Artykuły

Lublin od Warszawy leży niedaleko

Zaledwie 174 kilometry, a więc niecałe dwie godziny jazdy samochodem. A jednak przez czterdzieści lat istnienia Teatru im. Osterwy, byłam tam tylko dwa razy - na Jubileusz Teatru w roku 1984 i wkrótce potem. Jubileuszowym spektaklem było "Wesele" - uroczystość wspaniała, towarzyskie spotkanie wielu aktorów, którzy w pierwszym po wojnie "Weselu", otwierającym działalność teatru w wolnym mieście Polski, grali - Gospodarza, Marysię, Pana i Pannę Młodą. Wcześniej była Zemsta z tuzami naszej sceny -Janem Swiderskim w roli Cześnika i Ignacym Gogolewskim w roli Rejenta. Dyrektorem teatru był wówczas Ignacy Gogolewski, który bardzo zabiegał o to, aby na scenie jego Teatru grali znani, wybitni polscy aktorzy.

Moje prawdziwe i trwale kontakty z teatrem im. Osterwy zaczęty się z chwilą objęcia dyrekcji przez A Rozhina. Znałam go już wcześniej, zawsze podziwiałam świetny zmysł organizacyjny, a przede wszystkim jego talent reżyserski, jego wizję współczesnego teatru i znajomość psychologii widza. Zwłaszcza psychologii widza nie największego miasta, w którym rozrywek kulturalnych nie ma za wiele i gdzie jest tylko jeden zawodowy teatr. Stąd musi być w nim repertuar różnorodny i często zmieniany. Ponadto Andrzej Rozhin umie pracować z zespołem, gdzie każdy jest indywidualnością samą dla siebie, indywidualnością, gdzie ścierają się poglądy na teatr starszego i młodego pokolenia. Andrzej Rozhin, znam to z jego pracy w innych pozalubelskich teatrach, świetnie godzi tę różnorodność spojrzenia. Jest po prostu łubiany i niejeden zespól aktorski chciałby go mieć za swojego dyrektora. To rzadkie zjawisko w naszym współczesnym, skłóconym świecie. Dziś już nie pamiętam, czy jego pierwszym spektaklem w Lublinie, który obejrzałam, była "Iwona Księżniczka Burgunda" Gombrowicza czy "Mandat" Erdmana. Oba przedstawienia bardzo mi się podobały i potwierdziły moją dotychczasową opinię wyrobioną na podstawie wcześniej obejrzanych przedstawień w innych teatrach, że dodatkową zaletą jego pracy reżyserskiej, jest umiejętność operowania tłumem. Potrafi malować na scenie obrazy z dużym zespołem aktorskim, nierzadko dając też własną wizję plastyczną i dobierając odpowiednią muzykę. Tak było w wypadku "Iwony". To przedstawienie utkwiło mi zresztą szczególnie w pamięci. Po raz pierwszy zobaczyłam tu zupełnie inne potraktowanie tytułowej bohaterki. Dotychczas Iwona była smutną, zapuszczoną i brzydką dziewczyną, którą, z powodu jej odrażającej brzydoty, uśmierca piękny Dwór. W inscenizacji Andrzeja Rozhina Iwona jest piękną, zjawiskowo piękną, niczym z zaświatów, dziewczyną. To dworacy są odrażający - ona do nich nie pasuje i dlatego muszą ją zabić z racji "Najwyższego majestatu". Nie zapomnę finału spektaklu. Iwona uśmiercona ością karasia leży na scenie ku uciesze Dworu, ale jej postać ukazuje się w różnych miejscach ostatniego balkonu. Gdzieś w zaświatach Iwona jest wciąż żywą, śliczną dziewczyną, nie pasującą do tego świata.

W następnych latach widziałam też inne przedstawienia tego reżysera - "Lwów Semper Fidelis", "Strych", "musichola dla dzieci i młodzieży", "Farsę o śmierci Gheldorodego", "Sztukmistrza z Lublina" Singera i ostatnio "Człowieka z La Manchy". Wielkie, zespołowe przedstawienia, doprowadzone do perfekcji w najdrobniejszym szczególe. Bo ten teatr nie może bazować tylko na wielkich nazwiskach. Po prostu w tym zespole nie ma "wielkich gwiazd", choć jest on bardzo sprawny, znakomity wokalnie i ruchowo. Jest to głównie młodzież, chętnie jednak korzystająca z doświadczeń starszych aktorów - Anny Świetlickiej, Jadwigi Jarmuł, Włodzimierza Wiszniewskiego, Piotra Wysockiego, Ludwika Paczyńskiego i wielu innych świetnych aktorów, którzy z Teatrem Osterwy związani są od lat.

Andrzej Rozhin należy też do reżyserów, którzy nie boją się w teatrze konkurencji. Zaprasza wielu innych dobrych reżyserów, scenografów, kompozytorów, którzy tworzą repertuar różnorodny. I tak w ciągu ostatnich lat do teatru zaproszeni byli Tadeusz Kijański, Konrad Lesisz, Jan Szurmiej, Jacek Andrucki, Bogusław Linda...

W ubiegłym roku Teatr przeżył szok. Oto z dnia na dzień decyzją ówczesnego wojewody, Andrzej Rozhin został odwołany (a raczej próbowano go odwołać) z funkcji dyrektora. Zarzuty: nieumiejętne gospodarowanie państwowymi pieniędzmi. Ta "nieumiejętność" polegała na zbudowaniu -wreszcie po latach walki - zaplecza -garderób dla aktorów i przyteatralnego hotelu dla gości - reżyserów, scenografów, kompozytorów i zaproszonych krytyków. Na szczęście zwyciężył zdrowy rozsądek i to wojewoda został odwołany, a nie dyrektor Andrzej Rozhin...

I tak Teatr Osterwy w Lublinie wkroczył w swoje 50-lecie pod batutą właściwego dyrygenta - bo przecież w każdej orkiestrze to on jest najważniejszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji