Ładnie umierają
"Trojanki" Eurypidesa w reż. Jana Klaty w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Maciej Stroiński.
Byłem akurat w Gdańsku w drodze do gdzie indziej, pomyślałem: obejrzę, pomyślałem: napiszę. Spektakl miał pecha, że leciał. Reobejrzę i renapiszę, dziesięć miechów po premierze, kiedy przedstawienie miało już szansę na wszystko, a zwłaszcza żeby zrozumieć, o czym samo jest. Na premierze "Trojanki" były o "co dalej" Troi tylko na słowo honoru, teraz są o tym naprawdę. Jakość spektaklu najłatwiej ocenić czytelnością tekstu: jeśli rozumiesz, co mówią i czemu, to już dziewięćdziesiąt procent sukcesu wieczoru. W lipcu 2019 "Trojankom" chodzi już tylko o Eurypidesa, o podanie jego tekstu w najlepszy możliwy sposób, spektakl przejęli aktorzy i nikt już nie myśli o psychobebechach pana reżysera.
Fabuła polega na serii bad newsów: będzie najgorzej, a każde kolejne jest najgorsze jeszcze bardziej. Np. bad news "zabijemy twoją córkę", a potem worse news: "a potem zgwałcimy", a potem najgorszy news: "a ciebie nie zabijemy". Spektakl jest smutny i niewesoły. Klata umie w takie rzeczy, ceni ból na scenie. Wie, jak wystawić traumę, mrok, cierpienie: muzyką, ruchem, ogólnie OPRAWĄ. Chciałbym mieć pogrzeb w jego reżyserii, wszyscy by ryczeli, nawet ci, co mnie nie lubią. I w tej czarnej mszy na scenie jest nieironiczny, a to coraz rzadsze. Ironia będzie, ale na końcu - ładnie oddzielona. Do kreski na serio, śmiane będzie po ukłonach. Katarzyna Figura znajdzie swe zastosowanie.
Dorota Kolak dostaje słuszne pochwały za tę wielką rolę z wielkiego repertuaru. Spektakl też jest pochwalany, a ja się przyłączam, bo się okazuje, że nie istnieje teatr "po bożemu", a tylko dobry i nie.
Podczas sceny zbiorowego gwałtu post mortem współwidz powiedział pod nosem: "chyba wystarczy...". Chodziło o niemetaforyczność tej inscenizacji, nieskrócenie czynu.
Czy "Trojanki" są teatrem politycznym? Pytam o to, jak pielęgniarka pyta się o stolec: nie bo ją interesuje. Więc czy polityczny? Jeśli myślimy o sprawach, które dwa do trzech tysięcy lat temu były bieżącymi, czyli przed Fejsbukiem, to tak, por. Olga Śmiechowicz, "Didaskalia do historii". Spektakl jest nieaktualny, bo dzisiaj ludzie nie nazywają się Poliksena.