Artykuły

Romuald Wicza-Pokojski o dyrekcji w Teatrze Miniatura

- Miniatura jest teraz teatrem obecnym na mapie teatralnej kraju i to nie tylko wśród teatrów lalkowych czy teatrów dla dzieci i młodzieży. Nasze spektakle interesują krytykę ogólnopolską, jesteśmy nagradzani w kraju i za granicą. Utrzymujemy frekwencję na poziomie ponad 70 proc., grając bardzo różnorodne i niekiedy trudne dla publiczności przedstawienia - mówi Romuald Wicza-Pokojski, ustępujący dyrektor Miejskiego Teatru Miniatura w Gdańsku w rozmowie podsumowującej jego pracę w tym teatrze.

Łukasz Rudziński: Wróćmy do początków twojej pracy w Teatrze Miniatura. Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział w konkursie na dyrektora tego teatru?

Romuald Wicza-Pokojski: Kiedy ogłoszono konkurs na dyrektora Miejskiego Teatru Miniatura, zadzwonił do mnie kolega Ludwik Brzuskiewicz, który w dość ekspresyjny sposób zakomunikował, że jest konkurs i mam w nim koniecznie wziął udział. Tak też się stało. Tak się złożyło, że dużo wtedy podróżowaliśmy po Europie z moim autorskim Teatrem Wiczy. Program swojej kandydatury pisałem właściwie gdzieś pomiędzy Mediolanem a Kijowem. Przed wyruszeniem w dalszą trasę do Moskwy odbyłem rozmowę z komisją konkursu i dostałem nominację na dyrektora z rąk prezydenta Gdańska, ś.p. Pawła Adamowicza.

Start w konkursie był okazją na dłuższe związanie się z Gdańskiem. Szefową Biura Prezydenta ds. Kultury była Anna Czekanowicz, której determinacja w rozwoju miasta poprzez kulturę działała jak magnes. Miało to dla mnie wtedy duże znaczenie. Było to chwilę po ogłoszeniu, że przygotowywana przez zespół Gdańsk 2016 pod moją i Aleksandry Szymańskiej wodzą aplikacja Gdańska na Europejską Stolicę Kultury w 2016 roku w wąskim finale przegrała z wrocławską.

Od początku zapowiadałeś, że dwie kadencje to optymalny czas na stanowisku dyrektora jednej instytucji. Dobiega końca ta druga w Miniaturze. Jak dziś wygląda ten teatr?

- Świadczyć za mnie mogą fakty. Teatr ma stabilny budżet - przeszliśmy drogę od dotacji z miasta na poziomie niespełna 2 mln 600 tys. zł do przeszło 3 mln 700 tys. zł. To przede wszystkim zasługa organizatora, czyli włodarzy miasta Gdańsk, ale po części też nasza, bo sprawiliśmy, że nam zaufano. Dzięki temu i naszym wpływom własnym nasz budżet oscyluje obecnie w granicach 5 mln zł. Miniatura jest teraz teatrem obecnym na mapie teatralnej kraju i to nie tylko wśród teatrów lalkowych czy teatrów dla dzieci i młodzieży. Nasze spektakle interesują krytykę ogólnopolską, jesteśmy nagradzani w kraju i za granicą. Utrzymujemy frekwencję na poziomie ponad 70 proc., grając bardzo różnorodne i niekiedy trudne dla publiczności przedstawienia. Udaje nam się grać około 335 spektakli w ciągu roku, ze średnią 35 wydarzeń w miesiącu. Dorobiliśmy się sprawdzonego, bardzo nas wspierającego otoczenia. W jakiejś części udało się też wyremontować budynek teatru. Muszę zaznaczyć, że każdy z dyrektorów dołożył swoją cegiełkę do obecnego wyglądu teatru i nam również się to udało.

Co wyremontowaliście?

- Zmieniliśmy i zaadaptowaliśmy na potrzeby osób niepełnosprawnych foyer, wykonaliśmy nową wentylację, przeprowadziliśmy remont garderób i przywróciliśmy Salę Prób jako scenę teatralną. Mamy więc obecnie w Miniaturze trzy sceny: Dużą Scenę, Scenę Kameralną i Salę Prób. Gramy także poza siedzibą, uczestniczymy w festiwalach teatralnych. Te zmiany wymagały czasu, ale udało się do nich doprowadzić, co jest dla nas wszystkich bardzo ważne. Nasz budżet jest obecnie na niezłym poziomie na tle innych teatrów lalkowych w Polsce. Mamy w teatrze 49 osób na etatach, a niedawno jako teatr otrzymaliśmy Medal Zasłużony Kulturze - Gloria Artis, co jest zasługą wszystkich pokoleń artystów i dyrekcji Teatru Miniatura.

W sumie w czasie twojej dyrekcji doszło do 41 premier w Teatrze Miniatura, kilka z nich otrzymało nagrody, kilkanaście pokazywaliście poza teatrem. Takie spektakle jak "Krzyżacy", "Remus", "Baltic. Pies na krze" czy "Brzydkie kaczątko" zostały docenione w kraju i za granicą.

- Bardzo cenię wymienione spektakle. Wszystkie były na swój sposób nowatorskie i wymagały dużego zaufania od zespołu. "Baltica. Psa na krze" darzę sporym sentymentem także dlatego, że to pierwszy spektakl, który tu zrealizowałem i jeden z nielicznych dokumentów w teatrze dla dzieci. Poruszamy w nim temat lokalny. Lokalność była i jest dla mnie ważna. Jako dyrektor teatru komunikującego się główne z dziećmi i młodzieżą uważałem, że każdy z nas potrzebuje być dumny z miejsca, z którego się wywodzi. Poza tym jesteśmy ciekawi, co u kogo słychać. Uznałem, że warto opowiedzieć za pomocą języka teatru, co słychać u nas. Z tym łączy się pomysł, by korzystać z talentów lokalnych twórców i zapraszać ich do pracy przy kolejnych spektaklach.

Otworzyłeś również teatr na aktorów, dając im możliwość pracy i realizacji w Miniaturze własnych projektów.

- Teatr to gra zespołowa. Ważne, aby każdy czuł, że to jest miejsce umożliwiające rozwój jego talentów. To się sprawdziło i wzbogaciło repertuar teatru. Niektóre ze spektakli zrealizowanych w ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich stały się naszymi hitami, jak "Jasiek i Małgośka, czyli uważaj, robaczku!". Bardzo mnie cieszy, że nowy dyrektor, Michał Derlatka, będzie kontynuował ten nurt. Warto dodać, że mówimy o bardzo utalentowanym zespole aktorskim, który ma szeroki wachlarz możliwości. W osiągnięciu tego poziomu pomagali reżyserzy i tempo naszej pracy. Mogę o tym mówić w samych superlatywach. Jeżeli żal mi odchodzić, to żal mi przede wszystkim dlatego, że opuszczam ten zespół i mam tu na myśli wszystkich pracowników. Tak zaangażowanych i kreatywnych osób można Miniaturze tylko pozazdrościć.

Obejmowałeś teatr z dość mocno skłóconym zespołem aktorskim, podzielonym na młodszych i starszych. Obecnie zespołowość jest jednym z większych atutów kolejnych spektakli.

- Tarcia i jakieś niesnaski są zawsze i wszędzie, gdy mówimy o artystach, ludziach wrażliwych i twórczych. Mogę przyznać, że udało nam się wspólnymi siłami stworzyć zespół i jestem z tego dumny. Gdyby przyszło nam realizować w podobnych warunkach "Pinokia" [ostatnia premiera Teatru Miniatura - przyp. red.] na początku mojej pracy tutaj, to pewnie by nam się to nie udało. To przedstawienie postawiliśmy w półtora miesiąca, w czym zasługa pracowników i twórców, z reżyserem Pawłem Szkotakiem na czele.

Bardzo trudnym tematem dla każdego teatru w Polsce jest widz młodzieżowy, który zazwyczaj nie jest zainteresowany teatrem. Jak staraliście się go przyciągnąć do Miniatury?

- Faktycznie jest to okres życia, w którym odrzucamy to, co nie jest "nasze" - wszystko, o czym mówią do nas inni, ale nie rówieśnicy. Z tego powodu organizowaliśmy Przegląd Teatru dla Młodzieży "Co nowego?". Zrobiliśmy kilka pierwszych kroków w tym kierunku, by widza młodzieżowego poznać i zaciekawić Teatrem Miniatura. Myślę, że warto kontynuować tę pracę. Wielu rzeczy już się dowiedzieliśmy, ale nie wszystko udało nam się wprowadzić w życie. A warto na przykład uprawiać teatr partycypacyjny, w którym o młodzieży mówi sama młodzież. Myślę, że pozostawiam odpowiedni klimat i narzędzia, by ten wątek rozwinąć. Do nich zaliczyłbym współpracę ze Stowarzyszeniem Kulturalno-Edukacyjnym Most, działającym przy Miniaturze.

Są dwie grupy, do których Miniatura od lat konsekwentnie się zwraca - najmłodsze dzieci, czyli tzw. "najnaje", oraz dorośli.

- Przestrzeń teatru dla "najnajów" jest jeszcze do zagospodarowania. Pierwszy z naszych spektakli dla dzieci w wieku od 0 do 4 lat - "Afrykańska przygoda" - był zakontraktowany jeszcze przez mojego poprzednika. Dowodem tego, jak istotny to repertuar, jest fakt, że spektakl ten do dzisiaj cieszy się wielkim powodzeniem, a "najnaje" odwiedzają go z rodzicami już od blisko ośmiu lat. Od tego zaczęła się nasza przygoda z najmłodszymi odbiorcami. Jednak głośno muszę powiedzieć, że ten rodzaj teatru czeka na rozwój.

Jeśli chodzi o dorosłych to nasze pierwsze poszukiwania dotyczyły widza młodzieżowego, ale z towarzyszącą temu świadomością, że chcemy zainteresować nie tylko dzieci, ale też ich opiekunów i rodziców, którzy mogą tu znaleźć coś dla siebie. Chcieliśmy, aby Miniatura nie kojarzyła się tylko z jednym etapem życia i żeby stała się teatrem, do którego można przychodzić przez cały czas. Było to dla nas istotne także z przyczyn artystycznych, aby konfrontować się z widzami o różnych doświadczeniach.

Otworzyliście Miniaturę na debaty czy spotkania dotyczące tematyki poruszanych przez was tematów i nie tylko.

- Mamy kilka pięknych słów, które są bardzo pojemne w swoich znaczeniach. Jednym z nich jest "miejsce". Teatr jest miejscem - to nie tylko budynek, plac czy scena. Do miejsca się przychodzi, w miejscu się jest, w nim rozmawia się, poznaje różne rzeczy. Chcieliśmy, by Miniatura była takim właśnie miejscem i do tego dążyliśmy. I dlatego mamy na uwadze nie tylko dzieci w wieku szkoły podstawowej, chociaż z myśleniem na temat naszych powinności i grania tylko dla dzieci w wieku 5-12 lat wciąż się konfrontujemy.

Czytelnicy Trojmiasto.pl często pytają, po co Teatr Miniatura wchodzi w rolę Teatru Wybrzeże i robi spektakle dla widzów dorosłych. Dlaczego je robicie?

- Spotykamy się z różnymi zarzutami. Na przykład, że nie ma u nas lalek - dostaliśmy I Nagrodę na najważniejszym w Polsce festiwalu lalkowym w Opolu za spektakl lalkowy "Krzyżacy". Słyszymy, że nie jesteśmy teatrem dla dzieci. Z 35 wszystkich zrealizowanych przez teatr, nie licząc tych powstałych w ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich spektakli, aż 23 spektakle powstały z myślą o dzieciach. Teatr Miniatura powinien być według mnie miejscem obecnym w naszym życiu bez względu na wiek. Staramy się zerwać z myśleniem: "nie pójdę tam, bo chodziłem tam jako dziecko". Przeciwnie - chciałem sformatować to myślenie na takie: "pójdę tam na swoją pierwszą randkę". To nie jest żaden obciach.

Chcieliśmy - i myślę, że to będzie kontynuowane - tworzyć teatr obecny w życiu miasta. Rozwijaliśmy oczywiście przede wszystkim teatr dla dzieci i młodzieży. To, że realizowaliśmy przy okazji wiele innych inicjatyw i byliśmy otwarci na otoczenie, tylko nas wzbogacało. Trzeba pamiętać, że Miniatura to nie jest teatr prywatny ani teatr autorski - to teatr publiczny. Naszą powinnością było to, żeby gościli tutaj artyści różnej proweniencji. Warto uszanować odmienne konwencje i inne widzenie świata czy formy scenicznej. Dla mnie eklektyzm był, jest i będzie wielkim walorem Miniatury. Taka jest powinność teatru publicznego.

Co się nie udało przez te osiem lat w Teatrze Miniatura?

- Nie udało się przede wszystkim wyremontować sceny i zaplecza sceny oraz doczekać teatru młodzieżowego, który w pełni angażuje młodych ludzi. Jeśli miałbym wskazać jakiś powód ewentualnego dłuższego pobytu w Miniaturze, to właśnie te dwa zagadnienia powodują największy niedosyt. Nie udało mi się ponadto zrealizować pożegnalnego spektaklu. Przed Miniaturą jest jeszcze wiele wyzwań artystycznych i organizacyjnych. Przyszły dyrektor zna nasz teatr, ma wizję i głowę pełną pomysłów. Może jemu uda się zrealizować wszystkie cele, czego życzę.

Byłeś w minionym roku szefem dwóch instytucji teatralnych. Zamykanie pewnego etapu w Teatrze Miniatura zbiegło się z nowym otwarciem w Operze Bałtyckiej.

- Bardzo dziękuję za to doświadczenie i nikomu go nie polecam. Świata nie buduje się w pojedynkę. Gdyby nie współpracownicy i wielkie obustronne zaufanie w Teatrze Miniatura oraz bez wsparcia współpracowników w Operze Bałtyckiej prowadzenie obu teatrów nie byłoby możliwe. W obu tych instytucjach są świetni profesjonaliści, pasjonaci i prawdziwi ludzie teatru, dla których teatr to życie. Składam im w tym miejscu wielki ukłon w podzięce. I dziękuję za wspólną pracę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji