Artykuły

Dzwon bije dla pokutników

Scena ma wydłużony podest, który sięga głęboko w widownię. U jego końca wisi dzwon, zwykły, kościelny. Przedstawienie zaczyna się i kończy biciem w ten dzwon. Bicie poprzedza procesję wiejską, obrzęd ni to błagalników (kto tam nie idzie: dziady, kaleki, śmierć, przebieraniec pasyjny udający Chrystusa, żandarm w austriackim uniformie, wójt, gromada, nauczyciel, dziewki!) ni to odpustowych uczestników nabożeństwa w pobliskim kościółku, którego drzwi - z witrażem nad wejściem - majaczą w tle sceny głęboko w oddali. Śpiewają pieśni pokutne, niosą feretrony, figury, sztandary. Cały ten pochód schodzi parokrotnie ze sceny i - omijając widzów - znika w foyer, by po chwili powrócić znów przed sceniczny kościółek.

"Sędziowie" zaczynają się dopiero po tej procesji. Do przerwy ich akcja skończy się i już zacznie - jak motto, hasło następnej części - "Klątwa", której całość zaczyna się po przerwie. Akord końcowy: znów procesja, bicie w dzwon. Słowem: jedność; jedność wybita jako dewiza dwu realistycznych obrazków Wyspiańskiego. Zrównanych przez reżysera do jedności czasu, miejsca, klimatu, nastroju akcji. Ta sama wioska galicyjska, ten sam przełom wieku XIX i XX, ta sama obrzędowość obyczaju, ten sam zabobon, ta sama wiara, te same wartości, z których pierwszym prawem jest: oko za oko, ząb za ząb; każda wina musi zmazać się ofiarą kary pojętej jako ofiara krwi. W tej wsi, w której tyle kalek idzie za obrazami i zawodzi swoje pienia w pochodzie religijno-pogańskim, przejmującym, jest i karczma Żyda Samuela (akcja "Sędziów") i - zapewne - plebania Księdza co żyje z Młodą (akcja "Klątwy"). To wieś głodna, ciemna, dająca się wykorzystywać (stąd kwitnie proceder Natana, syna Samuela: handel dziewkami wiejskimi, które dostarcza komuś), ale solidarna nie tyle w nieszczęściu, co w... ciemnocie właśnie, zacietrzewieniu na punkcie starego zabobonu (stara Wiara z "Klątwy") starych obyczajów, honorna jako zbiorowość, rozwarstwiona naturalnie na bogatych i światlejszych oraz biedotę (najzajadlejszą z nich). Ta wieś doczekała się klęski posuchy. ("Klątwa") i - w ślepocie siły gniewu, jakie to fatum wywołuje - szuka winnych zdarzenia. Znajduje w grzechu Młodej i Księdza... i jest to już fabuła "Klątwy" z wszystkimi jej konsekwencjami.

*

Obie sztuki Wyspiańskiego oparte na gazetowych informacjach, z autentycznym zapleczem w faktach, bywały już grywane razem, choć zwykle bez łącznika, po prostu: do przerwy, po przerwie (są krótkie). Po raz pierwszy tak właśnie, w połączonym spektaklu zagrano je w reżyserii i scenografii Konrada Swinarskiego, w (Starym Teatrze w Krakowie (premiera 1.XII.1968). Pokazywano to przedstawienie w Warszawie, na Spotkaniach Teatralnych, jest więc teatromanom zapewne znane.

Nie muszę dodawać, że było to przedstawienie znakomite. Aura i tonacja tamtych "Sędziów" i "Klątwy" to była istotnie tragiczność świata "surowych wartości, w którym człowiek postawiony zostaje przed odpowiedzialnością i karą za czyny swoje i postępki" - jak chciał Kazimierz Wyka.

Przedstawienie w Teatrze Na Woli, którego wyznaczniki podałam wyżej, to warsztat reżyserski (opieka artystyczna - Tadeusz Łomnicki) Waldemara Matuszewskiego, młodego adepta PWST. Nie ma się ono naturalnie do tamtego, krakowskiego i - rzecz oczywista - mieć nie może w żadnym zakresie. Unikając jakichkolwiek plagiatów, powtórek, naśladownictw, ba! w swej oryginalności idąc nawet tak daleko, że rodzi się wątpliwość, czy aby nie za daleko - jest przecież indywidualną, całkowicie własną i konkretną próbą przeniesienia problematyki "Sędziów" i "Klątwy" na wspólną płaszczyznę nie tylko jednego dla obu kodeksu moralnego (to już i Wyspiański wyraźnie powiedział) do wspólnoty korzeni tego kodeksu, gleby, na której wiara, zabobon, podświadomość i zwykła ciemnota wyrastają w unikalny kwiat (czy chwast?) etosu gromady wiejskiej z lat... nie określonych nawet, ot, kiedy jeszcze była gromadą. O tym etosie jest spektakl Matuszewskiego, jeżeli naturalnie odczytałam prawidłowo przesłanie reżysera malowniczo ukryte w bogatej efektowności tej inscenizacji.

Przypomnijmy pokrótce: "Klątwę" napisał Wyspiański w roku 1899 (impuls: notatka prasowa) i po raz pierwszy zastosował tu technikę realizmu. Treść ogólnie znana: Ksiądz i jego kochanka, także ich dwoje dzieci, żyją sobie na wsi względnie spokojnie dopóki... klęska posuchy nie obudzi w wiejskiej gromadzie pragnienia przebłagania niebios złożeniem ofiary. Ofiarą ma być stos i kukła księżej wybranki, którą się spali na przebłaganie Boga, za jej grzechy, które - pewnie - spadły na całą społeczność wiejską. Ale Młoda to też produkt wsi, uznaje się oto odpowiedzialna za tę klęskę (czy raczej za chęci gromady?) i... spełnia ofiarę sama rzucając w ogień dzieci. Zabobonna farsa staje się antyczną tragedią, jej tragiczność rozstrzyga się w sumieniach wszystkich zainteresowanych: Młodej, Księdza, gromady.

"Sędziowie", nieco późniejsi (1900-1907), to także traktat moralny zainspirowany reportażem: oto gdzieś na wsi jest karczma żydowska (kiedyś była tu zagroda bogatego chłopa, ale Żyd Samuel wyzuł go z majątku, a jego córkę Jewdochę zatrudnił jako służącą). Jej właściciel ma dwu synów: niecnego Natana handlującego (z błogosławieństwem ojca) żywym towarem i utrzymującego romans z Jewdochą, oraz młodziutkiego Joasa, wrażliwego, świętego jak święte bywać mogły tylko dzieci żydowskie, dzieci żydowskie uznane za naczynia boże.

Kiedy zjawi się dziad (ojciec Jewdochy) i Urlopnik (jej brat) tragedia się dopełni: Natan zabija dziewczynę pełną zresztą winy za swoje grzechy i śmierci szukającą, a kiedy zjawi się żandarm - młody Joas oskarży brata i ojca za wszystko zło, które u nich zobaczył i które go... zabija. Stary Samuel patetycznie oskarży siebie biorąc wszelką odpowiedzialność za syny i uznając sprawiedliwy wyrok nieba. Znów: tragiczność jest w poczuciu uczestniczenia w odpowiedzialności i nieuchronności tejże, w poddaniu się surowym prawom rozliczania sumień.

*

Spektakl Waldemara Matuszewskiego jest udanym debiutem, przy całej jego nachalności (usilnie chce reżyser wszystko doprowadzić tu do wspólnego mianownika). Scenografka, Małgorzata Treutler stworzyła świat ponury i znaczący, w tym świecie poszarpanych ubrań i breuglowskich scen łatwo o dramat sumienia, łatwo też o zbrodnię. Breugla tu w ogóle wykorzystano (nie tylko w programie teatralnym) jako źródło inspiracji pewnych układów scenicznych (zbiorowych), a też tonacji, klimatu. Muzyka Zygmunta Koniecznego (świetna), wreszcie - uwiarygodnienie podstawowe sensowności tej inscenizacji: aktorzy.

Halina Łabonarska grająca Jewdochę i Młodą (ta jedność obsady mieści się wprost w koncepcji reżyserskiej). Rola satysfakcjonująca, bogata w podteksty (cudownie wygrana dumna godność Młodej i zniewolenie, sponiewieranie Jewdochy). Dalej, po kolei: Jerzy Janeczek (Natan i Ksiądz), Jan Matyjaszkiewicz (Sołtys i Wójt), Barbara Rachwalska (Matka - gościnnie), Józef Fryźlewicz (Dziad i Pustelnik), Mieczysław Voit (Samuel). Nie wymieniona przeze mnie lista obsady to także postacie sceniczne o wyraźnym charakterze, zindywidualizowane, choć - poddane dyscyplinie scen zbiorowych. Wszyscy razem tracą swoją odrębność, kiedy dzwonnik zaczyna bić w dzwon...

Bo dzwon w tym przestawieniu bije dla pokutników. Ostatnie jego uderzenie trafia już w pustą scenę, ale wciąż pełną widownię...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji