Artykuły

Pająk w sosie pistacjowym

Nie da się ukryć proszę państwa: i najnowsza sztuka Teatru Osterwy "Farsa o Śmierci, czyli wędrówki mistrza Kościeja" to gabinet okropności. Jeżeli ktoś się jednak obawia, że wariacje na temat rozkładu świata organicznego, ze szczególnym uwzględnieniem homo sapiens są mało zabawne i apetyczne spieszę go wyprowadzić z błędu: rzadko się zdarza by brzydota i wynaturzenie znalazły wyraz tak skończenie estetyczny.

Sztuka Belga - tak, tak - Michela de Ghelderode współczesnego twórcy rozmiłowanego w stylizacji do tego stopnia, że wyrzekł się własnego poczciwego nazwiska, wyrasta z fascynacji ludowym teatrem średniowiecznych miast i traktów oraz tradycji wspaniałego malarstwa Breughla. Był to wystarczający powód do spotkania realizatorów, którzy taką poetykę czują i z zapałem wzbogacają własną inwencją, talentem i inscenizacyjnym rozmachem - myślę przede wszystkim o zgodnej trójce w składzie: reżyser Andrzej Rozhin, scenograf Krzysztof Kain May i kostiumolog Ewa Żylińska. Choć trudno też odmówić zdolności ilustrowania tego wszystkiego nastrojami muzycznymi Mieczysławowi Mazurkowi.

Autorzy lubelskiej inscenizacji Ghelderodego wywiązują się ze sztuki niezmiernie trudnej. Symfonia deformacji, w której każdy szczegół zdaje się pulsować wewnętrznym przedziwnym rytmem rozlewa się i rozpełza w sam raz na tyle, by ukazać bogactwo partytury, ale w żadnym punkcie nie zakłócić kanonu formy i kompozycji

O czym jest "Farsa o śmierci czyli wędrówki mistrza Kościeja"? O naturze życia i o naturze umierania w wymiarze tyleż filozoficznym co fizjologicznym. O walce wszystkiego co żywotne, z tym co destruktywne. O zmaganiach zalążka z produktami rozpadu i tchnieniem. zagłady. Nie obawiajmy się, że wędrówki Śmierci po ludzkim padole wydadzą się nam anachroniczne. "Mój teatr - twierdził Ghelderode - zaludniają monstra, ponieważ są wszędzie, w życiu, na ulicach, w mieszkaniach, wokół nas; co też mówię - są w nas, są nami!" Autor szepcze nam na uszko że wszyscy żyjemy w powołanym przezeń do życia księstwie Breughelandii - państewku gdzie każdy ma na ustach dobro narodu, gdzie ministrami zostają stajenni, gdzie potrzebny jest podatek od stołów bilardowych i gdzie "padają dynastie, które nie potrafią się uśmiechać".

Prawdziwej przyjemności dostarczy nam w tym spektaklu gra aktorów. O kilku rolach śmiało rzec można: kreacja. Niezwykle przekonujący zarówno w chwilach wspaniałego triumfu jak żałosnego upadku mistrz Kościej to Piotr Wysocki. Nieszczęsny filozof pantoflarz - duch upodlony słabościami ciała i charakteru - znajduje wybornego odtwórcę w osobie Janusza Fifowskiego. Jadwiga Jarmuł jako żona monstrum - kwintesencja kobiecej zaborczości i kipiącego seksualizmu znów porywa wielbicieli swego kunsztu. Jan Wojciech Krzyszczak jako pijaczek grzesznik i obieżyświat uosabia dole i niedole ludowego "bohatera z przypadku "...

Trzeba przyznać, że reprezentacja ludzkości w tym przedstawieniu demonstrująca wszem i wobec swoje ułomności, folgująca opilstwu, obżarstwu i urągająca przykazaniom, wprzągnięta w jarzma, ciągnąca w znoju coraz to nowe niewolnicze brzemię, okazuje się jednak niezniszczalna. Oporna na metafizyczne kataklizmy i zwycięska.

Jeśliby trzeba określić jednym słowem liczne zalety tego przedstawienia o końcu świata w wydaniu rozrywkowym, powiem, że jest soczyste. Soczyste jest w tym spektaklu wszystko począwszy od dramaturgicznej materii i ról aktorskich a skończywszy na drobnym rekwizycie. Soczyste, a więc smakowite.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji