Artykuły

Na Woli było Prado...

Na Woli był ogródek Prado. W roku 1871, a egzystował przy ulicy Wolskej 25. Był to jeden z uboższych teatrzyków ogródkowych, zaglądała tu istna biedota, a także podmiejscy chłopkowie, aktorowie grywali też podrzędni, nie asy z trup Trapezy, Texla czy Doroszyńskiego, co scenie narodowej przydali sporo sił wybitnych (Zimajerka, Morozowicz, Solski i Brydzińki), sporo ciekawego repertuaru wyszło z inicjatyw i poduszczenia tutejszych antreprenerów. Bo i Zapolska, Bliziński, Bałucki.

I Feliks Szober - twórca popularnych operot, w których zgrabnym rymem kreślił warszawski obyczaj, gromadził panopticum typów i typków: kantowiczów i demi-mondówek, teatralnych i krowient i filistrów z Resursy. Największą popularność zdobyli bohaterowie "Podróży po Warszawie", którą w roku 1876 wystawił w Tivoli dyrektor Doroszyński: hreczkosiej Barnaba Fafuła, co ze swą Kundzią powabną progeniturą przybywa do stolicy Prywislanskiego Kraju, by zażyć tam uciech, a po Warszawie ich oprowadza pełen galanterii Józio Grojseszyk...

Tak to było u Szobera. U Ryszarda M. Grońskiego jest zresztą podobnie. Autor nowej transkrypcji zachował protagonistów szoberowskiej ramotki, uwspółcześnił jedynie fabułę, a ściślej - wtopił w jej bieg te sytuacje i epizody z krajobrazu staro warszawskiego, jakie zachowały swą żywotność dzięki opisom Prusa czy rymom Or-Ota. Jest to zatem Warszawa oglądana w fotoplastikonie wspomnień, bez próby reinkarnacji nastrojów i galwanizacji obrządków towarzyskich, bez szminki i blanszu, a raczej w kontur zamglonych spraw wpisana. Muszę przyznać, że mnie nawet taki obrót rzeczy ucieszył: rekonstrukcja wymaga, aby robił ją znawca na miarę Tuwima, aktorzy grali jak Zimińska czy Sempoliński, a i od widza wymagany jest swoisty rodzaj psycho-koncentracji.

I trzeba wyznać (jako autor "Melpomeny i piwa" czynię to z żalem), że era na rekonstrukcje minęła wraz z określonym pokoleniem. Młodzi twórcy i młoda widownia zachowała przecież sentyment do "belle epoque", tyle że widzi ją bardziej esencjonalnie, bardziej metaforycznie. Chciałbym z satysfakcją stwierdzić, iż w wydaniu Teatru na Woli widzi ją także z pełnym artystycznym taktem. Ta wolska "Podróż po Warszawie", choć spreparowana bez quasi-historycznej omasty, stanowi rodzaj uroczego "ABC po fin-de-siecle'owej Warszawce". Autor zadbał o stylowe sytuacje, scenografowie (Chwedczuk i Zaniewska) obudowali je oszczędną i dowcipną dekoracją, w której krzesło musiało starczać za szantan, a dymiący kawał dykty za dworzec wiedeńsko-warszawski, zaś reżyser (Andrzej Strzelecki) w ten entourage wprowadził rytm, zabawę aktorską i wiele inteligentnych gagów ruchowo-pantomimicznych (trzeba bez wątpienia odnotować inwencję choreografa, Tadeusza Wiśniewskiego).

Na czele zespołu brylowała Hanka Bielicka, jako zamaszysta, w żywiołowym tempie mknąca przez bon-moty i faux-pasy Kunegunda Fafulina - pięknie zagrana rola! bez odrobiny łatwej szarży! wyraziście, a z wyczuciem dystansu! Partnerował pani Hance z komicznym temperamentem Wacław Kowalski, jako za nos wodzony przez życie, żonę i niecnotliwą damulkę z demi-mondu imć pan Fafuła! Ta para niewątpliwie górowała nad całością ansamblu.

Ale i wśród młodzieży było kilkoro, co umieli błysnąć w trudnej konkurencji wodewilowej: Halina Łabonarska z utajonym komizmem cieniowała saskokępiański sex swojej Margot, Dorota Stalińska i Maria Czubasiewicz bawiły się pensjonarskimi fumami swoich panien Fafulanek, wyraziste epizody stworzyli Przemysław Zieliński(Elegant), Maciej Borniński(Komiwojażer), Eugeniusz Robaczewski (Rewirowy), Sylwester Pawłowski (Redaktor), a w migawkowej parodii szmirowatej dramy ogródkowej grad ze swadą Jadwiga Hodorska, Michał Pluciński, Stanisław Zatłoka, Marek Dąbrowski. Postać Józia Grojseszyka, która w szoberowskim oryginale pełniła mięsistą funkcję przewodnika po warszawskich oazach grzechu, a którą Groński sprowadził raczej do roli herolda warszawskich sentymentów grał Wojciech Machnicki. Aktor pięknie sobie radził z układami pół-baletowyml oraz z zadaniami wokalnymi, które kompozytor Korcz nabudował w całym widowisku niemal ponad możliwości zespołu. No, jakoś sobie poradzili. A piosenka "Najpiękniejsze Warszawianki to przyjezdne" będzie z pewnością szlagierem sezonu!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji