "Teatr", profesor Jacek Kopciński, zasugerował, że rozwiązaniem byłoby rozdzielenie kompetencji dyrektorskich pomiędzy dwoje kandydatów, to jest między panią Buchwald a mnie (http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/268293.html). Ministerstwo zaakceptowało ten pomysł i na 11 grudnia zaproszono nas wraz z przedstawicielami środowiska na spotkanie, które poprowadziła pani wiceminister Wanda Zwinogrodzka. Już na początku pani Buchwaldowa odrzuciła zaproponowany przez ministerstwo wariant, w którym miałaby zostać wicedyrektorem. Ja przeciwnie, gotów byłem rozważyć przyjęcie stanowiska zastępcy, o ile mojej rywalce zostanie przedłużony dyrektorski kontrakt. Muszę jednak przyznać, droga Madeleine, że zarówno postawa dawnej pani na Jazdowie, jak i obecnych na spotkaniu jej sympatyków mocno zniechęciła mnie do realizacji takiego rozwiązania. Pamiętasz, że w moim programie wpisałem zamiar zaproponowania pani Buchwald stanowiska wicedyrektora, gdyby to mi powierzono dyrekcję Instytutu? Wyobraź sobie, że pani Joanna Krakowska postawiła zarzut, iż pomysł ten dowodzi mojej wobec pani Buchwald nielojalności! Zresztą i mająca wówczas niecałe trzy tygodnie do końca swej kadencji pani na Jazdowie zachowywała się niezbyt dyplomatycznie, traktując mnie, jakbym zabiegał o pracę w podlegającej jej instytucji. Nie chcąc powierzyć mi funkcji wicedyrektora do spraw programowych, tłumaczyła się planami zlikwidowania tegoż stanowiska. Zamiast tego zaproponowała, abym przyjął członkostwo w poszerzonym składzie Rady Programowej. Poddawała też w wątpliwość moje kwalifikacje do objęcia funkcji wyższej niż kierownik działu naukowo-wydawniczego...

Taka postawa mocno ostudziła mój zapał do podejmowania z nią jakiejkolwiek współpracy. Skoro jednak na koniec zechciała zaprosić mnie na spotkanie z zespołem Instytutu Teatralnego, przystałem na tę propozycję. Po przyjemnej i ciekawej konfrontacji z pracownikami, w ten sam wieczór 13 grudnia, odbyłem niezbyt satysfakcjonującą rozmowę z ówczesną panią dyrektor. Moja rozmówczyni zapewne pamięta, że zamiast rozmawiać o podziale dyrektorskich kompetencji, złożyła mi propozycję, abym został jej "pełnomocnikiem do spraw kontaktów z ministerstwem" bądź przyjął posadę głównego specjalisty. Jak również to, że zaproponowała mi realizację z wolnej stopy jakiegoś programu, w zamian oczekując poparcia w jej staraniach o dyrekcję Instytutu. Wszystkie te propozycje wydały mi się nadto niepoważne, toteż następnego dnia rano, mimo że pani Buchwald wreszcie zaproponowała mi stanowisko swojego zastępcy, odmówiłem jego przyjęcia. Wiesz, droga Madeleine, że jestem człowiekiem spełnionym zawodowo i na szczęście nie muszę pracować u osób niebudzących mego zaufania.

Kończąca kadencję pani dyrektor wyraziła oczekiwanie, że przygotujemy dla ministerstwa komunikat. Świadkowie tego spotkania pamiętają z pewnością, że próbowała w nim zawrzeć informację, jakoby moja odmowa nastąpiła mimo wielokrotnie z jej strony składanych propozycji. Widząc, że dąży do obarczenia mnie odpowiedzialnością za niepowodzenie negocjacji, oświadczyłem, że mogę się zgodzić jedynie na podpisanie zgodnego ze stanem faktycznym dokumentu, iż ani ja nie widzę możliwości zostania zastępcą pani Buchwald, ani ona - moją zastępczynią. Ale nawet taki kształt oświadczenia nie uchronił mnie przed staniem się ofiarą medialnej manipulacji. W ten sam dzień w Internecie zaczęto rozpowszechniać nasz komunikat opatrzony "Oświadczeniem Zespołu i Dyrekcji Instytutu Teatralnego" (http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/268629.html ), w którym niezgodnie z prawdą zarzucono mi, jakobym złożył "propozycję objęcia funkcji dyrektora naczelnego IT". Nie sądzę, aby cała ta akcja miała inny cel, jak zniszczenie mnie w oczach opinii publicznej.

Na 17 grudnia zaproszono panią Dorotę i mnie do ministerstwa, aby zapoznać się z naszymi stanowiskami. Kilka godzin przed tą konfrontacją w wortalu E-teatr.pl opublikowano felieton napisany przez jej zastępcę, profesora Dariusza Kosińskiego (http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/268658.html), w którym ludzi różniących się od niego poglądami nazwał "grupą frustratów", a mnie - swym "byłym kolegą". Zważ, Droga Przyjaciółko, że kiedy tak pisze najbardziej wpływowy z polskich teatrologów, to można to odebrać jako wyraźne wezwanie do środowiskowego ostracyzmu. Zapewne posunięcie profesora Kosińskiego nie było wzorem dyplomacji. Jeszcze jednak bardziej zaskoczyło mnie stanowisko samej pani Buchwald, która oświadczyła ministrowi Glińskiemu, że gotowa jest dalej pełnić funkcję dyrektora pod warunkiem, iż to nie ja będę jej zastępcą. Mam prawo się domyślać, że w ten niedorzeczny sposób sama pozbawiła się możliwości przedłużenia dyrektorskiego kontraktu. Zanadto skupiając się na wyeliminowaniu z gry mnie, zaszkodziła samej sobie.

Dla wielu moich kolegów odsunięcie pani Doroty Buchwald jest bardzo trudne do przyjęcia i mają je za złe ministerstwu. Wydaje mi się jednak, że sama zainteresowana wyraźnie przyczyniła się do swojej przegranej. Menuet, do którego w niezestrojonych ze sobą tonacjach przygrywały ministerstwo i środowisko, okazał się dla niej tańcem nazbyt skomplikowanym.

Serdeczności

P.

***

26 czerwca pani dr hab. Joanna Krakowska wyjaśniła w facebookowym komentarzu: "nielojalnością nazwałam nie wpisanie Doroty Buchwald do Twojego programu w charakterze Twojej zastępczyni, ale niepoinformowanie jej o tym i nieuzyskanie jej zgody". W programie nie napisałem jednak, że pani Buchwald zostanie moją zastępczynią, ale że "jeżeli powierzono by mi dyrekcję Instytutu Teatralnego [...] chciałbym to stanowisko w pierwszej kolejności zaproponować p. Dorocie Buchwald". Dodam także, że słowa pani Krakowskiej o rzekomej nielojalności odebrałem jako próbę wykorzystania przeciwko mnie moich dobrych intencji. PK

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji